Śląska Rywingate
Śląsk ma swoją Rywingate: biznesmen nagrał rozmowę z wpływowym przedstawicielem państwowej spółki i oskarżył go o żądanie łapówki. Ale ponieważ śląska Rywingate rozgrywa się z dala od kamer, policja, prokuratury i sąd uznały, że kasety, głównego dowodu w sprawie, w ogóle nie warto odsłuchiwać. I próbowały ukręcić łeb sprawie.
04.08.2004 11:21
Zbigniew Wassermann, zastępca szefa sejmowej komisji sprawiedliwości, poseł PiS: Tego już nie można nazwać dyletanctwem organów ścigania. To parasol ochronny prokuratury nad wpływowymi, mającymi świetne znajomości, osobami
Zasadzka w Słodkim Życiu
Kawiarnia Dolce Vita należy do najlepszych w Sosnowcu. Jak przystało na lokal o tej nazwie kelnerki oferują znakomite ciastka i wykwintne alkohole.
30 maja 2001 w kawiarni spotyka się biznesmen i kierownik wydziału inwestycji potężnej państwowej firmy. Marek Karnowski – kierownik i Wiesław Durbas - biznesmen znają się jak łyse konie. Ale ostatnio stosunki pomiędzy nimi wyraźnie się pogorszyły.
Karnowski nie wie, że spotkanie w kawiarni to zasadzka. Durbas obwieszony jest profesjonalną aparaturą nagrywającą dźwięk, identyczną jak ta, którą posługują się służby specjalne. Rozmowę nagrywa na mikrokasetę.
Trochę więcej o słodkim życiu na Śląsku
Będziński Zakład Elektroenergetyczny to gigant. Dostarcza energię do niemal pół miliona mieszkań, ponad 50 dużych i średnich zakładów oraz 22 kolosów, takich jak kopalnie czy huty. Jego coroczny przychód to ponad miliard złotych, a szefowie to osoby wpływowe w regionie. Tak było w PRL, tak jest dzisiaj.
W 2001 roku Marek Karnowski jest w firmie jedną z najważniejszych osób – kierownikiem wydziału inwestycji.
Firma budowlana przedsiębiorcy Wiesława Durbasa Eko-Bud-Trans w 2001 roku zatrudnia 70 pracowników. Z zakładem energetycznym współpracuje od prawie 20 lat. Będziński gigant postanowił właśnie wybudować nową siedzibę w Jaworznie, a wraz z nią m. in. garaże i drogi. Wszystko kosztować ma 10 milionów złotych. Przetarg wygrywa firma Durbasa.
Biznesmen zrobiony w konia
Durbas odkrywa, że zrobiono go w konia. Dokumentacja techniczna terenu ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Jeden z budynków ma zamiast czterech, trzy ściany. Droga ma inną długość na mapie, inną w rzeczywistości. Żeby wywiązać się z kontraktu, musiałby wydać kilka dodatkowych milionów.
Durbas idzie z pretensjami do zarządu zakładu. „Widziały gały co brały” – słyszy. W końcu jednak zarząd powołuje komisję, która stwierdza, że przedsiębiorca ma rację. Później potwierdzą to także eksperci Edward Kustal i Marian Olejniczak.
W tej sytuacji Durbas rozpoczyna budowę, ale domaga się dodatkowych 2 milionów 800 tysięcy złotych. Będziński zarząd odpowiada, że może dać tylko 1,5 miliona. Przedsiębiorca zgadza się pod warunkiem, że część budowy wykonana zostanie z materiałów gorszej jakości – np. płytki zagraniczne zastąpią tańsze krajowe.
Przygotowuje projekt aneksu do umowy, który przekazuje Markowi Karnowskiemu, szefowi inwestycji będzińskiego zakładu. – Zaniepokoiło mnie to, że projekt aneksu zginął, ale wkrótce Karnowski napisał nowy – wspomina Durbas. Aneks został zaakaceptowany. – Wtedy zgłosił się do mnie Karnowski i powiedział, że mam dać 10 procent, bo jak nie, to znajdą haka i mnie z budowy wyp... – twierdzi Durbas. 10 procent z 1,5 miliona, czyli 150 tysięcy.
Przedsiębiorca postanowił zdobyć niezbity dowód korupcji – nagranie.
Marek i Wiesiu, czyli stenogramy ze śląskiej Rywingate
Stenogram śląskiej Rywingate, podobnie jak w przypadku tej warszawskiej, to rozmowa dwóch znajomych. Zwracają się do siebie per „Marek” i „Wiesiu”. Według Durbasa w trakcie rozmowy Karnowski sugeruje że zarząd będzińskiego zakładu złości się na niego, bo nie przynosi obiecanej łapówki od przedsiębiorcy. Dywaguje też na temat jej wysokości. Oto ten fragment rozmowy:
Durbas: Ale posłuchaj. Skoro żeś się z gośćmi umawiał, prawda?
Karnowski: No.
Durbas: Jak jutro zaniesiesz kasę, to – to nie pomoże?
Karnowski: ................... dopiero początek..........................nie?
Durbas: No. Jutro będzie pięćdziesiąt.
Karnowski: ..................... A przecież my się... Myśmy się nie umawiali, że ty będziesz miał otwartą kartę, kartę blanche. Tylko myśmy się umówili na aneks – ile będzie. Myśmy się nie umawiali na nic więcej. I jest aneks, jest taka kwota. (Powiedzieliśmy?) sześć procent, najpierw (chciałeś?) dwadzieścia, pod dwadzieścia procent, żeby było.................. Później (ustąpiłem?), proszę ciebie, tłumaczyłem im, że te dwadzieścia procent... Że ty musisz te osiemdziesiąt procent przerobić, że to jest dla ciebie (uciążliwe?). Ustąpili na piętnaście. I w tej chwili (mi?) się należy sześćdziesiąt już po tym co wziąłeś. Prze, przecież nie było umowa, że ty dostajesz kasę i robisz co chcesz. Tylko masz aneks i masz swoją kwotę.
Durbas: No ale.......
Karnowski: Wiesiu przecież taka był rozmowa, no.
Durbas: Ale jutro będzie pięćdziesiąt, nie sześćdziesiąt. Nie mogę więcej.
Karnowski: ......... jesteś mi winien sześćdziesiąt. Możesz mi nie przynieść nic, no. Nic ci nie zrobię. Przecież cię nie zastrzelę, ani cię nie pobiję. (Za to co wziąłeś?) jesteś mi winien sześćdziesiąt.
Prokuratura nie widzi dowodu
31 maja 2001, w dzień po feralnej rozmowie, Durbas zjawia się z kasetą w pokoju komisarz Jolanty Misiaszek z Centralnego Biura Śledczego. Zawiadamia o wymuszaniu łapówki. „Zabezpieczono kasetę” – odnotowuje pani komisarz.
W sprawie Rywina prokuratura i sąd nie wykryły grupy trzymającej władzę. Ale stenogram nagrania analizowały komisja śledcza i prokuratura. W prowincjonalnej Rywingate sprawie postanowiono ukręcić łeb od razu. Bez tworzenia zbędnych pozorów. Nawet bez przesłuchania kasety.
Znamy nazwiska ludzi, którzy odpowiadają za to, że śląska afera do dziś nie została wyjaśniona, a winni ukarani. Oto ich nazwiska:
- nadkomisarz Zbigniew Polewczyk – komisariat policji w Będzinie
- Beata Grochowina – prokurator Prokuratury Rejonowej w Będzinie
- Andrzej Witkowski – prokurator Prokuratury Okręgowej w Katowicach
- Gwidon Jaworski – sędzia Sądu Rejonowego w Będzinie
Zawiadomienie złożone do CBŚ trafia najpierw na biurko nadkomisarza Zbigniewa Polewczyka z komisariatu policji w Będzinie. Ten przesłuchuje świadków, a 31 grudnia 2001 umarza dochodzenie. „Wykonane czynności nie doprowadziły do potwierdzenia zarzutów” – pisze. O tym, że otrzymał kasetę z nagraniem, nadkomisarz w ogóle nie wspomina. Podpis i pieczątka informują, że decyzję zatwierdza prokurator Beata Grochowina z prokuratury Rejonowej w Będzinie.
