Śmierć emigrantów na Adriatyku
Na motorowej łodzi, wyłowionej
niedaleko albańskiego portu Vlora przez straż przybrzeżną,
znaleziono 21 zmarłych z zimna niedoszłych emigrantów, którzy
chcieli dotrzeć do Włoch przez Adriatyk. Przeżyło 11 osób.
Wśród zmarłych było 18 mężczyzn i trzy kobiety. Uratowani, wszyscy w wieku 20-30 lat, zostali przewiezieni do szpitala we Vlorze. Policja aresztowała dwóch z nich, pilotów, pod zarzutem zorganizowania nielegalnej próby przerzutu do Włoch.
Wypłynęli mimo fal
Nadmuchiwana łódź o długości 12 metrów wypłynęła w piątek z Półwyspu Karaburun koło Vlory mimo wysokich, pięciometrowych fal na morzu. Niedaleko wyspy Sazan, 10 km od Vlory, wywróciła się. Alarm podniósł jeden z pasażerów ok. godz. 20.00. Zadzwonił z telefonu komórkowego na policję i do albańskiego radia Top, by prosić o ratunek.
W akcji ratowniczej uczestniczyła albańska policja i wojsko, śmigłowce NATO i włoska straż przybrzeżna, której jednostka stacjonuje w albańskim porcie Durres, skąd patroluje wody terytorialne Albanii, by powstrzymać nielegalną emigrację przez Adriatyk.
Władze albańskie zwróciły się o pomoc do Włoch i NATO, gdyż Albania nie dysponuje jednostkami, zdolnymi prowadzić akcję ratowniczą na silnie wzburzonym morzu. Łódź odnaleziono w sobotę przed południem.
Łódź pełna wody
"Nadmuchiwana łódź była pełna wody. Ci wszyscy ludzie na pokładzie i zła pogoda spowodowały wypadek" - powiedział rzecznik włoskiej straży przybrzeżnej Ferdinando Lolli. Rzecznik albańskiego MSW Florjon Serjani wyjaśnił, że eksplodował motor w przeładowanym pontonie. Niektórzy pasażerowie doznali poparzeń.
"Dookoła była woda, ale utrzymywaliśmy się na powierzchni, bo nogi mieliśmy w gumowym pontonie. W łodzi było pełno wody i wszyscy odczuwaliśmy panikę. Ci, co mieli telefony komórkowe, zaczęli dzwonić do krewnych i na policję" - opowiadał jeden z uratowanych pasażerów Avni Cakaj.
Ratownicy poszukiwali też drugiej łodzi z emigrantami, o której mówiono w telefonach do telewizji. Musieli przerwać akcję w sobotę wieczorem z powodu pogarszającej się pogody. Nie ma jednak pewności, czy druga łódź w ogóle istnieje. Uratowani nie potrafili tego potwierdzić. Niedoszli emigranci pochodzili z północy Albanii, z okolic Szkodry, Malesi i Madhe, najbiedniejszego regionu kraju. Z relacji uratowanych wynika, że za tragicznie zakończoną podróż każdy z pasażerów zapłacił 1800 euro.
Aresztowania po tragedii
Policja aresztowała czterech wysokich rangą funkcjonariuszy MSW, podejrzewanych o udział w organizacji tragicznie zakończonego przerzutu emigrantów. Okazało się, że jeden z pilotów łodzi jest synem szefa policyjnego wydziału antyterrorystycznego w Szkodrze i bliskim kuzynem komendanta drogówki we Vlorze. Obaj funkcjonariusze zostali zawieszeni, trwa ich sprawdzanie.
"Wydarzenie to pokazuje, że elementy przestępcze próbują odbudować handel ludźmi we współpracy ze strukturami państwowymi" - ocenił w wypowiedzi dla telewizji albański minister bez teki Marko Ballo. W sierpniu 2002 r. władze albańskie ogłosiły, że udało im się rozbić przestępcze siatki zajmujące się na dużą skalę nielegalnym przerzutem emigrantów przez Cieśninę Otranto do Włoch.
Podróż, która w normalnych warunkach zajmuje ok. 3 godzin, często kończyła się nieszczęściem dla pasażerów przeładowanych łodzi czy rozpadających się, wiekowych kutrów. "Ta tragedia dowodzi, że nie wszystkie drogi zostały zamknięte dla przestępczego handlu" - powiedział prezydent Alfred Moisiu, który przyjechał do Vlory, by spotkać się z rodzinami ofiar.