Sobotka obciążony, kompromitacja w MSWiA

Generał Antoni Kowalczyk, komendant główny
policji, zmienił zeznania i obciążył Zbigniewa Sobotkę - wynika z
akt śledztwa, które kielecka prokuratura przekazała do Sejmu wraz
z wnioskiem o uchylenie immunitetu byłego wiceszefa MSWiA.
Oznaczałoby to, że szef policji w czasie przesłuchań przynajmniej
raz kłamał i złożył fałszywe zeznania - pisze w "Rz" Anna Marszałek. Ta sytuacja kompromituje kierownictwo resortu - dodaje komentator Krzysztof Gottesman.

11.10.2003 | aktual.: 11.10.2003 08:15

W rozmowie z "Rz" - jeszcze przed publikacją głośnego tekstu o przecieku z 4 lipca - generał twierdził, że nie informował Sobotki o planowanej przez policję akcji w Starachowicach. Dokładnie takie samo stwierdzenia zawarł Kowalczyk w swoich pierwszych zeznaniach przed kielecką prokuraturą.

Podczas kolejnego przesłuchania zmienił jednak zdanie i potwierdził, że informował Sobotkę o planowanej akcji. Wcześniej szczegóły tych planów sam uzyskiwał od szefa Centralnego Biura Śledczego Kazimierza Szwajcowskiego. Z ustaleń prokuratury wynika także, że tuż przed marcowa akcją w Starachowicach kontakty Kowalczyka i Sobotki były bardzo intensywne - zaznacza autorka publikacji w "Rz".

Anna Marszałek pisze, że jedną z poszlak obciążających Sobotkę i dowodem, że przeciek do posła Andrzeja Jagiełły wyszedł z Warszawy, jest błąd w liczbie osób, które zamierzała policja zatrzymać. Z Kielc omyłkowo podano do centrali, że ma być zatrzymanych 28 osób (w rzeczywistości miało ich być 27). Liczbę 28 podał w swojej informacji dla Kowalczyka Kazimierz Szwajcowski, szef CBŚ. Taką samą liczbę miał przekazać Sobotce Kowalczyk. I tę właśnie liczbę wymienił później w telefonie do starosty starachowickiego Andrzej Jagiełło. Jagiełło potwierdził w śledztwie, że informacje te pochodziły od Sobotki, a przekazał mu je podczas spotkania przy ul. Rozbrat inny poseł SLD, Henryk Długosz, który siedział tam obok Sobotki i rozmawiał z nim.

Latem Kowalczyk mógł być przekonany, że pozycja Sobotki jest nienaruszalna i lepiej się swojemu szefowi nie narażać. Później zmienił zdanie. Czy dlatego, że przestał się bać, czy z innych powodów, np. walki wewnętrznej w Sojuszu, nie jest najważniejsze. Jak na komendanta głównego policji jest to postępowanie kompromitujące - pisze felietonista "Rzeczpospolitej" Krzysztof Gottesman.

Według niego, podejrzewanie szefa policji o związek z aferą starachowicką to kolejny dowód na patologię życia publicznego, na coraz większy obszar układów i korupcyjnych powiązań łączących rządzących że światem przestępczym. Powiązania te zaczynają sięgać najwyższych szczebli władzy.

Jest to też dowód, jak bardzo źle dzieje się w resorcie spraw wewnętrznych kierowanym przez ministra Krzysztofa Janika. Łamanie ustawy antykorupcyjnej przez najbliższych współpracowników, podejrzany zastępca, zmieniający zeznania szef policji i protestujący z powodów niedotrzymanych zobowiązań socjalnych policjanci i strażacy to wystarczające powody, by premier zastanowił się nad jego przydatnością w swoim rządzie - konkluduje komentator "Rz".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)