Śmierć po interwencji policji. Niesmak na sejmowej komisji, rodzina oburzona

Nie milkną echa sejmowej komisji ws. śmierci po interwencjach funkcjonariuszy policji. Nie pojawili się na nich przedstawiciele MSWiA i Komendy Głównej Policji. - Chcecie sprawę zamieść pod dywan? Policjanci, którzy doprowadzili do śmierci mojego brata, powinni mieć postawione prokuratorskie zarzuty i stanąć przed sądem - mówi WP Weronika Łągiewka, siostra jednego ze zmarłych mężczyzn.

Wiktoria Łągiewka podczas posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych
Wiktoria Łągiewka podczas posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Sylwester Ruszkiewicz

29.09.2021 19:28

Na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji poświęconemu wyjaśnieniom ws. śmierci trzech osób podczas interwencji dolnośląskiej policji nie pojawili się minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński oraz komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk.

Nieoficjalnie Kamiński miał w tym czasie posiedzenie rządu. Z kolei Szymczyk uczestniczył w naradzie policyjnych szefów państw Unii Europejskiej w siedzibie Europolu w Hadze.

Oburzenia brakiem przedstawicieli służb nie kryli politycy opozycji, a także rodziny i bliscy zmarłych mężczyzn. Za sytuację przepraszał poseł PiS Mariusz Gosek.

- Powinien być tutaj co najmniej komendant wojewódzki dolnośląskiej policji. Przepraszam państwa jako przedstawiciel koalicji rządzącej. Mam nadzieję, że znajdzie ku temu bardzo poważne usprawiedliwienie - mówił poseł Gosek.

"Ta sprawa ma zostać zamieciona pod dywan?"

Jednym z bardziej emocjonalnych wystąpień było wystąpienie Weroniki Łągiewki, siostry 29-letniego Łukasza. Mężczyzna zmarł po policyjnej interwencji kilku funkcjonariuszy w mieszkaniu na jednym z wrocławskich osiedli. Według rodziny, która wezwała mundurowych, to policjanci odpowiadają za śmierć członka ich rodziny. Jak się później okazało miał obrzęku mózgu, zatrzymania akcji nerek oraz niewydolności wątroby. Sprawą zajęła się prokuratura, a policja wszczęła postępowanie dyscyplinarne dotyczące czterech policjantów i ich wyłączonych kamer podczas interwencji.

Podczas posiedzenia komisji Wiktoria Łągiewka zadeklarowała, że chętnie by się skonfrontowała z drugą stroną "ale nikt jej tego nie umożliwia" oraz że gdyby nie poszła do telewizji "nikt by tej sprawy nie ruszył". - Ta sprawa ma być zamieciona pod dywan? Będę walczyć do końca, bo tego nie odpuszczę. Jestem pewna, że waszych członków rodziny nie chcielibyście widzieć, jak ich na waszych oczach mordują. Bo na moich oczach bili go pałkami tak, że przecinały skórę. Krwawił. Każdego dnia zasypiam z płaczem ojca i budzę się z płaczem matki. Tylko dlatego, że mój tata zadzwonił na 112 prosząc państwo o pomoc - mówiła na komisji.

W rozmowie z Wirtualną Polską deklaruje, że chce sprawę doprowadzić do końca.

- Oczekuję sprawiedliwości. Policjanci, którzy doprowadzili do śmierci mojego brata, powinni mieć postawione prokuratorskie zarzuty i stanąć przed sądem. Jak dotąd odbijemy się od ściany, nikt z przedstawicieli służb nawet nie złożył nam kondolencji - mówi nam siostra Łukasza Łągiewki.

Emocjonalne słowa siostry 29-latka

Jak ujawnia, o posiedzeniu komisji rodziny zmarłych mężczyzn wiedzieli od ubiegłego tygodnia. W poniedziałek termin potwierdzono.

- Na komisji chcieliśmy poznać odpowiedzi na nasze pytania. Bo od jakiegoś czasu prokuratura bardziej współpracuje z policją, aniżeli z nami. Nasi pełnomocnicy od kilkunastu dni nie mogą dodzwonić się do prokuratora prowadzącego sprawę. Chcieliśmy zapoznać się z nagraniem, które zostało wydane policji. Do tej pory się nie zapoznaliśmy - ujawnia Wiktoria Łągiewka.

- Bezpośrednio po śmierci mojego brata nie podjęliśmy żadnych działań. Zamknęliśmy się na dwa tygodnie w mieszkaniu, płakaliśmy, bardzo przeżyliśmy stratę ukochanej osoby. Lampka zaświeciła się nam, kiedy usłyszeliśmy od prokuratury, że wyniki sekcji zwłok możemy otrzymać dopiero za pół roku. Na początku nikt nie chciał ze strony służb podjąć jakichkolwiek działań, a nam mówiono, że wszystko przebiegło z procedurami. Jeśli tak, to dlaczego teraz dolnośląska policja prowadzi postępowanie dyscyplinarne wobec funkcjonariuszy? - pyta Łągiewka.

- I mamy kolejne wątpliwości. Lekarz, który stał przy łóżku mojego brata na oddziale intensywnej terapii, przekazał m.in. rodzicom, że brat ma obrzęk mózgu niewydolność nerek i wątroby. I, że mogło to być na wskutek uderzenia. Z kolei policjanci powtarzają, że mój brat się przewracał i stąd te obrażenia. A ja widziałam, że tamtego dnia, jeden z funkcjonariuszy uderzył pięścią w głowę brata. Dlaczego więc sekcja przeprowadzona na zlecenie prokuratury nie wykazała żadnego obrzęku mózgu? - mówi emocjonalnym głosem Wiktoria Łągiewka.

Łukasz Łągiewka zmarł 2 sierpnia w szpitalu we Wrocławiu po tym jak zabarykadował się w mieszkaniu i groził popełnieniem samobójstwa. Zdaniem rodziny, 29-letni mężczyzna, był podczas zdarzenia katowany przez funkcjonariuszy. Policja uzasadniała interwencję posiadaniem przez mężczyznę 20-centymetrowego noża.

Dmytro Nikoforenko zmarł we wrocławskiej izbie wytrzeźwień 30 lipca. W czasie interwencji pogotowia ratunkowego na przystanku miał być agresywny, po interwencji policji w izbie 25-latek zmarł. Z nagrania monitoringu, do którego dotarły media wynika, że był spryskiwany gazem, bity pałką i duszony przez kilku policjantów.

Z kolei Bartosz Sokołowski z Lubina na Dolnym Śląsku zmarł 6 sierpnia rano po interwencji policji. Śledztwo w sprawie jego zgonu prowadzi Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Nagrania z interwencji, na których widać, jak m.in. jest przyciskany do ziemi, trafiły do sieci.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)