PolskaŚledztwo w sprawie Gwiazdy

Śledztwo w sprawie Gwiazdy

W dniu urodzin Jezusa widziano na niebie nową gwiazdę. Ustalenia nauki potwierdzają to, co napisano w Biblii – mówi brytyjski astronom prof. Mark Kidger

Śledztwo w sprawie Gwiazdy
Źródło zdjęć: © AFP

Polacy nie siadają do wigilijnego stołu dopóty, dopóki na niebie nie pojawi się pierwsza gwiazdka. Tradycja ta nawiązuje do Gwiazdy Betlejemskiej, która miała zwiastować narodzenie Chrystusa. Czy zjawisko takie rzeczywiście pojawiło się na niebie?

Są trzy podstawowe teorie na ten temat. Według pierwszej cała opowieść o Gwieździe Betlejemskiej to zwykła legenda. Mit, jakich w Biblii jest pełno. Wymyślił go św. Mateusz i zamieścił w swojej Ewangelii, aby wypełnić starotestamentową przepowiednię Balaama. Zgodnie z nią przyjście na świat Mesjasza miało poprzedzić pojawienie się nowej gwiazdy. Według drugiej teorii Gwiazda Betlejemska była cudem, który znajduje się poza obszarem naukowego poznania. Wreszcie według trzeciej w momencie, gdy Jezus Chrystus przyszedł na świat, na niebie rzeczywiście miał miejsce jakiś fenomen astronomiczny. Jako naukowiec mogę odnieść się tylko do tej ostatniej teorii.

Czy jakieś nietypowe zjawisko miało więc wówczas miejsce?

Tak. W momencie, gdy na świat przyszedł Jezus Chrystus, ówcześni astronomowie zaobserwowali na niebie pewien fenomen. Dysponujemy chińskimi źródłami – Chińczycy bardzo dokładnie obserwowali niebo – według których narodziła się wówczas nowa gwiazda. Widziano ją na wschodzie, mniej więcej pomiędzy konstelacjami Koziorożca i Orła. Zapis tego zjawiska wydaje się idealnie pasować do tego, co napisano na temat Gwiazdy Betlejemskiej w Biblii.

Czyli?

Opis narodzenia Jezusa znalazł się w dwóch Ewangeliach. Łukasza i Mateusza. Wzmianki o gwieździe znajdują się tylko w tej drugiej. W drugim rozdziale w wersach 1–2:Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon”. Oraz w wersach 7–11: Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: „Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”.Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali.

Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.

To wszystko?

Tak, niestety to wszystko. Ale i tak możemy z tych zapisów wyciągnąć pewne wnioski. Wiemy, że mędrcy, którzy zobaczyli gwiazdę, przybyli ze wschodu i że pojawiła się ona nad Betlejem. To jednak niejedyne źródło na temat tego zjawiska, którym dysponujemy. Podobne zapisy na temat gwiazdy znajdują się w tekstach apokryficznych, na przykład protoewangelii Jakuba, która ostatecznie – decyzją Soboru w Nicei w roku 325 – nie znalazła się w Biblii. Mowa jest tam o gwieździe, która świeciła na wschodzie i przyćmiła swoim blaskiem inne gwiazdy. Podobną wzmiankę znajdujemy w jednym z listów św. Ignacego.

Co z tego wynika?

To, że Mateusz podczas pisania Ewangelii, co miało miejsce między rokiem 80 a 100, użył zapewne jakichś dokumentów lub przekazów, które później zaginęły. Na tych samych dokumentach mogli opierać się twórcy niewiele późniejszych tekstów apokryficznych oraz św. Ignacy. Zapisy te zgadzają się z astronomicznymi źródłami z epoki. Na przykład wspomnianymi zapisami Chińczyków zrobionymi dokładnie w momencie, gdy urodził się Jezus Chrystus, czyli w marcu–kwietniu 5 r. przed Chrystusem…

Chwileczkę! Chrystus urodził się pięć lat przed Chrystusem?

