Spór rządu i prezydenta o Ukrainę i "format normandzki". Koniec przyjaznej kohabitacji?
Szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna skrytykował postawę Andrzeja Dudy po tym, jak prezydencki postulat zmiany formatu negocjacji pokojowych ws. konfliktu w Donbasie został odrzucony przez prezydenta Ukrainy Petro Poroszenkę. Zdaniem ekspertów oba ośrodki władzy popełniły błąd, osłabiając w ten sposób pozycję Polski. - Źle jest, kiedy polityka staje się przede wszystkim funkcją wewnątrz politycznych konfliktów. Powinniśmy się pilnować, by w jak najmniejszym stopniu podziały te dyktowały nam politykę zagraniczną - mówi WP dr hab Marek Cichocki z UW.
25.08.2015 | aktual.: 25.08.2015 18:12
Prezydent Duda zapowiadał, że propozycja zmiany formuły negocjacji - i poszerzenia "normandzkiej czwórki" o Polskę i inne państwa - będzie tematem rozmów podczas jego piątkowej wizyty w Berlinie, gdzie spotka się zarówno z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, jak i prezydentem Joachimem Gauckiem. Jednak już w poniedziałek możliwość zmiany formatu rozmów wykluczył główny zainteresowany, prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Zrobił to w dodatku właśnie w Berlinie, gdzie spotkali się liderzy Niemiec, Francji i Ukrainy, by rozmawiać o realizacji porozumień mińskich.
- Mamy format miński i format normandzki; w ramach tych formatów możemy o wszystkim dyskutować - uciął ukraiński przywódca.
Zdaniem dr Marka Cichockiego, wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego, decyzja Poroszenki była "zrozumiała i suwerenna".
- Poroszenko uznał po prostu, że te dwie płaszczyzny: format normandzki i porozumienie "Mińsk II" dają mu możliwość prowadzenia swojej polityki w bardzo trudnej sytuacji, gdzie z jednej strony jest pod presją wojny narzuconej przez Rosję, a z drugiej ostrego kryzysu gospodarczego. Biorąc pod uwagę to, że Ukraina musi ubiegać się o pomoc finansową, Poroszenko zdecydował, że ten format jest rozwiązaniem najbardziej poważnym - mówi ekspert. Jego zdaniem, postulat włączenia Polski do rozmów obnażył pustkę polskiej polityki wobec Ukrainy.
- Czasami mam wrażenie, że domaganie się poszerzenia formatu normandzkiego jest pewnym rodzajem ucieczki od zadania sobie podstawowych pytań o cele polityki wobec Ukrainy, dlatego myślę, że Polska nie powinna o to walczyć za cenę braku samodzielnego myślenia na ten temat. Polska nie tylko nie ma polityki wobec Ukrainy, ale nie ma nawet koncepcji takiej polityki. Dzisiejsza sytuacja jest dobrą okazją do tego, by zadać sobie kilka podstawowych pytań o to, jakie są nasze cele. To tym bardziej ważne, że to nasz kluczowy partner w regionie i państwo o dużym potencjale - dodaje Cichocki.
To, że Polska nie ma wypracowanej polityki dotyczącej naszego największego sąsiada potwierdził pośrednio we wtorek minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, który otwarcie skrytykował działania prezydenta Dudy, nazywając jego wypowiedzi na temat poszerzenia formatu rozmów o Donbasie "nieszczęśliwymi i niezręcznymi". Wbrew ambicjom wyrażanym przez Pałac Prezydencki powiedział, że Polska powinna wspierać rozmowy kwartetu. Tymczasem jeszcze niedawno szef MSZ mówił, że format normandzki "wyczerpał się" i powinno się dążyć do jego zmiany. Zdaniem dr Janusza Sibory, badacza dyplomacji i protokołu dyplomatycznego, takie działanie podważa powagę polskiej dyplomacji.
- Z punktu widzenia robienia polityki Schetyna ma rację, bo występować z propozycją nowego formatu w sytuacji debiutującego prezydenta, szczególnie w przypadku gdy nie ma się pewności, że jest to realnie osiągalne, jest po prostu nierozważne. Ale bardzo martwi to, że w polityce zagranicznej przestajemy mówić jednym głosem. Zarówno wystąpienia rządu w sprawie polityki zagranicznej, jak i tak poważne deklaracje prezydenta powinny być konsultowane - mówi Sibora. - Tu widać duży brak profesjonalizmu zarówno Pałacu, jak i rządu. Rzuca to poważny cień na nadchodzącą wizytę prezydenta w Berlinie i osłabia jego pozycję - dodaje.
Podobnego zdania jest Cichocki.
- Bardzo źle się dzieje, kiedy polityka zagraniczna staje się przede wszystkim funkcją wewnętrznych politycznych konfliktów. Powinniśmy się pilnować, by w jak najmniejszym stopniu podziały te dyktowały nam politykę wobec zagranicy - mówi ekspert.
Zobacz również: Sikorski w CNN o wojnie na Ukrainie