Sławomir Sierakowski: Clinton była lepsza, dlatego przegra
Gdybym miał ukuć formułkę na opisanie sytuacji takich polityków jak Hillary Clinton (czyli mainstreamowych, oglądanych na politycznej scenie od dekad i kontestowanych dziś przez populistów), to brzmiałaby: "Who is right, is wrong" - "Kto ma rację, ten się myli". Jeśli masz rację, to jest to najlepszy dowód, że należy ci odebrać władzę. Dlaczego? Dlatego, że mogła te racje wcielić w życie. A jeśli tego nie zrobiła, to znaczy, że jest albo nieudolna, albo skorumpowana. Albo na nic są te racje i trzeba pójść w przeciwną stronę. A idealnym przeciwieństwem prawdy i rozsądku jest Donald Trump. W ogóle trudno sobie wyobrazić kandydatów, którzy byliby tak dokładnie sobie przeciwstawni. Mężczyzna-kobieta, głupek-mądrala, cham-paniusia, geszefciarz-dyplomatka, itd. Nie różni ich chyba tylko kolor włosów - pisze Sławomir Sierakowski dla WP Opinii.
27.09.2016 | aktual.: 27.09.2016 18:31
Tak też wyglądała ta debata. Clinton mówiła niemal wyłącznie konkretami, podczas gdy Trump wyłącznie ogólnikami. Clinton zaprezentowała się jak najlepiej przygotowany kandydat do prezydentury w historii Stanów Zjednoczonych. Zaś Trump, jak ostatni w takim rankingu.
I tak właśnie miało być. Nie przypadkiem Trump mówił, że nie zamierza się w ogóle przygotowywać. Clinton z tym całym swoim bagażem wiedzy i doświadczeń brzmiała jak szkolny prymus, który w szkolnej ankiecie na najlepiej przygotowanego do kariery pokona wszystkich, ale nikt go nie wybierze na przywódcę klasowego. Za szkolnym zawadiaką pójdzie wielu. A każdy wywołany skandal tylko zjednuje mu sympatię i integruje jego zwolenników.
Trump mówił krótkimi obrazkami. Clinton długim tekstem. Odpowiedzi Trumpa zostają w pamięci. Odpowiedzi Clinton nie daje się zapamiętać. Trump prawą ręką, w której trzyma niewidzialną batutę wybija widzom rytm, utrzymujący uwagę. Jeśli Trump stawiał na tekst, to były to krótkie, czytelne (i banalne do bólu) hasła. Jak "law and order" i liczby 4000 zabitych w Chicago w czasie kadencji Obamy. Trump dodał: to jest największe zagrożenie dla mniejszości Afroamerykanów i latynosów. Nawet to bardziej przemawiało do wyobraźni niż opowiadanie o pracy u podstaw w czarnych społecznościach.
Ciężko zachwiał się Trump, gdy prowadzący Lester Holt zaczął dopytywać się o jego oświadczenie podatkowe, którego jako pierwszy w historii kandydat na prezydenta USA nie zdecydował się pokazać. Mocne wrażenie zrobiło, kiedy Clinton zaczęła wyliczać możliwe powody ukrywania przed opinią publiczną jego zeznania podatkowego: albo nie płaci ani centa podatków, albo nie jest tak bogaty, jak mówi, albo nie prowadzi takiej działalności charytatywnej, jak deklaruje, albo wszystkie trzy powody jednocześnie. W związku z tym ani centa z jego podatków nie przeznaczono na szkoły, na wojsko, na inne usługi publiczne.
Drugi silny cios znowu wyszedł od prowadzącego, gdy zapytał dlaczego przez tyle lat Trump nie chciał uznać, że Obama urodził się w USA. Trzeci silny cios... również wyprowadził prowadzący, gdy potwierdził słowa Clinton, która przypomniała Trumpowi, że na początku poparł wojnę w Iraku, którą tak cały czas potępia.
Ale gdyby takie strzały miały być groźne dla Trumpa, już dawno by nie żył po tym, co wcześniej robił w kampanii. A do debaty w sondażach i tak był remis, przy czym prawdopodobieństwo, że ludzie ukrywają głosowania na Trumpa jest nieporównanie wyższe niż, że ukrywają głosy na Clinton.
Jeśli ktoś się dał wyprowadzić z równowagi, to Trump. Ale prowadzący punktował wyłącznie jego. Był ewidentnie po stronie Clinton i w ogóle nie trzymał równego dystansu do kandydatów. Trump przekraczał wyznaczony czas wypowiedzi. Powtarzał się. Przerywał nieznośnie prowadzącemu i przeciwiczce. Według statystyk robił to trzy razy częściej niż ona jemu.
Z istotnych rzeczy dla nas należy wspomnieć, że Clinton dobitnie wyraziła solidarność z sojusznikami (wymieniając z nazwy tylko Koreę Południową i Japonię), zapewniając o tym, że Stany będą honorwać traktaty o wzajemnej obronie.
Clinton, która mówiła do przeciwnika po imieniu, robiła to, żeby pokazać go jako reprezentanta elit, które na co dzień krytykuje. Ale wyszło jakby odnosiła się z wyższością, czyli dokładnie tak jak odbiera ją większość Amerykanów. Trump mówił do kandydatki Demokratów, wymieniając jej funkcję (sekretarza stanu, sprawowaną podczas pierwszej kadencji Obamy), co pomagało mu obciążać Clinton odpowiedzialnością za wyobrażone lub rzeczywiste błędy rządów Obamy.
Nieświadomie więc pomagała Trumpowi odwołać się do jego najsilniejszej broni. Wszystko, co mówiła - co trzeba zrobić z ISIS, z Rosją, z gospodarką itd., wszystko, w czym miała rację i gigantyczną przewagę nad Trumpem, można było odwrócić z tą samą siłą i zwrócić w stronę Clinton za pomocą jednego prostego pytania: to dlaczego przez tyle lat u władzy tego nie zrobiłaś?! I Trump to robił. Jeśli tak wszystko wiesz, to albo nie umiałaś wprowadzić tego w życie, bo brak ci energii (Trump nią tryska), albo coś ukrywasz przed wyborcami. Może to, co jest na 30 tysiącach maili, które nielegalnie skasowałaś (Clinton trzymała na prywatnym serwerze, a później skasowała maile, które należały do dyplomatycznej korespondencji sekretarza stanu)?
Według sondażu CNN Clinton pokonała Trumpa z wyraźną przewagą. Według sondaży przeprowadzonych dla Time i CNBC wygrał Trump z niewielką przewagą. Według New York Timesa, Los Angeles Timesa, Washington Post i prestiżowego serwisu Politico Clinton zmiażdzyła Trumpa. Ale redakcje tych gazet to jest właśnie środek centrum tego świata, którego amerykański interior ma dość.
Te same gazety, podobnie jak polskie, niejednokrotnie pomstowały na połowę społeczeństwa, która nie chodzi na wybory, ani w USA, ani w Polsce. Gwarantuję wam, że nie chcielibyście żyć w kraju, w którym te 50 proc. pójdzie i zagłosuje. To ich zmobilizował Trump.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinii
_Sławomir Sierakowski - socjolog i publicysta. Szef "Krytyki Politycznej" i Instytutu Studiów Zaawansowanych. Stypendysta Uniwersytetu Harvarda, Yale i Princeton. Publikuje m.in. w "New York Times", "Guardian" i OpenDemocracy.net. _
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.