Sponsoring po polsku - co zawiera się w cenie?
- Sponsoring to prostytucja tylko nieco zawoalowana, można powiedzieć "w białych rękawiczkach". Studentki traktują związek ze sponsorem jak pracę, inwestycję w swoją przyszłość - mówi Wirtualnej Polsce prof. Elżbieta Michałowska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.
22.02.2012 | aktual.: 23.02.2012 16:35
WP: Paulina Piekarska: Do kin wszedł właśnie „Sponsoring” Małgorzaty Szumowskiej. Z badań prof. Jacka Kurzępy ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu wynika, że jedna piąta polskich studentek dorabia seksem. To już nie jest nisza. Zaskoczyła panią skala tego zjawiska?
Prof. Elżbieta Michałowska:Mam do nich dystans, ponieważ są to jedynie szacunkowe dane. Sama prowadzę badania nad sponsoringiem i wiem, że dla tych dziewczyn najważniejsze jest utrzymanie ich zajęcia w tajemnicy. Dlatego nie wiemy dokładnie, ile ich jest.
WP: Problemy finansowe to norma w życiu studentów, szczególnie tych, którzy muszą się sami utrzymywać. Kiedyś jednak pracowali na zmywaku czy dawali korepetycje… Dlaczego dziś coraz częściej decydują się sprzedawać własne ciało?
- To kwestia zmiany stosunku do własnego ciała. Kiedyś ciało i dusza traktowane były jako oddzielne byty, później nastąpiła ich integracja, teraz obserwujemy ponownie proces rozszczepiania. Ciało stało się produktem. Wszystkie utrzymanki uważają się za atrakcyjne, traktują swoje ciało jako towar, który może im dać uczciwy dochód. One traktują to jak pracę, inwestycję w siebie, w swoją przyszłość.
WP: W jaki sposób dotarła pani do „uniwersytutek”, jak nazywa je prof. Kurzępa?
- Wraz z moimi studentami wysyłaliśmy ankiety do dziewczyn, które zamieściły ogłoszenie, że szukają sponsora na jednym z portali. W sumie rozesłaliśmy prawie 500 ankiet. Wróciła do nas ponad połowa. Niektóre z dziewczyn zgodziły się na rozmowę przez Skype’a lub gadu-gadu.
WP: Kim one są?
- Studiują psychologię, filologię, architekturę, prawo kanoniczne, kierunki artystyczne. Najmłodsza z naszych respondentek miała 18 lat. Przeważają dziewczyny z dużych miast, jedna szósta badanych pochodzi ze wsi. To pewna rewolucja - wieś zawsze była formą wspólnoty nawzajem mocno się kontrolującej, w której mocno zakorzeniony był kult tradycyjnych wartości. Te dziewczyny chcąc wyrwać się do miasta, jedyną drogę widzą w znalezieniu sponsora, który zagwarantuje im elementarne warunki finansowe.
WP: To są tylko dziewczyny z ubogich rodzin?
- Nie tyle ubogich, co mniej zamożnych. Takich jest najwięcej, w ich przypadku decydujące jest kryterium ekonomiczne. Ale na sponsoring decydują się także dziewczyny pochodzące z tzw. dobrych domów, które chcą uprzyjemnić sobie życie. Z moich badań wynika, że wszystkie łączy podobna sytuacja życiowa – wychowały się w rodzinie, w której dominującą rolę pełniła matka, ojciec był wycofany, nie łączyły go z córką silne relacje. Kryzys ojcostwa, który obserwujemy od kilku lat, powoduje, że część młodych kobiet szukając sponsora, stara się wypełnić potrzebę posiadania silnego męskiego wzorca. Sponsorami przeważnie są dojrzali mężczyźni. Dla młodej dziewczyny w pewnym sensie staje się on substytutem ojca.
WP: Niektóre dziewczyny deklarują, że szukają sponsora, ponieważ chcą przeżyć przygodę, poczuć dreszcz emocji.
- Życie wydaje im się monotonne, nic się w nim nie dzieje. Potrzebują adrenaliny. Inną grupę stanowią dziewczyny, które przeżyły zawód miłosny i nie chcą się angażować emocjonalnie. Pasuje im taki jasny układ. Sponsor daje im namiastkę prawdziwego związku, więc nie czują się samotne. Niektóre z badanych przez nas kobiet zwracały uwagę na to, że dzięki sponsorowi czują się dowartościowane.
