Sojusz, który musiał pęknąć
Ojciec Rydzyk jest jak karta kredytowa Citibank – można sobie dzięki niej na sporo pozwolić, ale kiedy przychodzi do spłacania odsetek, to okazują się one zaskakująco wysokie. Boleśnie przekonuje się o tym teraz Prawo i Sprawiedliwość. Partia premiera Kaczyńskiego wiele zyskała dzięki poparciu Radia Maryja, ale jeśli okaże się niewypłacalna – a wiele na to wskazuje – komornik będzie wyjątkowo brutalny.
Związek PiS z Radiem Maryja od początku był dla braci Kaczyńskich tyleż pociągający, co ryzykowny. Pociągający, bowiem wpływu Radia Maryja na ultrakonserwatywny elektorat nie sposób przecenić. Ojciec Rydzyk w kolejnych wyborach skutecznie – skuteczniej niż raczej stroniący od polityki Episkopat – mobilizuje tych najbardziej katolickich wyborców. Zazwyczaj korzystały na tym siły skrajne. Szczęśliwie dla PiS Rydzyk wyjątkowo nie cierpi Romana Giertycha i jego LPR. Nie udało mu się natomiast wykreować własnej siły politycznej – tak zwany Dom Ojczysty zdechł, zanim jeszcze na dobre ożył. Kaczyńscy z refleksem i fartem weszli w tę próżnię i w dużej mierze dzięki temu manewrowi wygrali zeszłoroczne wybory parlamentarne i prezydenckie – wyprzedzając o włos PO i marginalizując LPR.
Ryzyko brało się zaś stąd, że sojusz z Rydzykiem był budowany na dość wątłych podstawach. PiS nie jest bowiem formacja ultrakatolicką, jak to się często maluje w mediach. Owszem, jest w niej nurt arcykonserwatywny, symbolizowany przez Marka Jurka i Mariana Piłkę. Ale to grupa na pewno niegrająca pierwszych skrzypiec, by nie rzec – mało w PiS istotna. Trudno było zaś wierzyć, że Rydzykowi wystarczy to, co dotychczas ofiarowywał mu Jarosław Kaczyński – a był to głównie szacunek i dopieszczenie ze strony władzy, za czym redemptorysta zapewne tęsknił i co mu pochlebiało. Nigdy wcześniej żaden rząd nie traktował medialnego imperium ojca Rydzyka równie dobrze, a nawet lepiej niż tzw. media mainstreamowe. To do niedawna wystarczało.
Ale w końcu musiało się okazać, że między PiS a Radiem Maryja istnieją spore różnice programowe, dotychczas sprawnie przez premiera maskowane. Pierwszym ich zwiastunem były słynne oklaski prezydenta dla rezygnującego z posługi biskupa Wielgusa. To wąskie, lustracyjne pęknięcie bystro dostrzegł Roman Giertych i postanowił wbić między PiS i Radio Maryja klina. Tym klinem była sprawa aborcji. PiS – zgodnie ze swą naturą i poglądami – nie widzi potrzeby zaostrzenia obowiązującej ustawy. Rydzyk jest taką postawą oburzony, widzi w politykach PiS zdrajców, a jego wypowiedź o żonie Lecha Kaczyńskiego w sposób oczywisty dolała oliwy do ognia.
Ku uciesze Giertycha i zmartwieniu premiera Kaczyńskiego. Pierwszy stara się teraz odzyskać sympatię Rydzyka (co zresztą wcale nie będzie łatwe), drugi – odbudować dawne stosunki z Radiem Maryja. Ale i to zadanie chyba niewykonalne. Lech Kaczyński bowiem jak lew broni honoru swej żony, a premier – choć miał dla bratowej kilka cierpkich słów – nie skłóci się z oczywistych powodów z bratem, by odzyskać względy Rydzyka.
Symbioza PiS i Radia Maryja należy już zapewne do przeszłości. To poważny cios dla premiera, który dzięki niej chciał zabezpieczyć PiS przed konkurencją z prawej strony. Teraz takowa może się pojawić, a to będzie oznaczało zagrożenie dla stabilnej pozycji Prawa i Sprawiedliwości.
Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski