Piekło dzieci ze śląskiego domu dziecka
Ewelina miała dość poniżania. Rok temu targnęła się na swoje życie. Sylwia, której zagrożono wyrzuceniem na bruk, latem ub. roku, w swoje 18. urodziny, poroniła. Dwa tygodnie temu dwaj bracia 10- i 11-letni za "pyskowanie" zostali zamknięci w piwnicy. O dramatycznej sytuacji dzieci w domu dziecka w Orzeszu (woj. śląskie) pisze "Polska".
W Orzeszu przebywa 30-40 dzieci w wieku od 5 do 19 lat. Wiele z nich przeżyło piekło we własnych domach. Do domu dziecka trafiały poranione, nierzadko zdemoralizowane. Kiedy je zabierano do ośrodka, obiecywano im lepsze życie. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
- Przemoc fizyczna i psychiczna jest tu na porządku dziennym. Dzieci traktuje się jak zło konieczne. Nawet jeśli trafi tu grzeczne dziecko, to musi się przystosować. Inaczej nie przetrwa. Kradzieże, pobicia, wymuszenia, znęcanie się. Do tego alkohol, narkotyki i papierosy już w wieku 10 lat - mówi gazecie były wychowawca Tomasz Data. W Orzeszu przepracował osiem miesięcy. Od dyrektorski usłyszał: to praca i tylko praca. Tutaj nie ma miejsca na miłość.
Dyrektorka placówki Agnieszka Kuchna wszystkiemu zaprzecza. - Tu trafiają różne dzieci, my nie możemy wybierać - odpowiada na zarzuty.
Tomasz Data twierdzi, że placówka to przechowalnia, a nie dom. Dzieci jest za dużo, a wychowawcy ewidentnie sobie nie radzą. - Takie ośrodki powinno się zamknąć. One nie mają prawa istnieć w cywilizowanym kraju - dodaje.
"Polska" podaje, że w czwartek w domu dziecka w Orzeszu zaczyna się kontrola ze starostwa. Czy dzięki niej poprawi się los wychowanków placówki?