Śmierć brytyjskiego polarnika. Podjął próbę samodzielnego przejścia Antarktydy
• Henry Worsley opadł z sił po przejściu na nartach 1725 kilometrów
• Był już zaledwie 45 kilometrów od celu swojej wyprawy
• "Zabrakło mi czasu i wytrzymałości fizycznej"
Nie żyje brytyjski polarnik, który w podjął próbę samodzielnego przejścia Antarktydy trasą przez biegun południowy. Były oficer, 55-letni Henry Worsley, zmarł w szpitalu, po podjęciu go z trasy przez ekipę ratowników.
Henry Worsley opadł z sił po przejściu na nartach 1725 kilometrów. Po ponad dwóch miesiącach w drodze był już zaledwie 45 kilometrów od celu swojej wyprawy.
Ratownicy wyruszyli na pomoc Worsley’owi, kiedy nadał swój ostatni komunikat: "Moja podróż dobiegła końca. Zabrakło mi czasu, wytrzymałości fizycznej i straciłem prostą umiejętność przesuwania jednej narty przed drugą, aby pokonać dystans dzielący mnie od celu".
W sobotę przewieziono go do szpitala w Punta Arenas na południu Chile, ale polarnik zmarł tam w niedzielę z powodu zapalenia otrzewnej.
Hołd Henry’emu Worsley’owi złożyli między innymi książę William i książę Harry, który również brał udział w ekspedycjach polarnych, a także głównodowodzący brytyjskiej armii generał Sir Nick Carter.
Henry Worsley szedł trasa wytyczoną na początku XX wieku przez Ernesta Shackletona, który również nie zdołał osiągnąć celu swej wyprawy.