Sparaliżowany Śląsk
Opóźnione tramwaje, pociągi i autobusy, zablokowane w newralgicznych punktach drogi - takie utrudnienia spotkały w piątek mieszkańców i przejeżdżających przez woj. śląskie. Powodem był protest śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" przeciwko społeczno-gospodarczej polityce rządu.
Opinie mieszkańców o samym proteście i jego formie były zróżnicowane. Wielu popierało postulaty, ale nie akceptowało formy akcji protestacyjnej. "Postulaty są jak najbardziej słuszne, ale związkowcy powinni pozwolić dotrzeć do pracy tym, którzy jeszcze ją mają. Ja nie mam szans dotrzeć na czas do biura" - powiedziała kobieta czekająca na spóźniający się tramwaj na katowickim rondzie.
"Na Śląsku jest bardzo źle i ktoś musi się tym wreszcie zainteresować. Można powiedzieć, że w jakimś sensie jestem ofiarą tego protestu, ale rozumiem związkowców. Jestem cierpliwa i uważam, że wszyscy powinni zachować cierpliwość w takiej sytuacji" - dodała inna mieszkanka Katowic.
Nie wszyscy byli równie wyrozumiali. "Protest protestem, ale ja się spóźnię do pracy. Związkowcy, jeżeli mają jakieś postulaty, które chcą przekazać rządowi, niech sobie manifestują w Warszawie" - rzucił zdenerwowany mężczyzna, wychodząc z zatrzymanego tramwaju.
Na ulicach, przystankach i w przejściach podziemnych związkowcy rozdawali przechodniom ulotki. Wielu z nich czytało je tuż po wyjściu z zatrzymanego tramwaju. Organizatorzy przepraszali w nich za wszelkie utrudnienia, spowodowane piątkową akcją.
Na znaczne utrudnienia w ruchu napotkali kierowcy w Tychach z powodu blokady drogi S-1 (Katowice - Bielsko-Biała). Pokonanie tyskiego odcinka tej drogi zajmuje zazwyczaj kilkanaście minut, w piątek, z objazdami przez zatłoczone centrum miasta - ok. godziny. Zdenerwowani kierowcy stojący w korkach na S-1 zawracali, przejeżdżając przez pas zieleni.
Przedstawiciele wojewody śląskiego nie zgadzają się z zarzutami śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" o braku programu pomocy dla Śląska oraz bierności rządu wobec spraw regionu. Uważają, że wszystkie problemy należy rozwiązywać w drodze rozmów i negocjacji.
"To nieprawda, że nie ma programu dla Śląska. Założenia programu łagodzenia skutków restrukturyzacji przemysłu zostały już w styczniu przyjęte przez rząd. Szczegółami zajmuje się teraz samorząd wojewódzki. Program jest otwarty; jego ostateczny kształt zależy także od partnerów społecznych" - powiedział rzecznik wojewody śląskiego, Krzysztof Mejer.
Mejer dodał, że dzięki działaniom rządu udało się m.in. zapewnić stabilny byt śląskim zakładom zbrojeniowym w Gliwicach i Siemianowicach Śląskich, umożliwiając im kontrakty eksportowe. Szansą dla Śląska ma być też program offsetowy.
Rzecznik przypomniał, że rząd przygotował i realizuje kompleksowe programy restrukturyzacji górnictwa oraz hutnictwa, które - m.in. dzięki konsolidacji branży - zaczyna wychodzić z zapaści finansowej. Górnictwo natomiast realizuje program oddłużeniowy, a dla odchodzących z pracy pracowników kopalń przygotowano osłony.
"Te wszystkie działania są w toku. Ale na ich efekty trzeba niestety poczekać. Problemy Śląska to efekt wieloletnich zaległości w wielu dziedzinach życia. Tego nie da się załatwić za pomocą czarodziejskiej różdżki. Trzeba konsekwencji w działaniu i cierpliwości" - uważa rzecznik. (jask)