Śmiertelne niebezpieczeństwo - saperzy mają dużo pracy
Wtorkowy wybuch niewypału, który zabił w Końskowoli pod Lublinem 10-letniego chłopca i jego o rok młodszą siostrę, znów przypomniał wszystkim, że niewypały z czasów II wojny światowej, to nie przeszłość, a w ziemi naszego regionu też leżą nadal całe tony tego żelastwa.
Wtorkowy wybuch niewypału, który zabił w Końskowoli pod Lublinem 10-letniego chłopca i jego o rok młodszą siostrę, znów przypomniał wszystkim, że niewypały z czasów II wojny światowej, to nie przeszłość, a w ziemi naszego regionu też leżą nadal całe tony tego żelastwa.
Zdarzają się nawet przykłady znalezienia ważących ponad pół tony bomb lotniczych. Jednak ppłk Tomasz Szulejko ze sztabu wojsk lądowych twierdzi, że to nie tych gigantów powinniśmy się najbardziej obawiać.
- Im mniejszy ładunek, tym większe prawdopodobieństwo, że wybuchnie, bo jego mechanizmy zapalające są bardziej czułe niż te w dużych ładunkach. Dlatego najbardziej niebezpieczne są właśnie granaty, pociski artyleryjskie czy moździerzowe - wyjaśnia. Dodaje, że wszystkie ładunki, nawet po tylu latach leżenia w ziemi, są nadal śmiertelnie groźne.
- O ile materiał wybuchowy wewnątrz bomby nie zamókł, to może on eksplodować w każdej chwili. Także sam zapalnik potrafi być niebezpieczny - przypomina wojskowy.
Radzi, jak się zachować, jeśli znajdziemy podejrzany skorodowany przedmiot o wrzecionowatym kształcie.
- Przede wszystkim nie wolno niczego dotykać. Trzeba wezwać policję. Można ewentualnie oznaczyć teren, po czym się oddalić - mówi ppłk Szulejko i dodaje, że nie należy bać się zawiadamiać odpowiednich służb. Mają one obowiązek przyjąć zgłoszenie i sprawdzić zagrożenia. A tych wciąż jest sporo. W środę, przy trasie Pszczyna-Żory, podczas remontu drogi, budowlańcy natrafili na pocisk artyleryjski. Pustynia Błędowska, która od początku XX wieku jest terenem manewrów wojskowych, do dziś naszpikowana jest niewypałami, a w Kołobrzegu rusza właśnie wielkie sprzątanie plaży, bo okazuje się, że przez kilkadziesiąt lat opalaliśmy się na bombach lotniczych.
Groźny arsenał
Od początku roku śląscy saperzy znaleźli 72 niewybuchy.
Było tam 12 bomb i pocisków artyleryjskich oraz 60 sztuk amunicji. Ale jak podkreślają, to dopiero początek sezonu. Najwięcej interwencji saperzy odnotowują latem, kiedy ruszają place budowy.
W ubiegłym roku na terenie woj. śląskiego saperzy znaleźli 13 189 sztuk niebezpiecznych materiałów w tym:
Bomby lotnicze: 16 sztuk
Granaty moździerzowe: 172 sztuki
Granaty ręczne: 132 sztuki
Miny przeciwpiechotne i przeciwpancerne: 23 sztuki
Pociski artyleryjskie: 992 sztuki
Pociski do granatnika: 80 sztuk
Pociski rakietowe: 2 sztuki
Amunicja: 11 772 sztuk
Najsroższe walki były na krańcach
Tomasz Borówka, historyk:
Niebezpieczeństwo natknięcia się na niewypały w naszym regionie jest największe na jego północnych i południowych krańcach. To dlatego, że najcięższe walki podczas II wojny światowej w dużej mierze ominęły przemysłowe serce Śląska. Najzacieklej walczono pod Mokrą, Woźnikami, Mikołowem i Pszczyną oraz pod Węgierską Górką. W 1945 r. działo się dość podobnie - oskrzydlająca aglomerację śląską Armia Czerwona najcięższe boje z Wehrmachtem stoczyła na obrzeżach GOP-u, np. w rejonie Gliwic, Mysłowic i Sosnowca oraz Rybnika i Żor. Ale nad Górnym Śląskiem pojawiały się i alianckie bombowce.