Nadkomisarz Polewczyk nie zgadza się z nami rozmawiać. – Taka jest procedura, musi pan porozmawiać z rzecznikiem prasowym – mówi. Dodaje, że wie o tym tak dobrze, bo sam był wcześniej rzecznikiem.
Rozmowa z Wiesławem Królem, zastępującym rzecznika śląskiej policji, przypomina dialog z głuchym. Na pytania, dlaczego policja nie zbadała kasety trzy lata temu, rzecznik odpowiada, że obecnie prowadzone są badania. I tak w kółko.
- Za śledztwo odpowiada prokuratura – mówi w końcu. Próba rozmowy z prokurator Beatą Grochowiną kończy się niepowodzeniem. Pani prokurator informuje nas przez swojego pracownika, że rozmawiać nie będzie.
Po odwołaniu sprawa trafia do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Ta postanawia – decyzją prokuratora Andrzeja Witkowskiego z 21 marca 2002 - „nie przychylić się do zażalenia” i sprawę przekazać do rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Będzinie.
25 kwietnia Sąd Rejonowy w Będzinie utrzymuje postanowienie o umorzeniu sprawy. Sędzia Gwidon Jaworski też nie zauważa, że nie został zbadany główny dowód. „Postępowanie było prowadzone prawidłowo” – ocenia.
W międzyczasie firma Durbasa popada w tarapaty. – W będzińskim zakładzie przestali mi płacić, inspektor nadzoru powiedział mi, że takie ma polecenie – mówi Durbas. Popada w długi. Ostatnio komornicy zlicytowali jego walec i samochody ciężarowe.
Argumenty Marka Karnowskiego
Po umorzeniu sprawy przez sąd Durbas nie daje za wygraną. Sprawa trafia do Prokuratury Apelacyjnej. Ta wreszcie nakazuje zbadać taśmę będzińskiej prokuraturze.
Po niemal dwóch i pół roku, 8 września 2003 komisarz Dariusz Habryka z Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach dokonuje ekspertyzy fonoskopijnej. Efektem jest stenogram, którego fragment publikujemy powyżej. Durbas nie jest z niego do końca zadowolony. – Fragmenty, które mogły być niezbitym dowodem, zostały uznane za nieczytelne – mówi.
W miesiąc po przeprowadzeniu ekspertyzy, policja przesłuchuje świadka Marka Karnowskiego.
Karnowski mówi prokuraturowi, że zarzuty Durbasa są absurdalne, zaś treść nagranej rozmowy to fałszywka - zlepek wielu rozmów. Zeznaje: „Treść tekstu jaki odczytałem w części jest sumą kilku rozmów, których z racji spotkań z Panem Durbasem z nim prowadziłem. A miały prawdopodobnie miejsce na terenie Sosnowca podczas naszych czterech lub pięciu spotkań w kawiarni Dolce Vita, a także spotkań w moim pokoju służbowym w BZE Będzin. Część zawartych w tej ekspertyzie – odczycie taśmy magnetofonowej nie jest mi w ogóle znana i nie utożsamiam się z nimi”.
Skąd wzięły się rozmowy o pieniądzach zarejestrowane na kasecie? Jak wytłumaczył nam Marek Karnowski, fragmenty te dotyczą po prostu płatności związanych ze współpracą Durbasa z będzińskim zakładem, a nie łapówki.
Karnowski sprawę nazywa aferą korupcyjną Wiesława Durbasa. To biznesmen usiłował wmusić mu łapówkę, którą on odrzucił. Karnowski mówi o czeku wystawionym przez Durbasa na jego nazwisko na 10 tysięcy złotych, którego nie podjął. Zeznaje w prokuraturze: „Przesłany czek na mnie w listopadzie 2000 r. na kwotę 10 tysięcy spotkał się z ostrą reprymendą i tylko jego (Durbasa – przyp. PL) błaganie oraz przedstawienie trudnej sytuacji życiowej powstrzymało mnie od złożenia doniesienia”.
Teza o treściach nieznanych Karnowskiemu, z którymi się nie utożsamia nie zgadza się ustaleniami ekspertyzy, według której w rozmowie uczestniczy tylko dwóch mężczyzn, oznaczonych jako A i B, przy czym A zwraca się do B per Marek, a B do A per Wiesiek.
