Slobodan Miloszević zmarł w haskim więzieniu
Były prezydent Jugosławii Slobodan
Miloszević zmarł w celi w więzieniu w Hadze - podało belgradzkie niezależne radio B-92. Miał 64 lata. Doniesienie o śmierci Slobodana
Miloszevicia potwierdził ONZ-owski trybunał ds. zbrodni w
byłej Jugosławii.
11.03.2006 | aktual.: 12.03.2006 15:54
Slobodan Miloszević został znaleziony martwy w swej celi w więzieniu w Hadze - podał przedstawiciel haskiego trybunału. Jak dodał, wszystko wskazuje na to, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych.
Urodzony w roku 1941 Miloszević chorował na serce, miał nadciśnienie. Z powodu złego stanu zdrowia Miloszevicia, jego proces toczący się od roku 2001, przerywano wielokrotnie.
Brat obwinia trybunał
Brat zmarłego byłego prezydenta Jugosławii zarzucił ONZ-owskiemu trybunałowi w Hadze, że ponosi "całkowitą odpowiedzialność" za tę śmierć - podała agencja Interfax.
Borislav Miloszević, dawny ambasador Jugosławii w Moskwie, skrytykował haski trybunał, który w lutym odmówił zgody na wyjazd Slobodana Miloszevicia do Rosji na badania i ewentualne leczenie. Miloszević miał kłopoty z sercem i wysokie ciśnienie.
Mimo że Rosja przekazała w styczniu trybunałowi pisemne gwarancje powrotu Slobodana Miloszevicia do Hagi, jeśli otrzymałby zgodę na wyjazd do Moskwy na badania lekarskie, hascy prokuratorzy nie wyrazili zgody.
Obserwatorzy podkreślali, że trybunał obawiał się, iż po wyjeździe do Rosji oskarżony mógłby powiedzieć, że stan zdrowia uniemożliwia mu powrót do Hagi. W Rosji przebywają bliscy Slobodana Miloszevicia, w tym brat Borislav, a także - według niektórych źródeł - żona Mira Marković i syn Marko.
"Nie można zarzucić nam lekceważenia"
Międzynarodowy Trybunał Karny (ONZ ds. zbrodni w b. Jugosławii) nie ma sobie nic do zarzucenia - powiedział rzecznik Trybunału.
Trybunał zawsze bardzo troszczył się o swych oskarżonych, a o tego szczególnie - zapewnił rzecznik Christian Chartier. Nie można zarzucić nam lekceważenia - podkreślił.
Jest to tragiczne wydarzenie dla Miloszevicia, dla jego rodziny, dla ofiar, którym sprawiedliwość nie zostanie oddana, i dla sprawiedliwości- dodał Chartier.
Fakt ten jedynie wzmacnia konieczność zatrzymania dwóch głównych uciekinierów - (byłego przywódcy bośniackich Serbów) Radovana Karadżicia i (dowódcy Serbów bośniackich gen.) Ratko Mladicia - zauważył rzecznik Trybunału.
Przywódca, który stał się zbrodniarzem
Slobodan Miloszević urodził się w 1941 roku w Pożarevacu w Serbii, dokąd przeniosła się jego rodzina, pochodząca z Czarnogóry. Matka była komunistką, ojciec - nauczycielem i teologiem prawosławnym. Oboje zakończyli życie samobójstwem, tak jak i wujek Slobodana.
Miloszević ukończył prawo na Uniwersytecie w Belgradzie w 1966 roku. Nigdy nie służył w wojsku, rozpoczynał karierę najpierw w państwowej firmie Tehnogaz, wylęgarni kadr komunistycznych, później w banku Beobanka. Na stanowisko sekretarza komitetu partii komunistycznej w Belgradzie pociągnął go Ivan Stambolić, kolega z Tehnogazu, późniejszy prezydent Serbii. W 1986 roku Stambolić dopomógł mu stanąć na czele Związku Komunistów Serbii (ZKS).
Swą życiową szansę Miloszević dostrzegł pewnego kwietniowego dnia 1987 roku w Kosowie, dokąd wysłał go Stambolić. Gdy policja w Kosovym Polju (Kosowym Polu) zabrała się za rozpędzanie pałkami tłumu Serbów, którzy protestowali przeciwko dyskryminowaniu ich przez albańską większość, Miloszevic stanął na balkonie i wypowiedział słynne słowa: "Nikt już nigdy nie podniesie na was ręki".