Bez wątpienia. Ten paradoks wynika z dwóch pomyłek popełnionych przez wczesnochrześcijańskiego mnicha Dionizjusza, który w VI w. mieszkał w Rzymie. To właśnie on policzył, kiedy narodził się Chrystus, i opracował kalendarz, którym posługujemy się do dzisiaj. Do ustalenia daty przyjścia na świat Jezusa użył okresów panowania rzymskich imperatorów. Problem w tym, że nie pamiętał, iż cesarz August przez cztery lata rządził jako Oktawian. Druga pomyłka polegała na tym, że zapomniał o roku zerowym. W ten sposób po 1 r. przed Chrystusem przeskakujemy od razu do roku 1 po Chrystusie. W sumie mamy więc pięcioletnią pomyłkę.

Czy mamy inne potwierdzenie tej daty jako daty narodzenia Chrystusa?

Wiadomo, że kiedy Chrystus przyszedł na świat, żył jeszcze król Judei Herod Wielki. To on miał nakazać dokonanie rzezi niewiniątek, aby w ten sposób pozbyć się Jezusa. Źródła historyczne mówią jednak wyraźnie, że król ten umarł w roku 4 przed Chrystusem, kilkanaście dni po zaćmieniu księżyca. Zjawisko takie było zaś widoczne z Jerycha w nocy z 13 na 14 marca. Herod umarł więc na przełomie marca i kwietnia roku 4 przed Chrystusem. To kolejny dowód na to, że Dionizjusz się pomylił i że Jezus musiał narodzić się wcześniej, niż wyliczył mnich. Rok 5 przed Chrystusem jest najbardziej prawdopodobny.

Powiedział pan również, że Chrystus przyszedł na świat w marcu lub kwietniu.

Nie ma większych wątpliwości, że obchodzona przez nas data 25 grudnia jest fałszywa. Wspomniany Dionizjusz „wyznaczył” urodziny Chrystusa na ten dzień, aby zaadoptować dla chrześcijaństwa święto rzymskiego bóstwa Sol Invictus oraz poprzedzające je Saturnalia. Był to okres świąteczny, podczas którego Rzymianie dekorowali domy zielonymi gałązkami, ucztowali i dawali sobie podarunki. Czyli robili dokładnie to samo, co robimy my w święta Bożego Narodzenia. Kościół wielokrotnie przejmował takie wielusetletnie tradycje i rytuały, aby łatwiej pozyskać pogan i przekonać ich do nowej wiary.

Czyli wybór 25 grudnia był taktyczny. Ale skąd wiadomo, że Jezus urodził się wiosną?

Wystarczy zajrzeć do Biblii. Wiemy, że tej nocy w pobliżu Betlejem pasterze doglądali swoich stad na polach. Należy zestawić dane meteorologiczne dla tej części Bliskiego Wschodu z wiedzą o hodowli bydła. Teren Betlejem otoczony jest wysokimi, liczącymi nawet ok. 800 m wzgórzami. Temperatura w grudniu, choć oczywiście nie jest tak niska jak w Polsce, potrafi spaść tam poniżej zera. Czasami pada nawet śnieg. Stada w grudniu są więc zawsze pod dachem. Natomiast wypędza się je wczesną wiosną i to właśnie wówczas pasterze muszą strzec ich dzień i noc, m.in. przed grasującymi wtedy drapieżnikami.

Przyjrzyjmy się teraz ludziom, którzy jako pierwsi zobaczyli gwiazdę – Trzem Królom… Dwa słowa i dwie pomyłki. Po pierwsze nie byli to królowie. Po drugie prawdopodobnie nie było ich trzech.

Jak to?

Królami „stali się” dopiero w VII w., a więc wiele stuleci po śmierci. Kościół ogłosił wówczas Chrystusa Królem Królów. A skoro tak, to wydawało się logiczne, że hołd przyszli mu oddać inni monarchowie. Podobnie z imionami Kacper, Melchior i Baltazar. Pojawiły się one dopiero w VIII w., a w X weszły do powszechnego użytku. Wszystko wskazuje na to, że mężczyźni, którzy oddali Jezusowi hołd w Betlejem, byli w rzeczywistości perskimi astrologami, kapłanami religii zaratusztrianizmu, których zwano magami. Religia ta była bardzo zbliżona do judaizmu, jej wyznawcy oczekiwali nadejścia Mesjasza.

