"Śląski skok stulecia" - trzej oskarżeni jednak niewinni
Trzej mężczyźni, odpowiadający za napad na
Makro Cash and Carry w Zabrzu, zostali uniewinnieni od tego
zarzutu. W czasie rozboju, określanego w prasie mianem "śląskiego
skoku stulecia", w kwietniu 1999 r. ze skarbca Makro skradziono
ponad 1,3 mln zł.
22.11.2005 | aktual.: 23.11.2005 08:09
Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał wyrok Sądu Okręgowego w Gliwicach w tej sprawie, uznając, że dowody przeciwko oskarżonym były zbyt słabe. Wyrok jest prawomocny. Jeden z oskarżonych, który stawił się we wtorek w sądzie, zapowiedział, że będzie się ubiegał o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie.
W lutym tego roku gliwicki sąd uniewinnił Marka P., Krzysztofa R. i Adama R. Chociaż na początku procesu istniały dowody, które przemawiały za winą oskarżonych (zeznania pracowników Makro i innego świadka, który twierdził, że oskarżeni planowali "skok", a także wyjaśnienia jednego z oskarżonych), to jednak poważne wątpliwości zrodziły się w czasie licznych analiz głównego dowodu - zapisu z kamery przemysłowej Makro.
Prokuratura, która przed sądem I instancji domagała się dla każdego z oskarżonych 10 lat więzienia, teraz chciała zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania. Sąd apelacyjny nie dopatrzył się jednak żadnych uchybień w procesie. Uznał, że gliwicki sąd ocenił dowody wnikliwie i wszechstronnie. Zarzuty prokuratora, zawarte w apelacji, uznał za bezzasadne.
Dowody, które zostały przedstawione w procesie, ich waga, zmieniała się w czasie procesu i okazały się one później dowodami wątpliwymi - nie na tyle mocnymi, ważącymi (...), by na ich podstawie można było przyjąć sprawstwo oskarżonych - powiedział, uzasadniając wyrok, przewodniczący składu orzekającego Marek Charuza. Podkreślił, że sąd musi się kierować zasadą domniemania niewinności i interpretować wątpliwości pojawiających się w sprawie na korzyść oskarżonego.
Chodzi o tylko takie okoliczności i związane z tym wątpliwości, których po wyczerpaniu wszystkich środków dowodowych nie sposób rozstrzygnąć - wyjaśnił sędzia i podkreślił, nawet w swojej apelacji oskarżyciel nie wskazał jakichkolwiek braków w materiale dowodowym i jakichkolwiek czynności, których przeprowadzenie mogłoby rozwiać owe wątpliwości.
Obrona wniosła o utrzymanie wyroku sądu z I instancji w mocy. Na ławie oskarżonych zasiadają trzy niewinne osoby. Sprawcy napadu na Makro nie zostali znalezieni - powiedział mec. Wojciech Głąb. Sąd nie zgodził się z zarzutem obrony, że prokuratura nie zachowała w tej sprawie obiektywizmu. Trudno zgodzić się z taką wypowiedzią (...). Nie można nie dostrzegać, że prokurator wykazał wiele starań zmierzających do uzyskania wielu dowodów, nowych opinii - powiedział sędzia.
Przeprowadzone w tej sprawie ekspertyzy wskazywały, że to nie oskarżeni napadli na Makro. Specjaliści z kilku instytucji dokonali obróbki cyfrowej obrazu z kamery przemysłowej; badali m.in. małżowiny uszne oskarżonych i porównywali je z kształtem uszu sprawców, zarejestrowanym przez kamery. Według ekspertów nie zgadza się też wzrost oskarżonych i faktycznych sprawców. Prokuratura dowodziła, że wzrost można zmienić, zakładając np. buty na wyższym obcasie, sprawcy mogli też zastosować metody charakteryzacji i modulować głos. Te argumenty nie przekonały sądu.
Mężczyźni, którzy zasiedli na ławie oskarżonych, spędzili w areszcie ponad 2,5 r. Już po orzeczeniu sądu pierwszej instancji sygnalizowali, że po prawomocnym wyroku wystąpią o odszkodowanie. Jedyny oskarżony, który stawił się we wtorek w sądzie Krzysztof R., podtrzymał, że zamierza tak zrobić.
Wiedziałem od początku, że jestem niewinny, a dowody były, jakie były. Od początku dla mnie były słabe - powiedział dziennikarzom. Przyznał, że do końca nie był pewien, jaki będzie wyrok. Dodał, że jest zadowolony z tego, że "to się nareszcie skończyło". Jak mówił, była to dla niego "męczarnia psychiczna". Krzysztof R. powiedział, że w areszcie przebywał niesłusznie i przede wszystkim za długo. Rozumiem, że można kogoś zamknąć, ale trzeba takie rzeczy wyjaśnić szybko - powiedział.
Nie chciał ustosunkować się do słów sędziego Charuzy, który powiedział, że oskarżeni "nie zostali ściągnięci do tej sprawy z ulicy i przypadkowo zamieszani w to zdarzenie" oraz że na początkowym etapie postępowania istniały dowody, które wskazywały na ich udział w napadzie.
Regionalna prasa nazwała napad na zabrzańskie Makro mianem "śląskiego skoku stulecia". W kwietniu 1999 r. trzej wyglądający na biznesmenów mężczyźni weszli do hipermarketu i nie zatrzymywani przez nikogo przeszli na zaplecze. Wykorzystali moment, w którym pracownice hurtowni otwierały skarbiec. Obezwładnili kobiety i grożąc bronią, zmusili do otwarcia sejfu. Zabrali pieniądze i spokojnie wyszli. Sprzed Makro odjechali samochodem.