Sławomir Sierakowski: Czy pomnik smoleński to nie za mało?
"Chodźmy tutaj za miesiąc, za dwa i za trzy i za pięć i w końcu za osiem, nawet tak naprawdę za sześć miesięcy powinno być zrobione to, co miało być zrobione. Wtedy spotkamy się tutaj po raz ostatni i będziemy mogli mówić z całą pewnością, że odnieśliśmy wielkie zwycięstwo" - powiedział przemawiając do ludu smoleńskiego Jarosław Kaczyński. Od dziewięćdziesięciu miesięcy mówi zresztą to samo. Tylko żelaza na ulicach stolicy coraz więcej.
Gdyby to miało potrwać jeszcze kolejnych dziewięćdziesiąt miesięcy z PiS-em, będziemy mieli nie Budapeszt, ale Smoleńsk w Warszawie. Najlepiej na wielkim jak kłamstwo smoleńskie Placu Piłsudskiego. Z brzozą i wrakiem i wielkim muzeum z trzydziestoma pomieszczeniami, a w każdym inna hipoteza podkomisji Macierewicza. "Zapraszam państwa do sali z Trotylem, a po prawej sala z serią wybuchów, prosto i na lewo możemy obejrzeć jak wygląda bomba termobaryczna...". A zamiast Pałacu Kultury, będzie stał równie albo jeszcze większy pomnik pomordowanych. Przecież nie będzie komunistyczny maszkaron zbudowany przez oprawców większy niż nasz bohater narodowy, przez nich z udziałem naszych zdrajców zamordowany. Bez tego nie ma mowy o dokończeniu dobrej zmiany.
Zamach i uwłaczanie
Żarty sobie robię? Uwłaczam pamięci ofiar? Ja uwłaczam? To jak nazwać to, co ze zwykłej, takiej jak dziesiątki innych nieszczęśliwych katastrof lotniczych, zrobił ten jeden człowiek Jarosław Kaczyński do spółki z drugim Antonim Macierewiczem. Katastrofę nazwał zamachem, niewinnych ludzi na czele z Tuskiem oskarżył o zamordowanie brata i 95 osób, zaangażował wojsko do apeli smoleńskich, setki policjantów do ochrony omamionego tłumu? Przychodzą na to ministrowie i premierzy, transmituje to telewizja publiczna, epatuje się tym od lat miliony ludzi, choć wierzy w to raptem 13 proc. Jako socjolog wiem, że w największe głupstwo zawsze wierzy jakiś taki ułamek. W USA w amerykański spisek jako przyczynę zamachu na World Trade Center wierzy nawet więcej Amerykanów, podobnie jak w UFO, nie wspominając już o tym, ilu ludzi wierzy w piekło, niebo i anioły.
A co powiedzieć na zachowanie Prawa i Sprawiedliwości w sprawie pamięci Izabeli Jarugi-Nowackiej. Gdy w kwietniu powieszono tablicę na budynku Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wyryto na niej nazwiska Lecha Kaczyńskiego, Przemysława Gosiewskiego i Zbigniewa Wassermana. Dlaczego te? - pytali dziennikarze. "Są to nazwiska osób ofiar, które pracowały w KPRM" – odpowiadali mocodawcy. To dlaczego nie ma na niej nazwiska byłej wicepremier Jarugi-Nowackiej? Do dziś nie wiadomo. I honorowe do granic wszechświata Prawo i Sprawiedliwość nic sobie z tego nie robi. Kłamie, uwłacza pamięci ofiar i godności państwa polskiego i chodzi na miesięcznice czcząc sukcesy w walce o prawdę.
