Świętochłowice. Oczywisty koniec rodzinnego biznesu
33-latek jest podejrzany o liczne kradzieże z włamaniem na terenie Świętochłowic. Jego łupem padło aż dziesięć rowerów. Proceder okazał się rodzinnym "biznesem", w który zamieszane były dwie spokrewnione z nim kobiety.
W ostatnim czasie w Świętochłowicach nasiliły się kradzieże rowerów. Ginęły z klatek schodowych i piwnic. Kryminalni długo nie mogli wpaść na trop złodzieja. Przełom nastąpił na początku lipca.
- Oficer dyżurny komendy odebrał zgłoszenie dotyczące mężczyzny, próbującego włamać się do pomieszczenia na klatce schodowej w dzielnicy Lipiny. Mundurowi po przybyciu na miejsce ustalili, że nieznany mężczyzna próbował odzyskać skradziony rower, który najprawdopodobniej sam wcześniej ukrył w budynku. Uciekł spłoszony przez lokatorów – podała policja.
Świętochłowice. 33-latek oskarżony o seryjną kradzież rowerów
Podczas rozmów z mieszkańcami policjanci zdołali stworzyć portret pamięciowy mężczyzny. Podczas patrolowania dzielnicy na jednej z ulic zauważyli osobę odpowiadającą rysopisowi. Zatrzymali ją i wylegitymowali. Był to doskonale znany im 33-latek, który miał sporo na sumieniu, m.in. właśnie kradzieże. Trop okazał się dobry. Dowody pogrążyły mężczyznę, który został oskarżony o liczne kradzieże jednośladów. Jak twierdzi policja, sprawa jest rozwojowa..
33-latek nie działał sam. Kradzież jednośladów okazała się rodzinnym "biznesem". On kradł, a dwie spokrewnione z nim kobiety zajmowały się zbyciem trefnego towaru. Obie usłyszały zarzuty za paserstwo, bowiem spieniężyły skradzione jednoślady w lombardzie. Grozi im do 5 lat za kratami.
Dla świętochłowiczanina kara może być surowsza, bo przestępstw dopuścił się w warunkach recydywy. Może spędzić nawet 15 lat za kratkami.
Kryminalni odzyskali część skradzionych rowerów. Sześć z nich wróci do swoich właścicieli.