Nie pochodzili z Babilonu?

Ta niegdyś bardzo popularna teoria wydaje się chybiona. Przez wiele lat uważano tak, ponieważ w Babilonie żyła wówczas spora społeczność żydowska wywodząca się z niewolników i jeńców ujętych podczas zajęcia Jerozolimy w VI w. przed Chrystusem. Ludzie ci mieli oczekiwać nadejścia Mesjasza. Babilończycy byli również znakomitymi obserwatorami nieba. Problem w tym, że oprócz tych przesłanek nie ma na to żadnych dowodów.

A jakie są dowody potwierdzające wersję perską?

Tak jak powiedziałem, magowie również byli astrologami i skrupulatnie obserwowali niebo w poszukiwaniu znaków. Poza tym wiemy, że mędrcy, aby złożyć w Betlejem hołd Jezusowi, odbyli niezwykle trudną podróż, która trwała wiele tygodni. Tymczasem wyprawa z Babilonu do Jerozolimy była wówczas dość łatwa i szybka. Co innego z północnej Persji, niemal z wybrzeży Morza Kaspijskiego, gdzie mieszkali magowie. Mieli oni do pokonania dystans ok. 1,5 tys. km przez pustynie, rzeki i góry.

To by się zgadzało z całą ikonografią przedstawiającą Trzech Króli podróżujących na wielbłądach przez pustynię.

Dokładnie. Wszystko pasuje do siebie jak fragmenty układanki. Z dokumentów epoki wiemy, że perscy magowie kilka lat później odbyli podobną wyprawę do Rzymu, aby złożyć hołd imperatorowi Neronowi. To była wówczas olbrzymia sensacja, którą rzymscy historycy opisali ze szczegółami. Opisy ich podróży i zachowania są bardzo podobne do podróży biblijnych mędrców. Kolejny dowód: w Bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem do dziś można zobaczyć mozaikę przedstawiającą mędrców składających hołd Chrystusowi. Ubrani są na niej w perskie szaty kapłańskie. Właśnie dlatego Persowie, gdy w VII w. zajęli Betlejem, nie zniszczyli bazyliki. Zobaczywszy tę mozaikę, uznali świątynię za własne miejsce święte.

Istniała też opowieść o tym, że mędrcy przybyli z Arabii. Jej zwolennicy zakładali, że wyruszyli z terenu dzisiejszej Arabii Saudyjskiej. Problem w tym, że gdyby tak było, nie podróżowaliby wcale przez pustynię, ale – jak to miało miejsce w tamtych czasach – przez morze. Płynęliby statkiem do wybrzeża Morza Czerwonego i lądem pokonaliby tylko ostatni odcinek do Jerozolimy.

A ilu ich było?

Nie wiadomo. Założenie, że było ich trzech, wzięło się stąd, iż dali Jezusowi trzy dary: złoto, kadzidło i mirrę. Chodziło również o symbolikę tej liczby. Trzej Królowie mieli reprezentować trzy ludzkie rasy. Melchior – czarną, Baltazar – żółtą, Kacper – białą. Ale na wczesnych wizerunkach było ich często dwóch, czterech czy nawet 12. Z Biblii wiadomo tylko tyle, że było ich więcej niż jeden.

Coś tu się nie zgadza. Skoro magowie przybyli z Persji i zobaczyli gwiazdę na wschodzie, to nie mogli za nią podążać, jadąc do Jerozolimy. Mieliby ją bowiem za plecami.

Proszę uważnie przeczytać odpowiedni fragment Biblii: Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy (…) Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców (…) kierując ich do Betlejem (…) Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię.

