Sojusz ludzi nietykalnych?
Były przewodniczący Wojewódzkiego Sądu
Partyjnego SLD w Łodzi Wiktor Celler w wywiadzie dla "Dziennika
Łódzkiego" twierdzi, że arogancja władzy sprawiła, iż zamiast
rozmawiać z sądem zmieniono sąd.
19.01.2004 | aktual.: 19.01.2004 10:40
Na sobotnim nadzwyczajnym posiedzeniu sądu Celler złożył dymisję. W rozmowie z gazetą powiedział, że nie ma siły i możliwości dalszego działania.
"Prawie żaden z sędziów nie chce ze mną rozmawiać, a ja nie chcę pracować w sądzie, którego większość członków straciła niezawisłość. Ci ludzie nie mogą oceniać innych" - oświadczył Celler w odpowiedzi na pytanie dziennikarki "DŁ", Joanny Pawłowskiej, dlaczego nie chce już rozpatrywać wniosku przeciwko premierowi Leszkowi Millerowi i wojewodzie Krzysztofowi Makowskiemu.
"Tydzień wcześniej trzynastu członków sądu uważało, że wniosek przeciwko Millerowi i Makowskiemu kwalifikuje się do rozpoznania przez sąd, a po siedmiu dniach i wykonanej pracy jedenastu zmieniło zdanie. Pracowano też nad pozostałymi. Na posiedzenie, przed którym wizytował sędziów m.in. rzecznik dyscypliny partyjnej Piotr Napiórkowski, nie stawił się tylko jeden sędzia. Takiej frekwencji nigdy nie było. W sobotę jeden z sędziów publicznie potwierdził, że zmuszano go w rozmowie telefonicznej do zwołania w trybie pilnym posiedzenia i zajęcia określonego stanowiska. Inni schowali głowy pod stół" - opowiada sędzia Celler.
Twierdzi, że celem zwołania tego posiedzenia było ujawnienie nazwisk wnioskodawców i powołanie nowego przewodniczącego. "Zaatakowano mnie brutalnie, więc zrezygnowałem z pracy w sądzie partyjnym. Sąd powinien mieć cywilną odwagę i przyjąć wniosek, zakwalifikować go do kosza albo do rozpatrzenia, powiadomić obwinionych i umożliwić im przedstawienie dokumentów" - uważa rozmówca dziennika.
Przyjmuje, że po zapoznaniu się z wyjaśnieniami stron wniosek mógłby zostać oddalony. "Dwa, trzy posiedzenia i kolega Makowski mógłby wyjść czysty z sądu. A tak wrzucono granat do wychodka. Arogancja władzy sprawiła, że zamiast rozmawiać z sądem, zmieniono sąd. Jedyną reakcją jest podnoszenie sprawy utajnienia nazwisk wnioskodawców i tropienie tych ludzi. To jest polowanie na czarownice" - komentuje sędzia.
Pytany o nazwiska wnioskodawców Celler odparł, że ich nie ujawni, ponieważ te osoby mu zaufały. "Oryginał wniosku z ich podpisami mam dobrze ukryty i bez zgody autorów nie ujawnię ich nazwisk" - zapewnił rozmówca "DŁ". (PAP)