Śmierdzący problem Włochów. Nie umieją poradzić sobie ze śmieciami
Neapol i okolice przeżywa katastrofę ekologiczną, która jest porównywalna do epidemii dżumy z XVII wieku. Skażenie terenu i powietrza będzie ciągle rosło, aż za 50 lat osiągnie maksymalną szkodliwość. Wówczas dojdzie do prawdziwej tragedii. Dzisiaj w rejonach, gdzie znajdują się wysypiska śmiertelność z powodu nowotworów złośliwych wzrosła do 40 proc. To wynik z szokującego raportu Komisji Parlamentarnej, która od 2009 roku rozpoczęła śledztwo w sprawie nielegalnej gospodarki odpadami. A Włosi nie bardzo wiedzą jak rozwiązać ten problem.
11.08.2013 | aktual.: 27.08.2013 13:18
Raport, składający się z 800 stron, został przedstawiony we włoskim senacie na początku tego roku. Okazało się, że winę ponosi nie tylko mafia, która nielegalnie zakopywała toksyczne odpady, ale i też państwo, które wydawało pozwolenia na kontynuowanie składania śmieci w przepełnionych wysypiskach. Mało tego, mimo że w raporcie, jak i ze strony Unii Europejskiej, padł konkretny nakaz usunięcia odpadów, oczyszczenia terenu i jego rekultywację - co nie jest wykonywane- wciąż nominuje się nowych komisarzy odpowiedzialnych za zlokalizowanie nowych terenów na kolejne wysypiska.
Lokalne władze koncentrują się jednak na wprowadzeniu segregacji odpadów, zapominając o szokującym raporcie. Tak jak zrobił to Minister Zdrowia, który podczas konferencji w rejonie, o którym mowa stwierdził, że wysoki procent śmiertelności na nowotwory to wina złego stylu życia... i nie ma nic wspólnego z toksycznym wysypiskiem.
Parlamentarny „śmiecio-tour”
W lipcu grupa 70 włoskich posłów z kontrowersyjnej partii Ruch 5 gwiazd (Movimento 5 Stelle) wraz z licznymi dziennikarzami udała się na wycieczkę po neapolitańskich kasertańskich wysypiskach, ponieważ jak udowodnił raport Komisji Parlamentarnej, problem odpadów wcale nie został rozwiązany, tylko „zasypany”. Na ulicach Neapolu nie ma już stert śmieci i miasto jest utrzymywane w czystości. Jednak jest to pozorne rozwiązanie problemu, gdyż zaraz na obrzeżach miasta i jego prowincji wciąż leżą sterty śmieci, w tym również odpady toksyczne.
Objazd miał na celu przede wszystkim zwrócenie uwagi publicznej na istniejący problem. - Wyjdźcie z parlamentarnych ławek i przyjedźcie tutaj osobiście, zanim podpiszecie kolejny bezsensowny papierek odnośnie odpadów – postulowali posłowie, odnosząc się do dwóch ugrupowań politycznych, które przez ostatnie lata na przemian rządziły krajem.
Politycy zapowiedzieli ostrą walkę przeciw wykroczeniom, które dzisiaj są karalne sankcją administracyjną z niewielką grzywną pieniężną. Ich głównym celem będzie zmiana prawa i doprowadzenie do tego, by wykroczenia związane z odpadami były karane nie administracyjnie, tylko żeby uznane je za przestępstwo karne. Ponadto będą dążyć do utworzenia komisji odpowiedzialnej za rekultywację terenów wykorzystywanych jako wysypiska. Mimo wielokrotnych upomnień ze strony Unii Europejskiej i wyborczych obiecanek rekultywacja skażonego terenu nigdy nie została dokonana. I tak na kampańskich wysypiskach wciąż znajdują się odpady toksyczne, a setki hektarów śmieci, które miały być spalone, od lat leżą w tym samym miejscu nienaruszone. Przepełnione wysypiska przyjmują kolejne śmieci. Na prowincji Neapolu, wzdłuż dróg i autostrad wciąż kumulują się góry śmieci, zarówno organicznych jak i nieorganicznych.
A nad głowami mieszkańców tyka ekologiczna bomba
Teren, o którym mowa nazywa się „ziemią pożarów”, ponieważ codziennie były i są podpalane sterty śmieci wraz z toksycznymi i rakotwórczymi odpadami. Odpady, które nie udało się zakopać pod ziemią. Tak jak robiła to mafia, która dorobiła się kolosalnych pieniędzy na „recyklingu śmieci” pochodzących z całych Włoch. Tysiące ton odpadów industrialnych zakopanych na kilometrowych obszarach rolniczych, na których potem uprawiano i uprawia się do tej pory warzywa i owoce. A tam, gdzie nic nie chciało wyrosnąć pasło się i dalej pasie bydło. Kiedy cała prawda wyszła na jaw zaczęto mówić o pilnej potrzebie rekultywacji ziemi. Pozostało to jednak tylko w zamiarach.