Oznacza to, że widzieli gwiazdę przed sobą nie przez całą drogę z Persji do Jerozolimy, ale tylko na ostatnim, około dziesięciokilometrowym odcinku, między Jerozolimą a położonym od niej na południowy wschód Betlejem. Zrobiłem komputerową symulację nieba, tak jak widzieli je ludzie znajdujący się w Jerozolimie w marcu 5 r. przed Chrystusem, i okazało się, że wyjeżdżając z miasta przed świtem, magowie widzieliby gwiazdę wschodzącą na niebo i „podróżującą” przed nimi. Zatrzymałaby się dokładnie ponad Betlejem.

Czym była ta gwiazda?

To zupełnie tak jak z wyginięciem dinozaurów. Na temat fenomenu Gwiazdy Betlejemskiej jest wręcz niezliczona ilość teorii. Na przykład, że była to kometa. Problem w tym, że jedyną kometą, która przelatywała w tamtych czasach na tyle blisko ziemi, żeby można ją było zobaczyć, była kometa Halleya. Miało to jednak miejsce w sierpniu i wrześniu 12 r. przed narodzeniem Chrystusa. A więc siedem lat przed tym, gdy w rzeczywistości przyszedł on na świat. Gdyby więc Gwiazdą Betlejemską rzeczywiście była kometa Halleya, magom – którzy ją zauważyli i wkrótce potem wyruszyli w drogę – podróż z Persji do Betlejem zajęłaby właśnie siedem lat. Nie oznaczałoby to, że specjalnie się spieszyli, żeby zobaczyć Mesjasza. (śmiech)

Może więc był to meteoryt?

To z kolei wymagałoby posiadania wyjątkowo szybkich wielbłądów. Meteoryt widoczny jest bowiem przez jedną, góra dwie sekundy. Trudno – nawet przy dzisiejszych nowoczesnych środkach lokomocji – przebyć w takim czasie odległość między Persją a Jerozolimą.Rosyjscy naukowcy sugerowali swego czasu, że być może za Gwiazdę Betlejemską wzięto Wenus. Planeta ta rzeczywiście co pewien czas pojawia się i jest niezwykle wyraźnie widoczna na niebie. Będzie widoczna na przykład w święta Bożego Narodzenia w tym roku. Problem w tym, że jest to zjawisko bardzo częste, które każdy, kto obserwuje gwiazdy, zna doskonale. Gdyby biblijni mędrcy dali się nabrać na Wenus, nie byliby mędrcami. Wiemy, że to, co zobaczyli, musiało być naprawdę niezwykłe. I musiało trwać na niebie na tyle długo, by mogli dostać się w tym czasie z Persji do Judei.

Może więc supernowa?

Supernowa – czyli wielka kosmiczna eksplozja – rzeczywiście odpowiadałaby naszemu opisowi. Jest jasna, duża i długo widać ją na niebie. To niezwykle spektakularne zjawisko. Problem w tym, że niestety w tamtym czasie żadnej supernowej nie było. Badając fale radiowe wysyłane przez obiekty kosmiczne, byliśmy w stanie ustalić i zlokalizować wszystkie supernowe z ostatnich dwóch tysięcy lat. Zjawisko takie można było zobaczyć z ziemi dopiero mniej więcej 200 lat po narodzeniu Chrystusa, w roku 185. Tak więc supernowa odpada.

A koniunkcja planet?

To kolejna z teorii, która wydaje się nieprawdziwa. Zjawisko to polega na ustawieniu się ciał niebieskich w jednej linii. Wtedy rzeczywiście widzimy na niebie „nowy”, bardzo jasny obiekt. To się jednak zdarza dość często. W ostatnich dniach doszło na przykład do koniunkcji Jupitera i Księżyca. Podobnie jak w przypadku teorii o Wenus mędrcy na pewno nie wyruszyliby w drogę na poszukiwanie Mesjasza, gdyby zobaczyli tak częste zjawisko jak koniunkcja.

Istnieje także teoria, że magowie zobaczyli okultację.

