PolskaSądny dzień na Śląsku

Sądny dzień na Śląsku

Zdenerwowani i zrezygnowani ludzie oczekujący
na przystankach, zatłoczone bardziej niż zwykle samochodami ulice -
tak wyglądają we wtorek rano Katowice podczas 24-godzinnego
strajku komunikacji miejskiej na Śląsku.

03.06.2003 | aktual.: 03.06.2003 10:55

O 4 rano na Śląsku i w Zagłębiu rozpoczął się 24-godzinny strajk ostrzegawczy w komunikacji miejskiej. Na trasy nie wyjechał żaden tramwaj. Nie kursują autobusy obsługiwane przez Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Katowicach i Sosnowcu, które obsługują również linie w Dąbrowie Górniczej, Będzinie i Czeladzi. To 45 proc. wszystkich jeżdżących normalnie w aglomeracji górnośląskiej.

Jak poinformował rzecznik największego organizatora komunikacji miejskiej w regionie - Komunikacyjnego Związku Komunalnego Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego Marek Klimek - na drogi nie wyjechało 378 autobusów na 850 normalnie kursujących.

Jeżdżą natomiast autobusy z przedsiębiorstw komunikacyjnych w Gliwicach, Bytomiu i Tychach oraz prywatni przewoźnicy. Ulice Katowic są bardziej niż zwykle zatłoczone samochodami, tworzą się dłuższe korki.

Na ulicach Katowic można zobaczyć wyładowane autobusy - to te, które docierają z miast, gdzie nie ma strajku, oraz należące do prywatnych przewoźników. Np. burmistrz Czeladzi zorganizował transport dla mieszkańców. W kierunku Katowic trasę obsługuje czeladzkie Przedsiębiorstwo Usług Pasażerskich, a w kierunku Sosnowca jeżdżą dodatkowe minibusy.

KZK GOP próbuje zorganizować komunikację zastępczą._ "Rozmawiamy z koleją i tymi przedsiębiorstwami, które pracują. Próbujemy ściągnąć tyle autobusów, ile się da. Myślę, że będzie ich kilkadziesiąt. Zapłacimy im z pieniędzy, którymi normalnie opłacilibyśmy kursy wykonywane przez strajkujące PKM-y"_ - powiedział Klimek.

Pani Anna z Katowic jest zbulwersowana protestem. "Najgorsze jest to, że to się odbywa tak z zaskoczenia. Muszę zawieźć córkę do szkoły, wrócić, później znów po nią jechać i wrócić. Nie wiem, jak to zrobię. Gdybym miała za każdym razem brać taksówkę, wydam majątek. To nie jest dobra metoda walki o swoje interesy, są inne sposoby. Utrudnili nam życie".

Licealista Jarek czekał na autobus na przystanku w dzielnicy Ligota, żeby dotrzeć do szkoły. "Może coś przyjedzie. Ten, który właśnie odjechał, był za bardzo napchany. Tylko ludzie na tym cierpią, a odpowiedzialni za transport i tak sobie z tego nic nie robią" - powiedział. _ "Właściwie dobrze, że się spóźnię. Pierwsza jest matematyka"_ - dodał po chwili.

Decyzja o proteście zapadła w poniedziałek wieczorem, więc nie było czasu na zorganizowanie komunikacji zastępczej i do wielu ludzi nie dotarła na czas informacja o proteście.

Źródło artykułu:PAP
strajkkomunikacjaprotest
Zobacz także
Komentarze (0)