WP: Ile to kosztuje?
- Sytuacje, gdy sponsor opłaca mieszkanie lub daje stałą pensję, należą do rzadkości. Stawki są różne – często to ok. 150-200 zł za spotkanie. Dziewczyny miesięcznie mają z tego około 1000 zł.
WP: To niedużo.
- Tak, to nie są powalające sumy. Wiele dziewczyn dostaje prezenty – kosmetyki, ciuchy, biżuterię, wyjścia na imprezy. Niektóre wyjeżdżają ze sponsorem na urlop. Zdarza się, że dziewczyna ma dwóch sponsorów, wtedy jej dochody rosną. Podobno zdarzają się dziewczyny, które miesięcznie mogą zarobić nawet 15 tys. zł. Ale to są wyjątki.
WP: Co zawiera się w cenie?
- Przede wszystkim seks, ale ważna jest też rozmowa. Co ciekawe, wiele utrzymanek uważa, że robi coś dobrego, pomaga sponsorowi. Czują się psychoterapeutkami, on opowiada im o swoich problemach w pracy, w domu. Czasami towarzyszą mu na spotkaniach biznesowych, bankietach, on zaprasza je do teatru, kina. Są też sponsorzy przyjezdni – np. mężczyzna pojawia się w mieście służbowo raz w miesiącu - wtedy dziewczyna musi być do jego dyspozycji.
WP: Kto stoi po drugiej stronie – kim są sponsorzy?
- Najczęściej mają od 35 do 45 lat, ale zdarzają się też starsi. Połowa z nich to samotni, zapracowani mężczyźni, którym trudno zbudować normalny związek, ale potrzebują stałego kontaktu z kobietą, bezpiecznego seksu. Na początku znajomości wyraźnie podkreślają, że dziewczyna musi być wierna. To poczucie wyłączności jest dla nich bardzo istotne. Druga połowa ma rodziny, w których czują się jednak nierozumiani. Oprócz seksu szukają kogoś, kto ich wysłucha. Dziewczyny nawet wolą żonatych, mają wtedy pewność, że nikt się o tym nie dowie. Niektórzy faceci wybierają sponsoring, ponieważ wtedy czują swoją władzę, mają świadomość, że ktoś od nich zależy. WP: Wiele dziewczyn nie widzi w byciu utrzymanką nic złego.
- Sponsoring to stała relacja, dlatego większość utrzymanek nie nazywa tego prostytucją. Uważają, że prostytutki pracują na ulicy lub w agencji, a one nigdy by się na to nie zdecydowały. W relacji sponsorowanej to kobieta decyduje z kim pójdzie do łóżka. Jedynie 3% studentek przyznało, że można je nazwać ekskluzywnymi prostytutkami. Sponsorowane dziewczyny myślą o sobie w kategoriach „przyjaciółki” czy „kochanki”. Oczywiście jest to racjonalizacja swoich zachowań.
WP: Bo sponsoring to prostytucja, nie da się temu zaprzeczyć.
- Oczywiście. Najprostsza definicja prostytucji mówi, że jest to świadczenie usług seksualnych bez zaangażowania emocjonalnego w zamian za dobra materialne. Więc jakby na to nie patrzeć, sponsoring jest prostytucją tylko nieco zawoalowaną, można powiedzieć „w białych rękawiczkach”.
WP: One wiedzą o tym i dlatego ukrywają to, co robią, przed przyjaciółmi i rodziną. Boją się potępienia.
- To, że o wszystkim mogłaby się dowiedzieć rodzina, wywołuje u nich panikę. Boją się reakcji otoczenia, ponieważ ich system wartości jest taki sam, jak większości społeczeństwa. Najważniejsza jest dla nich rodzina, praca, miłość, zdrowie, wiara… W przyszłości chcą mieć męża, dzieci, stabilizację zawodową. Podkreślają, że sponsoring to dla nich zajęcie chwilowe, ale bardzo trudno jest im od tego odejść. Jeśli mają jednego sponsora przez dłuższy czas, to przechodzi w trwałą relację.
WP: Zdarza się, że dziewczyna zakochuje się w sponsorze?
- One wiedzą, że układ sponsorski ma dość szczególny charakter, ale mimo to trudno zbudować taki bezinteresowny związek. Niektóre z nich wchodząc w taką relację może po cichu liczą, że poznają bogatego faceta, z którym będą mogły ułożyć sobie życie. Sponsor ma jednak jasne oczekiwania co do tego typu relacji.
