SLD chce skrócić kadencję Sejmu. Rzeczniczka rządu: państwo działa normalnie
Klub SLD zapowiedział złożenie wniosku o skrócenie kadencji Sejmu. - Trzeba skrócić ten czas destabilizacji w rządzie, który oznacza destabilizację państwa i zniechęca Polaków do bycia aktywnymi obywatelami - uzasadniają politycy Sojuszu. Rzeczniczka rządu twierdzi, że nie ma żadnych powodów do samorozwiązania Sejmu. - Rozumiem, że SLD ma bardzo duże problemy i w sondażach znika ze sceny politycznej, ale to nie znaczy, że my mamy przestać pracować - odpowiada Małgorzata Kidawa-Błońska.
- Od dawna sytuacja polityczna w kraju jest niepewna, natomiast od wczoraj wszyscy jesteśmy świadkami jawnej już destabilizacji w rządzie, w Platformie Obywatelskiej, co oznacza de facto destabilizację państwa - powiedziała na konferencji prasowej posłanka SLD Anna Bańkowska.
Jak dodała, żeby "zaoszczędzić Polakom wielomiesięcznych kłótni między rządzącym obozem Platformy Obywatelskiej i Polskim Stronnictwem Ludowym a Prawem i Sprawiedliwością, dla dobra Polski" SLD złoży projekt uchwały dotyczący skrócenia kadencji Sejmu.
Poseł SLD Marek Balt "skandalem" nazwał ogłoszone w środę rezygnacje trzech ministrów - Bartosza Arłukowicza, Andrzeja Biernata i Włodzimierza Karpińskiego - oraz marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, do których, jak mówił, doszło dla dobra PO.
- Ci ludzie nigdy nie powinni pełnić żadnych publicznych funkcji w państwie. Oni przecież pracują dla Polski, oni byli ministrami konstytucyjnymi, odpowiadali tylko przed konstytucją, a tutaj wypowiadali się, że rezygnują dla dobra Platformy Obywatelskiej (...). My składamy ten projekt uchwały o skróceniu kadencji Sejmu dla dobra Polski, nie dla dobra partii politycznych - powiedział Balt.
Nie ma żadnych powodów do samorozwiązania Sejmu, bo nie ma żadnej destabilizacji państwa - oświadczyła w czwartek w rozmowie z PAP rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska. Odniosła się w ten sposób do zapowiedzi SLD złożenia wniosku o skrócenie kadencji Sejmu.
Rzeczniczka rządu: państwo działa normalnie
- Nie ma żadnych powodów do samorozwiązania Sejmu, wybory są w październiku, Sejm powinien dokończyć sprawy, które rozpoczął. Rozumiem, że SLD ma bardzo duże problemy i w sondażach znika ze sceny politycznej, ale to nie znaczy, że my mamy przestać pracować - powiedziała Kidawa-Błońska.
Jak podkreśliła, wbrew temu co mówią politycy Sojuszu "nie ma żadnej destabilizacji państwa". - Rząd i Sejm pracują normalnie, a zmiany w rządzie były i zawsze mogą mieć miejsce. Premier Ewa Kopacz ma silny mandat, są realizowane zadania z expose, państwo działa normalnie - zapewniła rzeczniczka rządu.
Poseł PO Stefan Niesiołowski nazwał inicjatywę SLD "groteskową". - Partia, która ma 2 proc. poparcia, żąda, żeby decyzję o samorozwiązaniu Sejmu podjęły partie, które mają 30 proc. poparcia. To tak, jak Palikot żąda dymisji całego rządu, a ma jeden procent poparcia, w granicach błędu statystycznego. Ci ludzie są śmieszni, groteskowi - powiedział Niesiołowski.
Dymisje po ujawnieniu akt z afery podsłuchowej
Premier Ewa Kopacz przedstawiła w środę decyzje podjęte w związku z ujawnieniem akt ze śledztwa ws. tzw. afery podsłuchowej i polityczne konsekwencje sprawy prywatnych rozmów ministrów i polityków PO, które zostały podsłuchane i nielegalnie nagrane w warszawskich restauracjach od lipca 2013 r., a upublicznione latem 2014 roku w mediach.
W środę premier Ewa Kopacz poinformowała, że z funkcji w rządzie zrezygnowali ministrowie: zdrowia Bartosz Arłukowicz, sportu Andrzej Biernat, skarbu Włodzimierz Karpiński, wiceministrowie: skarbu Rafał Baniak, środowiska Stanisław Gawłowski, gospodarki Tomasz Tomczykiewicz. Z funkcji szefa doradców premiera zrezygnował Jacek Rostowski, a z funkcji koordynatora służb specjalnych - Jacek Cichocki (pozostaje szefem KPRM). Decyzję o rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu podjął Radosław Sikorski.
Kopacz powiedziała, że rozmawiała z osobami, które pojawiają się na taśmach. Podkreśliła, że z satysfakcją może powiedzieć, że osoby, które są "ofiarami tych nielegalnych podsłuchów", wykazały się "szczególną odpowiedzialnością za państwo, a nie przywiązaniem do swoich stanowisk". Jak zaznaczyła, w okresie wyborczym Polacy czekają na programy i propozycję partii i PO ma dzisiaj "bardzo konkretną propozycję", a ona sama chce zrealizować zobowiązania z expose, co - jak zapewniła - jest w stanie zrobić.
Kopacz, która kieruje też PO, stwierdziła, że dopóki jest premierem, nie pozwoli "na grę taśmami w tej kampanii". Jednocześnie w imieniu PO przeprosiła wyborców swojej partii.
Balt: koalicja utraciła mandat społeczny
Poseł Balt powiedział w czwartek, że w obecnej sytuacji SLD chce, aby wyłoniła się nowa większość parlamentarna, która będzie miała mandat społeczny. - Niestety obecna koalicja rządowa utraciła ten mandat społeczny. Trzeba ten cały rząd zdymisjonować - stwierdził poseł SLD.
Zgodnie z konstytucją Sejm może skrócić swoją kadencję uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby posłów, czyli potrzebnych jest do tego 307 głosów. Skrócenie kadencji Sejmu oznacza też skrócenie kadencji Senatu. Po podjęciu takiej decyzji, przyspieszone wybory muszą się odbyć nie później niż w ciągu 45 dni od dnia skrócenia kadencji.
Poprzednio Sejm skrócił swoją kadencję - rozpoczętą w 2005 roku - we wrześniu 2007 r. Wnioski o skrócenie kadencji złożyły wówczas kluby PO i PiS. PO i SLD uzasadniały wtedy konieczność zakończenia przed terminem kadencji parlamentu i rozpisania kolejnych wyborów, sytuacją po zawarciu przez PiS koalicji z Samoobroną i LPR - posłowie opozycji oceniali, że Polską pod rządami PiS wstrząsały "narastające kryzysy polityczne, mające swe źródła w jakości koalicji rządzącej i sposobie sprawowania przez nią rządów".
Z kolei PiS stwierdzał, że kadencję trzeba skrócić ze względu na utratę w sierpniu 2007 r. większości parlamentarnej przez rząd i na prowadzenie przez "awanturniczą" opozycję destrukcyjnej polityki polegającej na uniemożliwianiu normalnej pracy parlamentu. Koalicja z Samoobroną i LPR została zerwana przez PiS w związku z tzw. aferą gruntową - CBA przeprowadziło wówczas operację specjalną zakończoną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. tzw. kontrolowanej łapówki za "odrolnienie" gruntu na Mazurach w kierowanym przez ówczesnego wicepremiera i szefa koalicyjnej Samoobrony Andrzeja Leppera Ministerstwie Rolnictwa.