Śniadanie do osiemnastej - felieton WP

Berlin ma mniej więcej te same wady, co Warszawa i przynajmniej kilka zalet więcej. Spośród zalet wybiorę teraz (gdy część moich czytelników właśnie zaparzyła sobie kawę) jedną, jaką jest... możliwość jedzenia śniadania do osiemnastej. Serio.

19.10.2005 | aktual.: 19.10.2005 13:05

W niedzielę, około południa, w Berlinie ulice są puste. Sprawia to dość upiorne wrażenie. Wygląda, jakby wszyscy uciekli do tego drugiego Berlina, za murem. A ponieważ muru już nie ma, to się pogubili. W Polsce ludzie chodzą w niedzielę do kościoła i/lub hipermarketu, a w Niemczech hipermarketów otwartych w weekend jest jeszcze mniej niż kościołów, więc nie ma co robić! Nie sądzę, żeby telewizję Niemcy mieli lepszą, więc weekend mógłby być dla nich koszmarem, gdyby nie to, że zawsze można zjeść śniadanie. W niedzielę około południa ulice w Berlinie są puste, bo berlińczycy właśnie wchodzą do swoich ulubionych knajp i zaczynają jeść śniadanie.

Polacy nie jadają zwykle śniadań w knajpach i trudno im się dziwić, bo (nie) wielkość śniadaniowych posiłków serwowanych w rodzimych punktach gastronomicznych z reguły urąga zdrowemu rozsądkowi. Babcia mojego przyjaciela mawiała: "Śniadanie trzeba zjeść królewskie, obiadem można się z kimś podzielić, a kolację oddać". Tę ludową mądrość, ignorowaną przez polskich restauratorów, berlińczycy wprowadzają z pruską rzetelnością. Wchodzisz do knajpy, płacisz kilka euro i do oporu możesz napełniać talerz kanapkami, serami, sałatkami i innymi cudami wystawionymi na szerokich stołach. Obiad i kolacja przestają być problemem, gdyż specjalne śniadaniowe imprezy trwają w Berlinie z reguły do późnych godzin popołudniowych. Po śniadaniu po prostu człowiek idzie spać.

Ci moi czytelnicy, którzy na początku felietonu zaparzyli sobie kawę, wypijają właśnie jej kolejny łyk. Wypijają niestety na pusty żołądek. Rano wybiegli z domu bez śniadania, ściśnięci w tramwajach, lub sterczący w samochodowym korku, patrzyli tylko kątem oka na dostawę bułeczek, później rzucili się w wir swoich pracowych bądź szkolnych obowiązków i o śniadaniu zapomnieli. Już, już, w pośpiechu zbliżają się do obiadu, podczas gdy berlińczyk powoli rozsmarowuje marmoladę na swoim chlebie.

Z jednej strony można powiedzieć, że rozpoczęcie dnia od pożywnego śniadania jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Z drugiej strony - zwrócić można uwagę na kolosalne straty, jakie ponosi gospodarka, gdy obywatele, zamiast wydajnie pracować obżerają się dżemem. Te kilka milionów jajek na miękko, zjadanych dziennie przez berlińczyków w czasie, w którym powinni się zajmować przyrostem PKB, może tłumaczyć stagnację, w jakiej znalazła się niemiecka gospodarka. Jednak nie chcę tutaj rozstrzygać sporów gastrologiczno-ekonomicznych. Prawdę mówiąc, ani dietetyka, ani indeksy giełdowe, nie zaprzątają mi głowy. Kiedy zacząłem mówić o śniadaniu, chodziło mi przede wszystkim o czas. I o możliwość jego przekroczenia.

Być może Niemcy, jako naród, który w ostatnich czasach trochę nachalnie próbował popędząć czas, postanowili czasowi dać urlop. Zanurzenie w bezczasie jest prawie tak przyjemne, jak zanurzenie łyżeczki w miodzie. Może my nie do końca to rozumiemy - jedni pędząc w stronę kolacji, a drudzy - taplając się w przedwczorajszym obiedzie (i to do tego nie swoim). Przedwczorajszego obiadu już nie ma. Dzisiejszej kolacji też może nie być. Dlaczego nie cieszyć się teraźniejszym śniadaniem?! Choćby miało trwać jeszcze kilka godzin?

Czym innym jest bowiem musli z jogurtem (jedzone od 10.24 do 14.36) jeśli nie wielkim oporem postawionym czasowi?! Czy czas nie powinien uznać się za pokonanego przez jajecznicę ze szczypiorkiem, ciągnącą się od 11.17 do 15.48? Czy śniadanie, które kończy się po zmierzchu to nie jest dostateczne remedium na ten szalony bieg, który dzień za dniem, tydzień za tygodniem, spycha nas w kierunku Wielkiej Kolacji (kiedy to nie my będziemy wybierać menu?).

Odpowiedź niestety brzmi "nie". Ale mimo wszystko - spróbujcie zrobić sobie kiedyś święto i jeść śniadanie do osiemnastej. Mówię to szczególnie do tych, którzy właśnie skończyli swoją kawę na pusty żołądek i już-już wracają do pracy.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)