SLD chce koalicji z PO. Ale stawia jeden warunek
Sojusz Lewicy Demokratycznej chciałby po jesiennych wyborach utworzyć koalicję z Platformą Obywatelską, ale pod jednym warunkiem: bez udziału obecnego premiera Donalda Tuska - dowiedziały się "Wiadomości" TVP 1.
12.05.2011 | aktual.: 12.05.2011 19:35
Jak powiedział "Wiadomościom" poseł SLD Marek Wikiński, politycy lewicy są "otwarci na współpracę z PO, ale nie ze zmęczonym, wypalonym premierem". A przewodniczący Grzegorz Napieralski pytany o lidera PO dodaje, że "potrzebna jest świeża krew".
Tymczasem na takie deklaracje polityków lewicy oburzają się przedstawiciele Platformy. - My chcemy z SLD, ale bez Grzegorza Napieralskiego - drwi w rozmowie z "Wiadomościami" TVP1 Tomasz Tomczykiewicz, szef sejmowego klubu PO, i dodaje, że "to jakieś kuriozum". - Albo robimy poważną politykę, albo wcale - oświadcza.
Według anonimowego polityka lewicy, z którym rozmawiała "Gazeta Wyborcza", negocjacje między Sojuszem a Platformą utrudnić może ostatni, zaskakujący transfer Bartosza Arłukowicza. - To otwiera drogę do rozmów PiS z SLD o tzw. rządzie fachowców - przekonywał rozmówca gazety. A to jego zdaniem miałoby być przykrywką dla koalicji PiS-SLD.
I właśnie w ostatnich tygodniach częściej niż o aliansie SLD z PO mówiło się o możliwej koalicji lewicy z partią Jarosława Kaczyńskiego, choć oficjalnie politycy obu ugrupowań stanowczo temu zaprzeczali. Według premiera Donalda Tuska, o powyborczej współpracy PiS z SLD świadczyć miałyby choćby nieustanne ataki na rząd przez szefów obu tych partii i złożone w tym samym czasie przez oba ugrupowania wnioski o wotum nieufności wobec ministra finansów Jacka Rostowskiego i ministra skarbu Aleksandra Grada.
- Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują - chociaż niebo nie ma z tym nic wspólnego - że są to także plany bardzo konkretnej współpracy pomiędzy panami Napieralskim i Kaczyńskim, nie tylko jeśli chodzi o wota nieufności, chociaż w tym przypadku bardzo harmonijnie podzielili się rolami, ale także o przyszłość po wyborach. Ja uważam, że to jest bardzo realny problem. W mojej ocenie współpraca SLD i PiS i planowane wspólne działania także po wyborach to realne zagrożenie - mówił wtedy Donald Tusk.
Zarówno SLD, jak i PiS zaprzeczają takiemu scenariuszowi. - Nie ma żadnej ważnej polskiej sprawy, którą można załatwić z SLD. A my nie traktujemy władzy jako celu samego w sobie, tylko jako drogę do załatwiania polskich spraw - ucinał spekulacje Jarosław Kaczyński. A wiceszef klubu Sojuszu Marek Wikiński zapewniał, że "SLD wystartuje jako samodzielna partia polityczna". - Nie będziemy zawiązywać ani koalicji wyborczych z PiS przed wyborami, ani koalicji rządzącej z PiS po wyborach - mówił pod koniec kwietnia.
Jednak przeszłość pokazuje, że pierwsze ścieżki ku współpracy obu partii zostały już przetarte w połowie 2009 roku, gdy zawarły one koalicję w mediach publicznych. Ponadto wielu publicystów wskazuje, że w obu ugrupowaniach, zwłaszcza wśród młodych działaczy, panuje bardzo silny głód władzy - SLD u steru państwa ostatni raz było sześć lat temu, PiS nie rządzi od prawie czterech lat. To może po jesiennych wyborach pchnąć obie partie w swoje objęcia.