W kilka miesięcy później "obrońca Serbów", który z Kosowa uczynił sztandarową sprawę serbskiego patriotyzmu, dokonał przewrotu i pozbył się Stambolicia, spychając go na margines. W 1989 roku sam został prezydentem Serbii, a wkrótce zniósł autonomię Kosowa, którą przyznawała temu okręgowi konstytucja z 1974 roku.
Zaczął budować Wielką Serbię. Jeśli my, Serbowie, nie umiemy pracować, to z pewnością umiemy walczyć - powiedział na swym zaprzysiężeniu.
W 1990 roku Miloszević przekształcił Związek Komunistów w Socjalistyczną Partię Serbii. Rok później zaczęła rozpadać się potitowska Jugosławia, wybuchła wojna, oddziały serbskie zajęły część Chorwacji i dwie trzecie Bośni. Nowa federacja jugosłowiańska, powołana w 1992 roku, została okrojona do Serbii i Czarnogóry.
Przy zawieraniu pokoju w Dayton, w USA, kończącego w 1995 roku wojnę bośniacką, Miloszević znów ujawnił swe - uznawane nawet przez zachodnich mediatorów - nieprzeciętne zdolności polityczne. Niedawny "Hitler", "rzeźnik Bałkanów" ze swej klęski w Bośni uczynił zwycięstwo i stał się jedynym rozmówcą Zachodu w regionie. Zachód gardził nim, ale też uważał go za potencjalny czynnik stabilizacji na niespokojnych Bałkanach. Popularność Miloszevicia w kraju osiągnęła apogeum.
Wystarczył jednak rok bez wojny, by podkopać jego władzę w kraju, mimo ścisłej kontroli mediów i tłumienia krytyki. Po zwycięstwie w wyborach lokalnych w listopadzie 1996 roku, opozycja nie dała sobie odebrać wygranej. Trzy miesiące masowych manifestacji w zimie, tzw. spacerów, zmusiły prezydenta do uznania wyników i oddania władzy w większych miastach.
W lutym 1998 roku wybuchła kolejna wojna - w Kosowie, zakończona dopiero po bombardowaniach NATO w Jugosławii. Miloszević musiał oddać Kosowo pod administrację międzynarodową i zgodzić się na wejście tam wojsk NATO.
Za zbrodnie w Kosowie Miloszević znalazł się wiosną 1999 roku na czele listy oskarżonych przez ONZ-owski trybunał ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii.
Klęska wyborcza
Wybory prezydenckie przeprowadzone we wrześniu 2000 r. zakończyły się klęską Miloszevicia. Okazało się, że Jugosłowianie mają dość przywódcy, który wciągnął kraj w krwawe wojny i zrujnował gospodarkę. Jego rywal, przywódca serbskiej opozycji demokratycznej Vojislav Kosztunica, zdobył 54 procent głosów.
Miloszević nie uznał wyniku głosowania i usiłował doprowadzić do powtórzenia wyborów. Wywołało to masowe protesty, których kulminacją była rewolta 5 października, gdy demonstranci wzięli szturmem parlament i siedzibę telewizji w Belgradzie.
Pozbawiony władzy, Miloszević pozostawał na uboczu, żyjąc w swej belgradzkiej willi, aż do 1 kwietnia 2001 roku, gdy nowe władze kraju postanowiły osadzić go w areszcie za malwersacje finansowe.
Niespełna trzy miesiące później, 28 czerwca, były prezydent siedział już w samolocie do Hagi - od wydania Miloszevicia Zachód uzależnił swą pomoc gospodarczą dla demokratyzującej się Jugosławii. Premier Serbii Zoran Djindjić nie wahał się więc, mimo oporów prezydenta Kosztunicy.
W areszcie ONZ-owskiego trybunału w Scheveningen pod Hagą Miloszević objawił drugą twarz - "doskonałego dżentelmena" i spokojnego, "wzorcowego więźnia". W celi czytał Hemingwaya, słuchał Franka Sinatry i Celine Dion, grał z więźniami w szachy i pomagał im w angielskim.
Mniej uprzejmy był w sali sądowej. Odmawiał zeznań, ostentacyjnie demonstrował znudzenie, próbował wygłaszać napastliwe mowy. Usiłował przekonywać, że Serbia padła ofiarą spisku, a on sam bronił tylko swego narodu przez albańskimi terrorystami z Kosowa.
Niektórzy zastanawiali się, czy Miloszević nie umyślił sobie zostać "męczennikiem za sprawę", ostatnim serbskim bohaterem, walczącym do ostatka i ponoszącym "szlachetną klęskę" w obliczu niezmierzonej przewagi wroga - jak na Kosowym Polu. Jego nieoczekiwana śmierć może się przyczynić do takiego obrazu.