Śledztwo WP i TVN24. Lekceważąca reakcja ziobrystów i nierealny pomysł szefa sztabu PiS
Kolejna odsłona afery hejterskiej ujawniona przez Wirtualną Polskę i TVN24 wywołała gorące dyskusje. Ze strony obozu rządzącego padły zaskakujące pomysły, które natychmiast skrytykowali prawnicy i specjaliści od social mediów.
Redakcje Wirtualnej Polski, Frontstory i "Superwizjera" TVN opublikowały w środę 26 kwietnia reportaż dotyczący bulwersującej sprawy hejterskiego konta. Jego administrator używał na Twitterze zdjęcia oraz posługiwał się imieniem i informacjami z życiorysu pracownicy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Kobieta zaprzecza, że to ona odpowiada za hejterskie treści, ale dotąd nie złożyła w tej sprawie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.
Twitterowe konto MS_Madzia (Magda Lena) - bo o nim mowa - promowało polityków Solidarnej Polski, publikowało treści antyszczepionkowe i antyukraińskie (zgodne z przekazem Kremla), a w ostatnim czasie atakowało posłankę Magdalenę Filiks, która straciła syna. Konto uderzało też w Mateusza Morawieckiego, a Andrzeja Dudę nazywało "prezydentem Polinu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapytaliśmy polityków Solidarnej Polski - również tych związanych z Ministerstwem Sprawiedliwości - jak skomentują doniesienia dziennikarzy WP, TVN i Frontstory. Jeden z wiceministrów zbagatelizował sprawę, twierdząc, że to "jakaś szeregowa pracowniczka", a poza tym są "dziesiątki historii o pracownikach różnych urzędów, związanych opozycją, i materiały na ten temat jakoś nie powstawały". Polityk, który nie chciał rozmawiać pod nazwiskiem, przywołał historię twórców "Soku z Buraka".
Rzecznik Solidarnej Polski Jacek Ozdoba z kolei najpierw odpisał nam, że odniesie się do informacji podanych przez WP i TVN, ale ostatecznie tego nie zrobił.
Działacz partii Zbigniewa Ziobry, Dariusz Matecki (sam słynący z chamskich i obraźliwych komentarzy), w mediach społecznościowych kpił z doniesień dziennikarzy, uderzając przy okazji w nielubianych prawników. Jednocześnie nikt z partii ministra sprawiedliwości nie zaprzeczył, że MS_Madzia była związana z prokuraturą.
PiS nie wierzy w pomysł szefa kampanii
Dziennikarze zaznaczają, że konto MS_Madzia "różni się od typowych profili pochodzących z farm trolli". Pojawiają się na nim m.in. zdjęcia wyglądające na prywatne oraz informacje o zainteresowaniach właścicielki konta. Istotne dla dziennikarskiego śledztwa okazały się dwie fotografie kobiety. TVN i WP ustaliły, że osoba widoczna na zdjęciach to Magdalena S., która pracuje jako asystentka prokuratora w wydziale ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
"Jej działalność na Twitterze i wielka sympatia do Solidarnej Polski jest w jednostce tajemnicą poliszynela. Kolegom chwaliła się, że przed pracą w prokuraturze parała się m.in. rolnictwem. MS_Madzia też pisze na swoim profilu o pasji do rolnictwa" - piszą reporterzy.
O sprawę, także w kontekście działań Prokuratury Generalnej, w programie "Tłit" zapytaliśmy szefa wyborczej kampanii PiS - Tomasza Porębę. Choć polityk unikał jednoznacznej odpowiedzi, deklarował potrzebę zmiany prawa. - Nikt w sieci nie powinien być anonimowy. Sam doświadczam brutalnego hejtu i uważam, że coś z tą sprawą trzeba w Polsce zrobić. I to nie tylko w tej konkretnie sprawie. To powinno być duże zadanie dla klasy politycznej. Mnie to osobiście bulwersuje. Musi być w Polsce uregulowana anonimowość w sieci. To niszczy ludzi. Mamy realny problem - mówił Poręba.
Szef kampanii PiS przyznał, że jego formacja jest w tej sprawie gotowa współpracować z opozycją i zaproponować konkretne regulacje prawne. Jakie? Kiedy? Nie wiadomo. Gdy przyznaliśmy, że będziemy wracać do tematu, europoseł Poręba stwierdził, że jest na to gotowy.
Szkopuł w tym, że nawet politycy PiS nieoficjalnie twierdzą, że pomysł szefa sztabu ich formacji jest niemożliwy do zrealizowania. - Deklaracja Tomka jest szlachetna w intencjach, ale abstrakcyjna - skomentował w rozmowie z WP jeden z posłów. Inny wprost mówił o tym, że "na poziomie ustawowym jest to nierealne".
