Śledztwo w PiS - kto odebrał list do prezesa?
Dlaczego Jarosław Kaczyński nie pojawił się w sądzie na rozprawie w sprawie, którą wytoczył mu były szef MSWiA Janusz Kaczmarek? Prezes PiS - jak tłumaczy w oświadczeniu rzecznik prasowy klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak - nie wiedział o terminie posiedzenia. Jednak zdaniem sądu, pozwany był prawidłowo powiadomiony. Jak informuje Radio Zet w PiS wszczęto śledztwo, mające wyjaśnić, kto odebrał wezwanie i co się z nim stało.
30.09.2009 | aktual.: 30.09.2009 19:55
Janusz Kaczmarek pozwał Jarosława Kaczyńskiego we wrześniu ubiegłego roku za to, że szef PiS porównał go do uśpionego agenta i obarczył odpowiedzialnością za brak finalizacji niektórych śledztw. Były premier mówił wówczas, że Kaczmarek "to był po prostu człowiek drugiej strony".
Kilka minut po rozprawie w Sądzie Okręgowym w Warszawie wydany został wyrok zaoczny. Jak zaznaczył sąd, pozwany - choć prawidłowo powiadomiony - nie stawił się w sądzie i nie zajął stanowiska w tej sprawie. Dlatego - jak powiedziała sędzia Anna Błażejczyk - sąd przyjął tezy pozwu za prawdziwe i w całości uwzględnił powództwo.
Sąd nakazał Jarosławowi Kaczyńskiemu opublikowanie na własny koszt na pierwszych stronach kilku gazet i tygodników oraz ich serwisów internetowych oświadczenia, w którym wyraża "szczery żal" i przeprasza Kaczmarka. Szef PiS ma również wpłacić 10 tys. zł na Caritas - tej decyzji sąd nadał rygor natychmiastowej wykonalności - i zwrócić Kaczmarkowi koszty procesu.
- Wyrok jest dla mnie satysfakcjonujący, aczkolwiek mam świadomość że może on jeszcze sprawy nie kończyć - powiedział po ogłoszeniu werdyktu Kaczmarek.
Faktycznie to nie koniec, bo wyrok zaoczny jest nieprawomocny i oznacza, że pozwany może złożyć sprzeciw. W przesłanym Wirtualnej Polsce oświadczeniu rzecznik prasowy klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak zaznaczył, że Jarosław Kaczyński taki sprzeciw zgłosi. Oznacza to, że proces musi się toczyć od nowa, tak jakby wyroku nie było.
Błaszczak tłumaczył też, że nieobecność prezesa PiS na sali sądowej nie była zamierzona. "Wynikała z braku wiedzy o terminie posiedzenia" - napisał.