PolskaSpadł jak kamień

Spadł jak kamień

Dwaj mężczyźni zginęli w katastrofie niewielkiego samolotu turystycznego, który rozbił się w piątek rano na katowickim lotnisku Muchowiec. Maszyna runęła zaraz po starcie. Nie wiadomo jeszcze, co było przyczyną tragedii.

Spadł jak kamień
Źródło zdjęć: © PAP | Bogdan Kułakowski

17.08.2003 | aktual.: 17.08.2003 12:06

Lotnisko na Muchowcu należy do Aeroklubu Śląskiego. Jednosilnikowy Junior JK5 był własnością 47-letniego Jerzego P. z Mysłowic, licencjonowanego pilota z dużym doświadczeniem. Wykorzystywał samolot do celów turystycznych. Jak twierdzą pracownicy aeroklubu, latał nim kilka razy w tygodniu. Tym razem zabrał na pokład 61-letniego Józefa G. z Katowic, instruktora pierwszej klasy z jeszcze większym niż on stażem w powietrzu. Gdzie zamierzali polecieć - nie wiadomo.

Wczoraj zawiadowca lotniska zaczynał pracę dopiero w południe. Po godzinie dziewiątej Muchowiec był jeszcze uśpiony. Pilot zgodnie z procedurą zgłosił lot do warszawskiego Ośrodka Zarządzania Przestrzenią Powietrzną w Agencji Ruchu Lotniczego i po ocenie kierunku wiatru wybrał kierunek startu. Maszyna wzbiła się ponad trawiasty pas startowy tuż przed godziną dziesiątą. Gdy znajdowała się na wysokości 50 metrów, nagle runęła na ziemię.

- Nie znamy jeszcze przyczyny wypadku. To wyjaśni dopiero komisja - mówi Jarosław Szołtysek, dyrektor aeroklubu, który przyjechał na Muchowiec zaraz po katastrofie.

Kilku świadków stwierdziło, że w samolocie zgasł silnik. Czy siedzący za sterami popełnił jakiś błąd? Niebo zasnute było chmurami, ale nie padał deszcz, a podmuchy wiatru były słabe. Nie wiadomo, czy pogoda miała jakiś wpływ na tragedię. Maszyna runęła około 150 metrów przed końcem lotniska. Spadła w wysoką trawę niedaleko jednego ze stawów. Uderzenie o ziemię zmiażdżyło dziób i złamało skrzydła. Obaj mężczyźni ponieśli śmierć na miejscu. Ciała wyciągali z wraku strażacy. Tuż po godzinie jedenastej taksówka przywiozła zapłakaną żonę jednego z nich. W chwilę później kobieta zasłabła. Zabrało ją pogotowie.

Po godzinie przyjechały kolejne samochody straży pożarnej. Pojawił się wóz ratownictwa technicznego oraz ratownictwo chemiczne. Z wraku należało wypompować paliwo. Upadek nie wywołał pożaru. Pracownicy Aeroklubu Śląskiego byli zaszokowani tym, co się stało. Nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. W piątek wszystkie loty miały zostać wstrzymane. Dyrektor Szołtysek twierdzi, że rozbity samolot był zupełnie sprawny. Nie słyszał, by Junior kiedykolwiek uległ katastrofie.

Zaraz po wypadku na miejscu zjawił się prokurator. Teren, na którym leżał niebiesko-biały wrak, został odgrodzony taśmami. Pierwszych oględzin dokonywali policjanci. Jeszcze w piątek zebrała się specjalna komisja, której zadaniem będzie określenie przyczyny katastrofy. Badania mogą jednak potrwać wiele tygodni.

Krótko po katastrofie ustalono, kto siedział za sterami. Okazało się, że nie był to właściciel samolotu Jerzy P., ale instruktor Józef G. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że dwa lata temu miał wypadek - jego samolot spadł w pobliżu lotniska. Nie odniósł jednak poważniejszych obrażeń. Czy ten fakt może mieć znaczenie dla prowadzonego śledztwo?

- Ja takich informacji nie mam. Zresztą nie jesteśmy specami od latania. To ocenią eksperci - informuje Magdalena Szymańska-Mizera, rzecznik katowickiej policji.

Komisja wyjaśni zapewne, czy pilotujący samolot wykonywał lub próbował wykonywać jakiś manewr. Dziób leżącego na ziemi Juniora skierowany był w stronę przeciwną do kierunku startu. Nie jest zatem wykluczone, że samolot usiłował zawrócić, choć równie dobrze mógł wpaść w korkociąg w momencie upadku.

Konsekwencje piątkowej katastrofy na Muchowcu mogły być jeszcze gorsze. Doszło do niej w momencie, gdy okalające lotnisko alejki Doliny Trzech Stawów zaczynają wypełniać się porannymi spacerowiczami i rowerzystami. Gdyby samolot uległ awarii kilkaset metrów dalej, mógłby runąć na jeden z bardziej uczęszczanych deptaków spacerowych w Katowicach. W bezpośrednim sąsiedztwie lotniska jest także hipermarket Geant oraz skrzyżowanie alei Górnośląskiej z ulicą Murckowską. Obie trasy w tym momencie wypełnione były samochodami, których właściciele wyjeżdżali z rodzinami na weekend.

Piątkowa katastrofa nie jest pierwszym wypadkiem, do jakiego doszło podczas startu samolotu z Muchowca. Podobny wydarzył się w 1995 roku. Samolot spadł wtedy poza lotniskiem. Zginęły także dwie osoby.

Adam Woźniak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)