Sondaże wpływają na polityków
Sondaże spędzają sen z powiek politykom nie tylko w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory. Są też w stanie wpłynąć na decyzję polityków o kandydowaniu na najwyższe urzędy. Okazuje się jednak, że często o wynikach sondaży decyduje kto i o co pyta.
30.06.2005 | aktual.: 30.06.2005 07:34
Taktyka Cimoszewicza
– Miliony ludzi tego ode mnie oczekują – stwierdził Włodzimierz Cimoszewicz, zapowiadając swój udział w wyborach na prezydenta RP i powołując się przy tym na sprzyjające mu wyniki sondaży. – Skoro ktoś wycofuje się z polityki, a jest w sondażach, to ja po prostu tego nie rozumiem – mówił w weekend, komentując niespodziewanie wysoką pozycję Cimoszewicza (22,3%) w badaniach inny kandydat profesor Zbigniew Religa.
– Nasza teoria jest taka, że Cimoszewicz zapowiedział, iż nie będzie już bawił się w politykę; został więc uznany przez społeczeństwo za człowieka „spoza układu” i dlatego ludzie chcą na niego głosować – mówi Marlena Huszczak z Pentora. W badaniu tego właśnie ośrodka Cimoszewicz zwyciężył po raz pierwszy. To z kolei zamieszało polską sceną polityczną.
Sprzeczne rezultaty
W poniedziałek wyniki poparcia Włodzimierza Cimoszewicza sięgnęły już 27,1% (w badaniu TNS OBOP). Ale wczoraj swoje wyniki opublikowała Polska Grupa Badawcza. W jej sondażu, prowadzonym jeszcze przed ogłoszeniem przez marszałka Sejmu startu w wyborach, zwyciężył Lech Kaczyński (23 proc.), Cimoszewicz uzyskał 13%.
– Badania innych ośrodków były prowadzone na małych próbach metodą telefoniczną, która akurat w Polsce w badaniach politycznych nie sprawdza się – tłumaczy różnice w wynikach Marcin Palade z PGB. – Ośrodki podają ogólną grupę, z której w trakcie badania respondenci są np. odrzucani, dla nas natomiast informacja, że nasza próba liczyła 1027 osób, oznacza, że tyle osób przebadaliśmy – dodaje. To PGB było w ub.r. najbliżej prawdziwego wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego. Pentor, PBS, TNS OBOP i IPSOS uzyskały nieco gorsze rezultaty.
Kwestia zaufania
– Nie wypowiadam się, komu wierzyć – mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, które po wyborach ma zweryfikować wyniki sondaży. To Centrum porównywało sondaże z ubiegłorocznymi wyborami do europarlamentu. – Wszystko okaże się w chwilę po wyborach. Nie robimy tego, żeby podważać wiarygodność instytutów, ale by pokazać, kto był najbliższy.
– Dla polityków to jest termometr, mierzą w ten sposób temperaturę społeczeństwa – tłumaczy atmosferę wokół sondaży Urszula Krassowska z TNS OBOP. – I chociaż niektórzy twierdzą, że termometr trzeba stłuc, towarzyszy temu dużo emocji. Jeśli wynik nie jest pozytywny, szuka się uzasadnień – że badanie było niereprezentatywne, że przeprowadzone w specyficznym momencie.
Precyzja pytań
11 bm. sztab Liwiusza Ilasza podał, że w badaniu TNS OBOP poparcie dla tego kandydata wśród osób, które chcą pójść do wyborów, wynosi 4 proc. Pytanie brzmiało: „Czy poparłbyś kandydata Liwiusza Ilasza w wyborach prezydenckich pomimo iż jest z poza układu partyjnego?”. - Sposób sformułowania tego pytania nie uprawnia do wnioskowania o potencjalnym poparciu dla kandydata – mówi Urszula Krassowska z TNS OBOP. – Pytanie dotyczyło ewentualności tego, czy respondent nie odrzuca możliwości zagłosowania na daną osobę – zwraca uwagę Krassowska.
Polityczna poprawność
Ośrodki próbują maksymalizować trafność przewidywań, jednak na ich wynik wpływ może mieć praktycznie wszystko: wielkość grupy, metoda, czas przeprowadzenia badania. – Sytuacja wywiadu może być dla ankietowanego wstydliwa – podsuwa inne wyjaśnienie nietrafności sondaży Krassowska. – Wobec ankietera respondenci mogą deklarować głosowanie na którąś z pozytywnie postrzeganych partii, by potem zagłosować na tę zgodną z poglądami.
Ambiwalencja polityków
Niezależnie od stopnia zadowolenia z wyników, politycy nie mogą pozwolić sobie na podważanie wiarygodności sondaży. – Jeśli jakaś partia mówi, że sondaże są nic niewarte, jej zwolennicy nabierają wody w usta, odmawiają udziału w badaniu, a partia traci na wyniku – wyjaśnia Krassowska. Po co więc – mimo ambiwalentnego stosunku do sondaży – politycy przejmują się ich wynikami? Bo w ślad za sondażami wędrują sami wyborcy.
– Politycy walczą z jednej strony o ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, czy pójdą na wybory, z drugiej o tych, którzy jeszcze nie wiedzą, kogo poprzeć. Za zainteresowaniem wynikami sondaży danej partii może stać założenie, że osoby niezdecydowane, o ile program nie stoi w sprzeczności z ich poglądami, zagłosują na nią, a ich głos przynajmniej nie będzie stracony – mówi Urszula Krassowska. Na 4 miesiące przed wyborami tylko dwie piąte uprawnionych do głosowania wiedziało, na kogo odda głos. – Na razie to walka na sondaże, ale już w tym momencie powinny na stół trafić programy partii – podsumowuje Sadowski.
Robert Makowski