Śmieci zalały Wrocław
Wrocław tonie w śmieciach. Udowodniła to akcja rozpoczęta tydzień temu przez "Polskę-Gazetę Wrocławską".
Dziennikarze otrzymali prawie trzysta sygnałów o skwerach, chodnikach czy podwórkach pełnych starych mebli, gruzu, kartonów i butelek. Wszystkie sygnały przekazali na bieżąco straży miejskiej. Ta zapowiada egzekwowanie porządku. Straż wystawiła pierwsze mandaty.
Niestety, większość wrocławskich zarządców zupełnie nie wstydzi się tego bałaganu. Na dodatek w naszym mieście obowiązują absurdalne procedury związane z porządkowaniem. Sprawiają, że uprzątnięcie bałaganu zabiera niekiedy nawet wiele miesięcy.
Już samo ustalenie właściciela zaśmieconego terenu graniczy często z cudem. Sprawia kłopoty nawet straży miejskiej. We Wrocławiu nie ma bowiem jednej listy zarządców poszczególnych parceli. Za każdym razem potrzebne jest osobne śledztwo. Niestety, bardzo często śmieci zalegają na ziemiach należących nie do prywatnych właścicieli, ale do gminy. Przykładów na to wśród zgłoszeń nie brakuje.
Tu też sprzątanie wiąże się z uciążliwą procedurą. Aby usunąć podrzucony przez kogoś gruz czy stare meble, nie wystarczy telefon do Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta, by wysłał we wskazane miejsce ekipę sprzątającą. Potrzebne jest uruchomienie całej biurokratycznej machiny. Najpierw ZDiUM wysyła w zaśmiecone miejsce specjalną komisję, która tworzy raport w sprawie śmieci. Po jego analizie opracowywane są wnioski. Trwa to około 5 dni. Dopiero później na miejsce wysyłana jest firma, z którą miasto ma umowę.
Brud we Wrocławiu nie robi wrażenia na naszych władzach. Wiceprezydent Wojciech Adamski jest w pełni zadowolony ze swoich działań. - Pięć lat temu we Wrocławiu było 1700 dzikich wysypisk, teraz pozostały nieliczne, a nowe nie powstają - twierdzi Adamski. Co ciekawe, mimo wielu zaśmieconych miejsc w tym roku miasto nie dostało jeszcze ani jednego mandatu za bałagan. - Uznaliśmy, że lepiej najpierw iść na współpracę, bo wojowanie między sobą nie dawało wcześniej efektów - przyznają strażnicy miejscy, którzy podlegają magistratowi. Czy nie prościej, gdy zarządcy nie poczuwają się do odpowiedzialności za bałagan, wynająć do sprzątania specjalistyczną firmę, a potem rachunek za jej usługę wysłać właścicielowi terenu?
Janusz Krzeszowski