WP: Dziewczyna, która doświadczyła sponsoringu, jest w stanie zbudować zdrową relację z mężczyzną? Założyć rodzinę?
- Z całą pewnością to zostawia ślad w psychice. Taka dziewczyna będzie miała problem ze zbudowaniem trwałego związku opartego tylko na uczuciu, bezinteresownym oddaniem się partnerowi. Będąc utrzymanką przyzwyczaiła się, że jeśli coś jej się nie podobało, mogła w każdej chwili przerwać znajomość i zawiązać nową. Tak samo może postępować w związku - gdy pojawiają się jakiekolwiek kłopoty, będzie wolała się rozstać niż próbować je rozwiązać. Inną kwestią jest fakt, że po takich doświadczeniach wytwarza się przekonanie, że związek musi się opłacać finansowo. Uczucia pozostają na drugim planie. Myślenie „czy to mi się opłaca?” może jej towarzyszyć już zawsze.
WP: Jedna z bohaterek filmu Szumowskiej mówi: „z tym jest jak z paleniem - uzależnia”.
- Kobieta przyzwyczaja się, że to ona w pełni kontroluje sytuację. Poza tym żyje na pewnym poziomie, z czego trudno jej zrezygnować.
WP: „Sponsoring” reklamowany jest hasłem: „Czego pragną kobiety, o czym marzą mężczyźni, a wstydzą się powiedzieć”. Andrzej Chyra mówił, że można ten film traktować jako oskarżenie mężczyzn, wykorzystujących dziewczyny. Jednak w tym świecie, te dziewczyny są w pewnym sensie na „swoim miejscu”. Obie strony dobrowolnie się na taki układ zgadzają, nikt nikogo do niczego nie zmusza.
- Przekonanie, że to mężczyźni są wszystkiemu winni, jest anachroniczne. To prawda, że historycznie i kulturowo ukształtowana relacja między kobietą a mężczyzną zakładała, że to facet był macho, a kobieta zawsze była stroną podporządkowującą się, ale w tym przypadku to ona szuka sponsora. Decydując się na tego typu ogłoszenie, ma świadomość konsekwencji takiego działania. Pamiętajmy także, że około 30% tych kobiet robi to, by poczuć adrenalinę i „smak” tajemnicy. Niektóre mówiły, że „żałują, że tak późno sięgnęły po tę rozrywkę”. Nazywają to zabawą, hobby.
WP: Jak dziewczyny znajdują sponsora? Nie wszystkie dają ogłoszenie.
- Zdarza się, że sponsor mówi dziewczynie, którą utrzymuje, że ma kolegę, który też jest zainteresowany taką relacją. Wtedy ona szuka kogoś w kręgu swoich zaufanych koleżanek.
WP: W ostatnim czasie pojawiło się kilka filmów podejmujących temat prostytucji nieletnich – „Galerianki” Katarzyny Rosłaniec, „Świnki” Roberta Glińskiego, teraz „Sponsoring”. Wnioski, jakie się nasuwają po ich obejrzeniu, są bardzo smutne. Młodzi ludzie mają wypaczone podejście do własnego ciała i seksu. Są zagubieni czy zepsuci?
- Ani jedno, ani drugie. To po prostu znak naszych czasów. Dziś dużo wcześniej rozbudza się u dzieci kontakt z własnym ciałem. Wystarczy popatrzeć na oglądane przez nastolatki teledyski czy programy. Ciało jest w nich pokazywane w sposób bardzo erotyczny, natomiast procedury uświadamiania dzieci, rozpoznawania swojej cielesności w wymiarze edukacyjnym czy rodzinnym są skandaliczne. Rodzice nie rozmawiają o tych kwestiach, ponieważ uważają, że powinna to robić szkoła. WP: Ta zaś albo tego nie robi, albo robi to w sposób nieudolny.
- Przedmiot przygotowanie do życia w rodzinie prowadzą często katecheci, którzy nie mają odpowiedniego przygotowania. Dziecko ze swoją cielesnością zostaje samo.
WP: Zostaje mu telewizja i internet, a tam raczej nie nauczy się szacunku do własnego ciała.
- Dziś jedynym edukatorem w tych kwestiach stają się media, które pokazują ciało w określony sposób - jako produkt. Trzeba też pamiętać, że obecnie dzieci dużo szybciej dojrzewają. Jeszcze 15 lat temu dziewczynki dojrzewały w wieku 14-15 lat. W tej chwili ten wiek się obniżył do 11-12 lat.
