Śląsk. Konał we wnykach kilkanaście dni, sprawca poszukiwany
Urodził się zaledwie w zeszłym roku, a zginął w miejscu które było jego domem. Nie on jeden, to już kolejny przypadek w ciągu kilku miesięcy gdy przyrodnicy natrafiają na zwierzę, które padło ofiarą kłusowników. Ci natomiast, jeśli już wpadną, zawsze mają jakąś wymówkę by uniknąć kary.
A to zwierzę leżało już martwe, a to podejrzany nie może sobie niczego przypomnieć, a to trofea zostały przypadkowo znalezione w lesie – te i masa innych wykrętów. Jak i masa niewinnych zwierząt, które giną z rąk kłusowników. Z roku na rok jest ich coraz więcej – wilki, łosie, niedźwiedzie czy żubry.
Mimo, że ci którzy zabijają zwierzęta mogą za to trafić do więzienia nawet na pięć lat to nic sobie z tego nie robią. Ich wykrycie i udowodnienie polowań jest niezmiernie trudne. Bez złapania kłusowników na gorącym uczynku, ciężko postawić ich przed sądem.
Tak na razie jest i tym razem. Do tej pory nie udało się złapać kłusownika, w którego wnyki wpadł młody wilk w miejscowości Pawełki w powiecie lublinieckim. W trakcie oględzin okazało się, że zwierzę musiało konać kilkanaście godzin. Stalowa linka zamocowana na drzewie zacisnęła się zwierzęciu w pasie, przecinając skórę. Przy każdym ruchu wrzynała się coraz głębiej, dochodząc aż do kręgosłupa. Rozryta wokół ziemia i ogryzione drzewa świadczą o walce i bólu, z jakim zmierzyło się zwierzę. Aż trudno to sobie wyobrazić…
Przyrodnicy cały czas walczą o to, by do takich tragedii już nie dochodziło. Zgłosili się do rządu z apelem o powołanie Państwowej Służby Ochrony Przyrody. Pod złożoną petycją może podpisać się każdy. Do tej pory zrobiło to ok. 1,5 tys. osób.