Śmierć Bartka w Lubinie. "Pobili go"
"Bartosz zmarł przez brutalność policji" - twierdzi rodzina Bartka, który zmarł podczas policyjnej interwencji w Lubinie. Jego bliscy mogli zobaczyć ciało. To co ujrzeli ich przeraziło.
12.08.2021 13:45
Matka 34-letniego Bartka, który zmarł w piątek w Lubinie podczas policyjnej interwencji na łamach "Faktu" informowała, że nie mogła zobaczyć ciała syna. Nie wierzyła w dobre intencje prokuratury.
- Dzwoniłam do prokuratora, prosiłam o zgodę na obejrzenie zwłok syna. Prokurator zapytał: "po co?". Było dla mnie szokujące, że można tak powiedzieć do matki dziecka, które umarło, które zostało zabite - mówiła kobieta w rozmowie z "Faktem".
Kiedy w końcu rodzina mogła wejść do kostnicy, ujrzała przerażający widok. Jak opisuje "Super Express" "na ciele mężczyzny widoczne były liczne obrażenia, sińce, otarcia". Najgorzej wyglądała głowa.
- Jakby samochód po niej przejechał - mówi na łamach gazety mecenas Wojciech Kasprzyk, pełnomocnik rodziny.
Zobacz także: Dobromir Sośnierz zaatakowany przed Sejmem. Komentarz Radosława Sikorskiego
Inny obraz przedstawia prokuratura.
Tragedia w Lubinie. Potrzebne są dodatkowe badania
- Nie ujawniono żadnych urazów, które mogłyby skutkować śmiercią - twierdzi Arkadiusz Kulik z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Jak dodał, sekcja zwłok nie odpowiedziała na pytanie, z jakiego powodu zmarł Bartosz. Dlatego konieczne jest przeprowadzenie dodatkowych badań, w tym toksykologicznych.
Śmierć 34-latka w Lubinie. Interwencja policji
Do tragicznych w skutkach zdarzeń doszło piątek 6 sierpnia. Nad ranem policjanci z Lubina zostali wezwani na interwencje do mężczyzny, który miał rzucać kamieniami w okna budynków. Jak podawał wroclaw.wp.pl, na numer alarmowy zatelefonowała matka 34-latka, która podkreśliła, że jej syn ma problem z narkotykami.
Doszło do szarpaniny pomiędzy mężczyzną a policjantami. Stróże prawa musieli go obezwładnić. W pewnym momencie stracił przytomność. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe.
34-latek zmarł w szpitalu - podała w komunikacie policja. Lekarze jednak twierdzą, że zmarł w czasie transportu.