SN: wnikliwie badać dowody w sprawach o uchylenie immunitetu
Uchylając immunitet sędziemu szczególnie wnikliwie trzeba badać pomówienia, będące podstawą wniosku o zgodę na postawienie sędziemu zarzutów - podkreślił Sąd Najwyższy. SN zwrócił niższej instancji sprawę immunitetu sędzi Barbary S. z Ostrołęki, której dwoje kryminalistów zarzuca branie łapówek i nakazał uzupełnienie wytkniętych braków.
Sprawa ma precedensowy charakter, bo po raz pierwszy do postępowania o uchylenie sędziemu immunitetu włączył się przedstawiciel społeczny, co do tej pory praktykowano w głośnych procesach karnych. We wtorek SN dopuścił do udziału w postępowaniu prof. Andrzeja Rzeplińskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Wątek dotyczący Barbary S. - sędzi z 40-letnim stażem w wymiarze sprawiedliwości i wieloletniej prezes ostrołęckiego sądu - to część większej sprawy opisywanej w mediach jako "afera w ostrołęckim wymiarze sprawiedliwości". Ostrołęcki sąd prowadzi kilka głośnych procesów dotyczących m.in. uznawanego za jeden z najgroźniejszych w kraju gangu wyszkowskiego.
Tak się złożyło, że gdy rozpoczął się przed sądem proces "zarządu Wyszkowa", pojawiły się artykuły prasowe o łapówkarstwie w ostrołęckim sądzie. Nie ma rozprawy, by oskarżeni w tych procesach nie składali wniosków o wyłączenie ze sprawy ostrołęckich sędziów i to - z drwiną w głosie - powołując się na wypowiedzi przedstawicieli policji i prokuratury - mówiła obrońca Barbary S., sędzia Marzanna Piekarska-Drążek.
O tym, że sędzia dwukrotnie miała przyjąć łapówkę - raz w kwocie 2 tys zł, a innym razem 20 tys. zł - na przesłuchaniach w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga, powiedziała Bożena B., wielokrotnie skazana za oszustwa i wyłudzenia kilkudziesięciu tysięcy zł oraz jej konkubent Marcin S. (leczony psychiatrycznie, skazany m.in. za fałszywe zeznania i kradzież z włamaniem). Według nich, sędzia miała w zamian za to "załatwić" odroczenie wykonania kary skazanemu, który wyłożył na to pieniądze, a wcześniej udzielić porady, jak uniknąć kary.
Te zeznania wystarczyły prokuraturze, by wystąpiła o uchylenie immunitetu sędzi Barbarze S. W czerwcu zeszłego roku Sąd Apelacyjny w Łodzi zgodził się na postawienie sędzi zarzutów. Tę uchwałę uchylił jednak Sąd Najwyższy, bo nie opisano w niej czynów, jakie miałyby być zarzucone Barbarze S. W styczniu tego roku łódzki sąd podjął taką samą decyzję jak poprzednio i tak samo została zaskarżona do SN przez obronę.
Sędzia Piekarska-Drążek, prosząc SN o zmianę uchwały niższej instancji i odmowę uchylenia immunitetu albo o zwrot sprawy do ponownego rozpatrzenia, podkreślała, że sędzia S. nigdy nie przyjęła żadnej łapówki. Opisała jak Bożena B. z Marcinem S. "podstępnie weszli do domu sędzi", a już będąc w nim, poprosili o pomoc w sprawie pewnego skazanego. Pani sędzia dosłownie wyrzuciła ich z domu. Są na to świadkowie - podkreśliła.
Opisując osobę Bożeny B. obrońca sędzi zwróciła uwagę, że ma ona osobisty interes w pomawianiu sędziów, bo od różnych osób przyjęła kilkadziesiąt tysięcy zł i nie może się z nich rozliczyć - więc twierdzi, że dała je sędziom jako łapówki.
Tu nie chodzi o karierę i dobra materialne, lecz o honor i godne odejście w stan spoczynku. Przeciwstawiamy się niedopuszczalnym metodom śledczym - powiedziała sędzia Piekarska-Drążek przypominając zarazem, że prokurator rejonowy z Ostrołęki awansował do stołecznej prokuratury apelacyjnej, a pracujący przy tej sprawie funkcjonariusze ostrołęckiej policji dziś kierują nią w tym mieście. Sama sędzia S. łamiącym się głosem mówiła, że utrata immunitetu to dla niej "śmierć cywilna". Nie mogła się pogodzić, że sąd nie brał pod uwagę osobowości tych, którzy ją pomawiają.
Podobną opinię wyrażał prof. Rzepliński. Mówiąc o "atmosferze publicznej" wokół tej sprawy i metodach w niej stosowanych profesor zauważył, że coraz częściej słyszy głosy prokuratorów i policjantów o treści: "znacznie więcej nam można, bo my toczymy wojnę z przestępczością". Prokurator w ogóle nie powinien występować z żadnym wnioskiem w sprawie sędziego. Nie dość, że tu nie ma dowodów na to, by sędzia popełniła przestępstwo, to wręcz są dowody na to, że go nie popełniła - przekonywał.
Zastępca rzecznika dyscyplinarnego sędziów, Grzegorz Salamon, wnosił o utrzymanie uchwały uchylającej immunitet sędzi S. To nie jest miejsce na orzekanie o winie lub niewinności - zrobi to sąd. Tutaj rozstrzygamy, czy popełnienie przestępstwa zostało uprawdopodobnione - mówił.
SN uznał, że łódzki sąd badający sprawę w I instancji nie uzasadnił swego stanowiska, iż przestępstwo jest uprawdopodobnione. Dlatego uchwała łódzkiego sądu została uchylona i w niedługim czasie sąd ten będzie musiał ponownie zbadać sprawę, uwzględniając wytyczne Sądu Najwyższego.
W szczegółowym uzasadnieniu sędzia SN Hubert Wrzeszcz wskazywał niespójności w zeznaniach pomawiających sędzię dwojga kryminalistów: Marcin S. mówił najpierw, że nigdy nie był u sędzi, a potem przyznał, że był. Mówił też o sumie 1,5 tys zł, którą Bożena B. miała wręczyć tej sędzi. B. twierdziła zaś najpierw, że sędzi wręczyła 3 tys zł, a potem - że 2 tysiące. Twierdziła ponadto, że na pewno była u sędzi sama; miesiąc później stwierdziła, że z Mariuszem S.
Zeznania składane przez osobę leczoną psychiatrycznie muszą być weryfikowane szczególnie wnikliwie - przypomniał sędzia Wrzeszcz mówiąc o Mariuszu S. Gdy chodzi o Barbarę B., SN z naciskiem zaznaczył, że badając jej wypowiedzi nie można abstrahować od zbadania kierujących nią motywów. Wiemy, że ona nie może się rozliczyć z wierzycielami - dodał sędzia.
Po posiedzeniu sędzia S. i jej obrońca mówili o częściowym sukcesie. Biorąc pod uwagę zalecenia, jakie SN dał do zrealizowania łódzkiemu sądowi, jestem optymistyczna co do dalszych losów tej sprawy - uznała sędzia Piekarska-Drążek. Będzie dobrze - podsumował prof. Rzepliński.