Wychowywanie elektoratu
Barbara Nowacka ujawniła także, że radni PiS głosowali przeciwko nadaniu imienia matki jednemu z rond w Słupsku. Dopiero głosami pozostałych radnych udało się nadanie nazwy przegłosować. PiS nie miał problemu z podzieleniem "pomordowanych" na godnych uczczenia i niegodnych. Przez cmentarz smoleński rządzący prowadzą sobie granice partyjne. Stosują przy tym metodę tę samą, co przy każdej swojej "reformie", czyli nie oglądać się absolutnie na nic, nie słuchać żadnych krytyków, brać ich od razu za wrogów, iść w zaparte, nie patrząc na koszty. A jeśli cały świat patrzy na nas jak na kuriozum, to tylko potwierdza słuszny wybór. W ten sposób wyćwiczony między innymi na miesięcznicach smoleńskich PiS wychował sobie elektorat odporny absolutnie na jakikolwiek sygnał z zewnątrz.
Jeśli to ma trwać jeszcze tyle lat, o których mówił prezes, to opozycja zaraz uzna, że jeśli chce uniknąć wielkiego żelaznego Smoleńska w Warszawie, może trzeba się zgodzić na żądania PiS i postawić ten pomnik na Krakowskim Przedmieściu. Może to jedyny sposób, żeby uniknąć tego nieustającego deptania pamięci ofiar. Tylko, że PiS zaraz będzie chciał więcej. I zaraz pomnik okaże się albo za mały, albo Krakowskie Przedmieście za małe, a w ogóle to nie ma być pomnik, tylko mauzoleum i pomnik. I nie Krakowskie Przedmieście, tylko Kaczyńskie. Bo tylko zdrajcy mogliby załatwić sprawę samym pomnikiem.
Dlaczego? Dlatego
Sam Jarosław Kaczyński, nawet wśród tak bardzo swoich i oddanych, słusznie zauważa, że coraz trudniej uznawać te marsze za obchody pamięci ofiar, a postulaty pomnika za uzasadnione samym zamachem. "Wspominałem o pomniku śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i padają czasami pytania "dlaczego" – zagaił prezes. "Otóż, jeśli dziś nasza przyszłość rysuje się dobrze, to można powiedzieć, że nie byłoby tego, co jest dzisiaj, bez Lecha Kaczyńskiego. I nie chodzi tylko o jego prezydenturę. Chodzi o to, co zrobił w Solidarności, co umożliwiło założenie Porozumienia Centrum, co umożliwiło poprzez jego sukcesy jako ministra sprawiedliwości i sukcesy wyborcze w Polsce, nasze zwycięstwo. To on utorował nam drogę do zwycięstwa i mówił prawdę o Polsce i odbudowywał na miarę swoich możliwości polską świadomość i godność narodową. Dlatego zasługuje na pomnik i ten pomnik będzie, bez względu na to, jak będą się temu sprzeciwiać" - wyjaśnił.
Zamach, Smoleńsk i cały ten anturaż to tylko krok w stronę apoteozy brata. I tylko "zdradzieckie mordy" mają świadomość, że gdyby brat żył, to trudno sobie wyobrazić, by pozwolił na to, co się dzieje teraz w Polsce; co się dzieje w relacjach z Ukrainą, z Trybunałem Konstytucyjnym itd. Dlatego są "zdradzieckie" i tak irytują prezesa.
Lech to, Lech tamto
Prezes na pierwsze miesięcznice nawet spojrzeć nie chciał, dopiero jak się rozkręciły, uznał je za użyteczne i zaczął przychodzić. Będzie pomnik, to będą i nowe lekcje historii, nowe podręczniki i nowe nazwy ulic. I okaże się, że na pytanie w szkołach o to, komu zawdzięczamy powstanie Solidarności, dzieci odpowiadać będą: "Lechowi Kaczyńskiemu", kto obalił komunizm po upadku Związku Radzieckiego? Lech Kaczyński. Kto uchronił Polaków przed bolszewicką nawałą z Brukseli i dał władzę Naczelnikowi? Lech Kaczyński.
Wtedy już nie będzie potrzebny żaden Smoleńsk i trzydziestoma spiskowymi teoriami, a nawet głupio będzie wyglądał wobec skali postaci. Może tak należy rozumieć słowa i geniusz prezesa, który od początku mówi: Smoleńsk się skończy, jak powstanie pomnik.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinie