Skrajna prawica znowu zabija w Niemczech. Polityk zamordowany za sprzyjanie imigrantom
Walter Luebcke był mało znaczącym politykiem - samorządowcem z Hesji. Ale ponieważ bronił uchodźców, był znienawidzony przez skrajną prawicę. Aż w końcu został zabity przez prawicowego ekstremistę.
Luebcke został znaleziony martwy z kulą w głowie przed swoim domem 2 czerwca. Ale dopiero w niedzielę zatrzymano prawdopodobnego sprawcę. Jak donosi "Die Zeit", okazał się nim Stephan E., mieszkaniec Hesji mający za sobą bogatą historię ekscesów motywowaych nienawiścią rasową, w tym próbę wysadzenia obozu dla uchodźców.
Anatomia hejtu
Luebcke był politykiem CDU i przewodniczącym rejencji Kassel w Hesji. Nigdy nie był figurą największego formatu, ale - na nieszczęście dla siebie - w pamięci wielu Niemców zapisał się ze względu na jeden moment w 2015 roku, kiedy otwierano w Hesji ośrodek dla uchodźców.
Polityk zorganizował w tej sprawie spotkanie z mieszkańcami, na które przybyli m.in. przedstawiciele antyimigranckiej Pegidy. Odpowiadając na ich zarzuty i obelgi, luteranin Luebcke tłumaczył, że chrześcijańskie wartości nakazują, by pomagać potrzebującym. Po czym powiedział słowa, które nie zostały mu zapomniane nawet cztery lata później.
- Ten, kto nie wierzy w te wartości, zawsze może opuścić ten kraj, jeśli mu się nie podobają. Każdy Niemiec ma do tego prawo - stwierdził.
Polityk z miejsca stał się obiektem nienawiści skrajnie prawicowych ekstremistów. Zaczął otrzymywać pogróżki i być nękany w sieci. Na tyle intensywnie, że wkrótce po incydencie otrzymał policyjną ochronę. Mimo to Luebcke nie zmienił zdania i wciąż bronił polityki ws. uchodźców. I wszystko wskazuje na to, że zapłacił za to życiem. A nienawistne komentarze nie ustały nawet po jego śmierci.
Brunatni na fali
Skrajnie prawicowy terror nie jest w Niemczech nowym zjawiskiem. Ale od czasu kryzysu migracyjnego, problem z roku na rok się nasila. Tylko w ubiegłym roku niemiecki wojskowy kontrwywiad prowadził 431 śledztw w sprawie skrajnie prawicowych w Bundeswehrze.
Niemiecka armia to jedno z najsilniej zinfiltrowanych środowisk przez neonazistów. W ubiegłym roku na jaw wyszedł plan grupy ok. 200 skrajnie prawicowych żołnierzy i weteranów, którzy przygotowywali się do przejęcia władzy w momencie, kiedy napływ imigrantów zdestabilizuje kraj. Planowali zamach na prominentnych pro-imigranckich polityków, w tym szefa MSZ Heiko Maasa i byłego prezydenta Joachima Gaucka.
Przeczytaj również: Prawicowy terroryzm w Niemczech. Ujawniono plan zamachu na polityków.
Kilka miesięcy wcześniej prasa pisała o hajlowaniu i neonazistowskich wybrykach w elitarnej jednostce komandosów KEK. Ale podobne komórki i sieci neonaziści tworzą też m.in. w policji. Nie brakuje podejrzeń, że właśnie te sieci wewnątrz organów ścigania pozwoliły na wieloletnią działalność Narodowosocjalistycznego Podziemia (NSU), najbardziej znanej organizacji brunatnego terroru, mającej na koncie dziesiątki zamachów na obcokrajowców.
Przeczytaj również: Neonaziści w niemieckiej policji. Grozili ofierze NSU
- Są podejrzenia dotyczące tego, że Bundeswehra i inne instytucje są schronieniem dla ekstremistów, którzy za pomocą służby wojskowej chcą zdobyć przeszkolenie i dostęp do broni. Takie interpretacje są w Niemczech obecne - powiedział WP prof. Andrzej Sakson, germanista z Instytutu Zachodniego. - Możliwości oddziaływania ze strony władz państwa i przełożonych w wojsku są duże i należy oczekiwać od władz niemieckich, że będą to wypalać gorącym żelazem. Nie można pozwolić na to, by takie zachowania były traktowane z jakimkolwiek przyzwoleniem - dodał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl