ŚwiatSłynny rozkaz wydany kapitanowi statku Costa Concordia przypomniano w sądzie

Słynny rozkaz wydany kapitanowi statku Costa Concordia przypomniano w sądzie

Słynne, okraszone przekleństwem słowa "Niech pan wraca na pokład" zabrzmiały w sądzie w Grosseto we Włoszech na procesie kapitana statku Costa Concordia Francesco Schettino. Zeznania złożył kapitan Gregorio De Falco z kapitanatu w Livorno.

Słynny rozkaz wydany kapitanowi statku Costa Concordia przypomniano w sądzie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Internauta Arkadiusz Szymański

09.12.2013 16:55

Na rozprawie odtworzono fragment emocjonalnej rozmowy obu kapitanów tuż po katastrofie wycieczkowca u brzegów wyspy Giglio 13 stycznia 2012 roku. Wtedy De Falco, szef kapitanatu z pobliskiego Livorno usiłował dowiedzieć się od Schettino, co stało się na pokładzie statku, i bardzo nerwowo zareagował na wiadomość o tym, że kapitan w trakcie ewakuacji pasażerów uciekł z pokładu. Wtedy padły pamiętne słowa Gregorio De Falco, dzięki którym został on przedstawiony jako całkowite przeciwieństwo antybohatera Schettino.

Dziennikarze obecni podczas procesu odbywającego się w gmachu teatru w Grosseto zauważyli, że gdy odtwarzano fragment rozmowy telefonicznej, kapitan Schettino opuścił głowę.

Składając zeznania Gregorio De Falco powiedział, że kapitan Concordii po ucieczce ze statku wprowadził go w błąd, mówiąc, że na pokładzie pozostało "maksimum około dziesięciu osób". Tymczasem okazało się, że na przewracającym się statku było wtedy jeszcze nawet 300 ludzi.

- Pytałem, ile tam jest osób, kazałem mu ich szukać na pokładzie, nalegałem, ale kapitan nie potrafił udzielić mi odpowiedzi - wyjaśnił przed sądem szef kapitanatu. Co więcej, jak ujawnił, Francesco Schettino zapewniał go, że pozostanie na pokładzie, by panować nad sytuacją. Mimo tych deklaracji - dodał - kapitan wszedł do szalupy ratunkowej i odpłynął.

Ponadto De Falco opowiedział, że nie uwierzył w uspokajające zapewnienia przekazywane przez załogę statku z ponad 4 tysiącami osób na pokładzie, że doszło tam tylko do drobnej awarii prądu. Dopiero później załoga przyznała, że woda wdziera się do statku. - Wtedy mogliśmy posłać kutry ratunkowe i helikoptery - wspominał Gregorio De Falco.

Ujawnił, że o tym, iż doszło do prawdziwej katastrofy morskiej, kapitanat dowiedział się jednak nie od załogi, ale od karabinierów w mieście Prato w Toskanii. Na ich posterunek zadzwonił krewny jednej z pasażerek, która opowiedziała mu, że na pokładzie jest ciemno, że kazano założyć kamizelki ratunkowe i panuje chaos.

- Zrozumieliśmy, że sytuacja jest znacznie poważniejsza - oświadczył kapitan De Falco.

W katastrofie Concordii zginęły 32 osoby. Kapitan Francesco Schettino jest jedynym oskarżonym na tym procesie. Łącznie grozi mu kara do 20 lat więzienia.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)