WP: Edukatorki Pontonu alarmują, że gwałtownie obniża się wiek inicjacji seksualnej.
- W łódzkim szpitalu ginekologicznym rodzą 13-, a nawet 12-latki. To znak, że gdzieś to wszystko strasznie się pogubiło. Słyszymy o szokujących seksualnych zabawach gimnazjalistów. Dla nich erotyzm przestaje być czymś intymnym. Nie łączą go z zaangażowaniem emocjonalnym, bliskością, zaufaniem do partnera. Staje się grą, która dostarcza ekstremalnych emocji.
WP: Może winni są rodzice?
- Oni są zaganiani, nie wiedzą, jak rozmawiać z dziećmi o seksie. Oni byli wychowywani w innej rzeczywistości. To jest też kwestia kryzysu instytucjonalnego, który obserwujemy czyli kryzysu rodziny, szkoły, instytucji kościelnych. Wszystko, co kiedyś było święte, w tej chwili przestaje takie być.
WP: Dziewczynki w internecie sprzedają cnotę, wysyłają swoje nagie zdjęcia za doładowanie telefonu… Rośnie nam pokolenie porno?
- Porno to może za mocno powiedziane, ale to prawda, że młodzież coraz częściej nastawiona jest na przyjemność. To nowa moralność. Prowadzi ona do innego sposobu widzenia świata i siebie w tym świecie. Aspekt ekonomiczny to tylko jeden z powodów wchodzenia młodych ludzi w świat prostytucji. Innym jest czynnik zabawowy. Ma być miło i przyjemnie, zupełnie pomija się kwestie emocjonalne. Ciało zaczyna służyć narzędziom ekonomicznym. Dla młodych ludzi staje się ono jedynie źródłem zabawy i przyjemności.
WP: Będzie coraz gorzej?
- Lawina ruszyła i nie można jej już zatrzymać. Czy będzie gorzej nie wiem, na pewno inaczej. Oczywiście można powiedzieć, że te nowe zjawiska wywołują ogromne szkody w sferze psychicznej, ale trzeba też zrozumieć, że świat się po prostu zmienia. Jesteśmy świadkami przemian społecznych związanych z ponowoczesnością, o której mówił Zygmunt Bauman. Cechuje ją m.in. fragmentaryczność naszej osobowości, ulotność relacji międzyludzkich, indywidualizacja życia.
WP: Widzi pani jakieś rozwiązanie, światło w tunelu?
- Zabrnęliśmy wychowawczo i edukacyjne w ślepy zaułek w relacjach z młodzieżą. Mamy potworne problemy z funkcjonowaniem rodziny. Szkoła kompletnie odpuściła sobie wychowanie, koncentruje się na edukacji. Kościół, który zawsze miał istotne znaczenie w kształtowaniu pewnych postaw, w tej chwili ma poważne problemy wewnętrzne. Brakuje nam autorytetów, które kształtowałyby postawy normatywne.
WP: To bardzo pesymistyczna diagnoza.
- Ten proces będzie trwał i musimy być świadomi, do czego może doprowadzić, kiedy go nie będziemy kontrolować. Edukacja młodzieży musi się opierać na wielu środowiskach – zaczynając od rodziny, aż po szkołę, do której muszą wejść kompetentni ludzie, pokazujący możliwe zagrożenia. Są ośrodki, które już to robią, ale za rzadko i niestety często na dramatycznie niskim poziomie. Trzeba znaleźć pieniądze na odpowiednie programy i dobrze je zorganizować, żeby to miało sens. Reform potrzebuje też polskie szkolnictwo. Młodych ludzi trzeba uświadamiać. Muszą wiedzieć, jak uniknąć niechcianej ciąży i jak zabezpieczać się przed chorobami. Przemian społeczno-kulturowych nie da się zatrzymać, ale trzeba je kontrolować i przede wszystkim wspierać młodzież.
Prof. dr hab. Elżbieta Michałowska pracuje w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, specjalizuje się w problematyce dewiacji i patologii społecznej, głównie wśród młodzieży. Prowadzi badania nad prostytucją wśród nieletnich, przestępczością, uzależnieniami i subkulturami młodzieżowymi. Jest autorką i współautorką trzech książek i kilkudziesięciu artykułów naukowych.