Wizyta posłów zmusiła opinię publiczną do zapoznania się z tragiczną rzeczywistością. Pozwoliła dziennikarzom po raz pierwszy wejść na teren wysypisk, które od lat są pod ochroną wojska. Nagłośniła ponownie, istniejący problem. I rozpoczęły się w końcu kontrole pól uprawnych. Praktycznie co drugi dzień są zamykane uprawy warzyw. Niedawno została zamknięta uprawa kalafiorów, w których wykryto obecność substancji rakotwórczych o nazwie polichlorowane bifenyle (PCB) przekraczającej 700 razy dozwoloną normę. Wody gruntowe są skażone, i zwiększona jest aż do 40 procent śmiertelność ludności z powodu nowotworów. To tylko niektóre skutki dotychczasowej polityki ekologicznej. Władze regionu skupiły się na promowaniu segregacji śmieci i organizacji jej zbiórki wydając olbrzymie sumy. I paradoksalnie, według statystyk, Neapol znajduje się w czołówce włoskich miast pod względem segregacji śmieci. Jednak są to tylko liczby na papierze i rachunkach, bo tak naprawdę w dzielnicach, w których ruszyła segregacja śmieci
pojawił się problem z ich wywozem. Śmieci, tym razem posegregowane leżały przez wiele dni na krawężnikach, ponieważ śmietniki nie były opróżniane.
- Kiedy otrzymaliśmy od urzędu miasta książeczkę z instrukcjami i harmonogramem, kiedy będą odbierane poszczególne śmieci, cała rodzina, łącznie z 3 –letnia Sarą włączyła się do segregacji śmieci. Na początku było wszystko dobrze. Co drugi dzień pracownicy przychodzili do domu po śmieci organiczne, a w pozostałe po inne. Niestety trwało to niespełna miesiąc - mówi 35-letni Enzo z neapolitańskiej dzielnicy Fuorigrotta. - Przychodzili coraz rzadziej, tłumacząc się, że nie ma personelu albo że wysypiska są wypełnione po brzegi. I tak śmieci przechowywało się w domu. Na ulicach nie było odpowiednich śmietników i niejednokrotnie wyrzucaliśmy posegregowane śmieci kilka kilometrów od domu. My jesteśmy młodzi i możemy to zrobić, ale co ze starszymi osobami, które mają trudności z poruszaniem się? Dlatego nie dziwi mnie, że ludzie nie segregują śmieci i wciąż wrzucają wszystko do jednego worka, który potem łatwiej jest wyrzucić – dodaje mieszkanka Neapolu.
Dlaczego mimo dobrej woli mieszkańców segregacja śmieci nie odnosi sukcesu? Dlatego, że tak naprawdę to nie ma gdzie ich składować. Na prowincji oczekuje na spalenie ponad 6 milionów ton odpadów. Istnieje tylko jedna spalarnia śmieci, która jest w stanie spalić 2 tysiące ton odpadów dziennie, natomiast cały region wytwarza 7 tysięcy ton. Jest w planach wybudowanie następnej spalarni, jednak miejscowe władze i ludność sprzeciwiają się. Tym bardziej, że niejednokrotnie udowadniano, że w spalarni pali się też materiały toksyczne. A kiedy na składowisku spalarni nie ma już miejsca na kolejne śmieci do spalenia, wówczas wywołuje się pożary, z których ulatnia się czysta dioksyna.
A co się dzieje z resztą odpadów? W większości są wysyłane drogą morską lub kolejową do Holandii, a wkrótce pojadą też do pobliskich państw. O tym wszystkim dobrze poinformowana jest Unia Europejska, która ponownie wzywa Włochy do Trybunału za złe gospodarowanie odpadami i domaga się nałożenia wysokiej kary pieniężnej.
Mafia nie odpuści
Śmieci to złoty biznes. I nawet na ich segregacji można zarobić. O czym świadczy wartość skonfiskowanych dóbr materialnych (10 mln euro) firm, które w przeciągu dwóch lat rozwinęły międzynarodowy handel odpadami. Mowa tu o używanej odzieży, a dokładniej o nielegalnym przerzucie odpadów odzieżowych wymieszanych z ekskrementami, przeterminowanymi lekarstwami i żywnością. Jeden odłam organizacji zajmował się ściąganiem odpadów z Niemczech, po czym przywożono je do Włoch, do Kampanii, gdzie przyklejano tylko etykietki świadczące o ich dezynfekcji, której tak naprawdę nigdy nie wykonywano. Po czym sprzedawano w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej. Oprócz Niemiec organizacja zdobywała też odzież we Włoszech poprzez fikcyjne stowarzyszenia Onlus, którym udało się uzyskać wyłączność w danym powiecie na zbiórkę odzieży używanej.
Z Neapolu dla WP.PL Anna Smolińska