A czek na 10 tysięcy złotych z listopada 2000, o którym mówi Karnowski? Durbas: – Kiedy pozostawaliśmy w dobrych stosunkach, kilkukrotnie pożyczałem Karnowskiemu pieniądze. Potem mi je oddawał. Potrzebował m. in. na remont i wesele córki. Jednego z czeków nie podjął, bo jak mówił, zapłacił mu podwykonawca na budowie i moja pomoc nie była potrzebna.
Karnowski przyznaje, że faktycznie, czekało go wesele córki, ale dopiero za rok, w październiku 2001, więc twierdzenie Durbasa jest bez sensu.
Komenda Główna: z uwagi na remont i kolejkę nie zbadamy kasety
Po zeznaniach Karnowskiego, który podważa najważniejszy dowód w sprawie, karuzela zaczyna kręcić się na nowo. Okazuje się, że potrzebne są dodatkowe badania autentyczności kasety, których opieszała prokuratura dotychczas nie przeprowadziła. Dlatego taśma trafia do Komendy Głównej.
Ale Centralne Laboratorium Kryminalistyczne przy Komendzie Głównej Policji odmawia zbadania kasety. W piśmie sporządzonym 24.12.2003. (w Wigilię) podinspektor Kamila Nowicka-Kiliś informuje będzińską policję, że „z uwagi na trwający remont budynku oraz blisko trzyletnią kolejkę spraw oczekujących na realizację Pracownia Fonoskopii CLK KGP nie ma możliwości zrealizowania badań”.
Efekt: dalsze przewlekanie sprawy.
Napierski: wyciągnąć konsekwencje wobec prokuratorów
Wobec takiej postawy organów ścigania, Durbas idzie ze sprawą do posła PiS Zbigniewa Wassermanna, wiceszefa sejmowej komisji sprawiedliwości. Ten pisze do Prokuratora Krajowego Karola Napierskiego: „Nieprofesjonalne podejście do obowiązków prezentowane przez prokuratora prowadzącego przedmiotowe postępowanie uniemożliwia dojście do prawdy i wyjaśnienie wszystkich okoliczności tej ze wszech miar bulwersującej sprawy. Nie może być tak, aby Prokuratura nie zauważała najważniejszego dowodu w sprawie i go pomijała”.
Wreszcie coś zaczyna się dziać: w pismach z 30 czerwca i 15 lipca 2004 Prokurator Krajowy Karol Napierski nakazuje katowickim prokuraturom „wyjaśnienie przyczyn zaistniałych uchybień”, możliwie szybkie zakończenie postępowania oraz „wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych zaniedbań prokuratorów”.
Kaseta z nagraniem z kawiarni Dolce Vita jest teraz w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych. Instytut wiosną wystąpił do będzińskiej prokuratury z prośbą o informację, na jakim sprzęcie była nagrywana. Bez tego nie może przeprowadzić badań, które będą stanowić dowód w sądzie.
A prokuratura się nie śpieszy, choć zapewnia, że już wkrótce ją przekaże. – Wtedy w ciągu miesiąca powinniśmy mieć odpowiedź na najważniejsze pytania – mówi dyrektor instytutu Aleksander Głazek.
A co z grupą trzymającą władzę?
Czy Karnowskiego do Durbasa wysłał zarząd będzińskiego zakładu lub – jak sugerują nasi informatorzy – niektórzy jego członkowie? Tak twierdzi przedsiębiorca Durbas, podobne podejrzenia nasuwają się po lekturze stenogramu. Rozmowa z Joanną Knaś, szefową wydziału organizacyjnego będzińskiego zakładu nie przybliża nas do rozwiązania zagadki. – Sprawą zajmują się powołane do tego organa ścigania i do czasu jej wyjaśnienia nie jest celowe jej rozdmuchiwanie – słyszymy.
Marek Karnowski nie pracuje już w będzińskim zakładzie. Ale nie narzeka - jest dyrektorem technicznym śląskiego Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. Na pytanie, czy jego odejście z będzińskiego zakładu ma związek ze śląską Rywingate Joanna Knaś odpowiada: - Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.
Piotr Lisiewicz