To zjawisko polega z kolei na częściowym zasłonięciu jednego ciała niebieskiego przez drugie. Ostatnio obliczono, że ok. roku 6 przed narodzeniem Chrystusa miała miejsce okultacja Jowisza przez księżyc. Nastąpiło to w konstelacji Barana. Znany badacz Michale Molnar z Rutgards University uważa, że to właśnie była Gwiazda Betlejemska. To miało być bardzo symboliczne. Planeta ginie zakryta księżycem, aby po pewnym czasie odrodzić się na nowo i zabłysnąć. Cóż lepiej może symbolizować narodzenie Mesjasza. Brzmi więc to świetnie. Wystarczy jednak ustalić ówczesne położenie ciał niebieskich i okaże się, że prawdopodobnie… okultacja ta nie była widoczna z ziemi. Miała bowiem miejsce podczas zachodu słońca i została przyćmiona przez jego blask.

Jaka jest więc pańska teoria?

To była nowa. Czyli pojawienie się na niebie nowej gwiazdy. Dzieje się tak, gdy na powierzchni starej gwiazdy, która nie jest widoczna z ziemi, dochodzi do olbrzymiej eksplozji termojądrowej. Wówczas rozbłyska ona silnym światłem. Staje się milion razy jaśniejsza i widać ją z ziemi nawet przez kilka tygodni. Czyli mniej więcej tyle czasu, ile magowie z Persji potrzebowali, aby dostać się do Betlejem. Jak już mówiłem na początku, w marcu 5 r. przed Chrystusem – a więc wtedy, gdy naprawdę urodził się Jezus – chińscy astrologowie zobaczyli coś nowego na niebie. Nowe zjawisko, które trwało przez dwa i pół miesiąca. Z opisu można wywnioskować, że była to właśnie nowa. Była ona zresztą zakończeniem całej serii astronomicznych fenomenów.

Jakich?

Przed eksplozją nowej nastąpił szereg niesamowitych zjawisk na niebie. W roku 7 przed narodzeniem Chrystusa miała miejsce potrójna koniunkcja Jupitera i Saturna. Planety te spotkały się trzy razy w ciągu siedmiu miesięcy. Rok później w gwiazdozbiorze Ryb – zwanym często konstelacją Żydów – doszło do zbliżenia Marsa, Jupitera i Saturna. W tym samym roku nastąpiła wspomniana okultacja Jupitera. Taki układ był całkowicie niebywały. Wszystkie te znaki mogły skłonić magów do przekonania, że zbliża się coś wyjątkowego i należy się szykować do drogi. I rzeczywiście, w marcu roku 5 przed narodzeniem Chrystusa wybuchła nowa. Narodziła się nowa gwiazda, która – według magów – zwiastowała narodzenie Króla, na którego czekali. Kapłani natychmiast wsiedli na wielbłądy i podążyli do Betlejem, gdzie znaleźli dzieciątko w żłobie.

Czy pojawienie się tej nowej gwiazdy rzeczywiście było związane z narodzinami Jezusa Chrystusa?

Tu już moja rola się kończy. Każdy musi dokonać własnej oceny. Samemu to przemyśleć i samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie. To, co mogę powiedzieć jako naukowiec, to to, że takie zjawisko bez wątpienia miało wówczas miejsce. Że to, co napisano w Biblii o pojawieniu się Gwiazdy Betlejemskiej przed narodzeniem żydowskiego dziecka zwanego Jezusem Nazarejczykiem, było prawdą. Jeżeli ktoś jest ateistą, to nic, nawet naukowe argumenty go nie przekonają. Uzna, że był to zwykły zbieg okoliczności. Osoba wierząca stwierdzi zaś, że nie ma mowy o przypadku. Że gwiazda pojawiła się dokładnie w tym momencie, w którym miała się pojawić, i że zwiastowała narodziny Pana.

Profesor Mark Kidger jest światowej sławy brytyjskim astronomem. Obserwowaniem nieba zajmuje się od kilkudziesięciu lat. Jest autorem setek artykułów i wielu książek, m.in. „Gwiazda Betlejemska” (1999). Obecnie pracuje w Europejskim Centrum Astronomii Kosmicznej w Madrycie

Piotr Zychowicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)