Poza tym - to już przyznaje kolejny z naszych rozmówców - większość dużych partii (nie tylko w Polsce) wykorzystuje w kampaniach anonimowe konta (mimo że to moralnie wątpliwe).
I ostatni argument: w żadnym z demokratycznych krajów całkowita anonimowość w social mediach nie jest zakazana.
Pozorna walka z big techami
Podobne argumenty przedstawiają eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska - To jest utopia. Nie skontrolujemy wszystkich portali, forów internetowych itd. Na czym miałaby polegać ta prewencja? Musielibyśmy zastosować cenzurę - mówi Wirtualnej Polsce mec. Radosław Płonka, ekspert Business Centre Club.
Prawnik - który sam prowadzi sprawy związane z obraźliwymi wpisami w internecie - podkreśla, że nawet, jeśli uda się policji ustalić adres IP (czyli unikalny numer nadawany wszystkim urządzeniom elektronicznym podłączonym do sieci komputerowej), to i tak trudno jest zidentyfikować konkretną osobę, która zamieszczała określone wpisy.
- Zwykle są duże problemy z ustaleniem rzeczywistego sprawcy. Dla sądów takie sprawy nie są raczej priorytetem. Gdyby zaś chciały się w to zaangażować organa państwa, na dużo szerszą skalę, to moglibyśmy mówić wówczas o inwigilacji - zwraca uwagę mec. Radosław Płonka.
Jak mówi, "szkoda czasu i energii na tego typu przedsięwzięcia". - Stawiajmy na edukację, blokowanie kont, ale z prywatnej inicjatywy. Mamy wolność słowa, której oczywiście niektórzy nadużywają i popełniają przestępstwa, ale wtedy mogą ponosić konsekwencje. Cenzura prewencyjna to nie jest dobry kierunek - konkluduje prawnik.
Specjalista ds. social mediów, przedsiębiorca i wykładowca akademicki Wojciech Kardyś przekonuje, że "zakazanie ustawowe anonimowości w Internecie jest w tym momencie zwykłym populizmem". - Bo jak miałoby to wyglądać? Nagle wprowadzamy ustawę, do której big techy (uwaga, amerykańskie!) miałyby się w tym momencie dostosować? To jest niewykonalne - zwraca uwagę nasz rozmówca.
A - jak podkreśla - "lobby amerykanów jest ogromne". - Czy na przestrzeni lat, polski rząd zrobił cokolwiek, by wywalczyć sobie z takim Facebookiem walkę z mową nienawiści? Niemcy dla przykładu, przeforsowali prawo (w 2022 roku - przyp. red.), w którym portale społecznościowe będą musiały nie tylko usuwać, ale i zgłaszać treść obraźliwych wpisów i adresy IP do Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA). I to jest obowiązek, które władze Niemiec wywalczyły sobie na drodze legislacyjnej z big techami. To są miesiące, jeżeli nie lata, pracy prawników i urzędników, by taką ustawę przepchnąć - zwraca uwagę Wojciech Kadrys.
Jak zaznacza, do tego trzeba mieć pozycję negocjacyjną. A polski rząd jej nie ma. - I nagle my, w Polsce, chcemy wymusić na big techach zakaz anonimowości, który jest jednym z najważniejszych fundamentów Internetu? To nie tylko koszmar urzędniczy, ale i masowe protesty, na co w roku wyborczym nikt sobie nie pozwoli. Tak że nie, spokojnie, nikt nas anonimowości w Internecie nie pozbawi. Przynajmniej jeszcze nie teraz - przekonuje Kadryś.
Do współpracy z rządem w tym zakresie - wbrew nadziejom szefa kampanii PiS - nie jest skora także opozycja. - Nie brałbym propozycji pana posła Tomasza Poręby na poważnie. Maszyna hejtu działa, grupa "Antykasta", hejtująca ludzi niewygodnych dla Zbigniewa Ziobry, również. Zmieniają się tylko bohaterowie, a system szykanowania i atakowania jest ten sam – uważa polityk PSL Krzysztof Paszyk.
Nasz rozmówca - z zawodu prawnik - przekonuje: - Tu trzeba konsekwentnego działania służb i piętnowania wszelkich działań hejterskich, zwłaszcza jeśli ma to charakter zorganizowany. Hejterzy działający na korzyść organizacji Zbigniewa Ziobry nie mogą pozostawać bezkarni. Nieuchronność kary jest kluczowa. Dziś jej nie ma, mamy za to przyzwolenie na hejt - uważa Krzysztof Paszyk.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski