Prawicowy ekstremizm w Niemczech. Ujawniono nowy plan zamachu
Niemcy są jednym z niewielu krajów w Europie, gdzie skrajnie prawicowe partie nie cieszą się zbyt znaczącym poparciem. Ale prawicowi ekstremiści są coraz aktywniejsi: planują zamachy terrorystyczne i dokonują coraz więcej przestępstw.
Według relacji znajomych, prawnik i były liberalny polityk z Rostocku Jan Hendrik H. i jego współpracownik, lokalny policjant z Ludwigslust w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, nie zdradzali oznak radykalizacji ani nie przypominali ekstremistów. A jednak kiedy w ubiegłym tygodniu niemiecka policja przeprowadziła nalot na ich mieszkania, w środku znaleziono pokaźny arsenał broni i listę lewicowych aktywistów, których planowali zabić, korzystając z niechybnie nadchodzącego ich zdaniem chaosu spowodowanego napływem uchodźców.
Jak się okazało, mężczyźni byli częścią liczącej kilkadziesiąt osób internetowego czatu, którego członkowie prowadzili dyskusję na temat nadchodzącej anarchii, w której mają pogrążyć się Niemcy w wyniku kryzysu migracyjnego. W tym celu członkowie grupy gromadzili broń i inne środki mające zapewnić im przetrwanie. Częścią planu miało być także zabicie osób z listy, w tym ludzi pracujących w ośrodkach dla uchodźców.
Jak piszą niemieckie media, sprawa może mieć związek z innym zamachem terrorystycznym planowanym przez prawicowych ekstremistów. Chodzi o sprawę Franco A., porucznika niemieckiej armii, który udawał syryjskiego uchodźcę i miał planować przeprowadzenie ataku bombowego.
Według Martiny Renner, deputowanej do Bundestagu z postkomunistycznej partii Die Linke, sprawa pokazuje zmieniające się oblicze zagrożenia ze strony prawicowego ekstremizmu. Członkami grupy, w której uczestniczyli potencjalni zamachowcy nie byli "typowi neonaziści", ale respektowani obywatele.
- Siatka, w skład której wchodzą policjanci, żołnierze, prawnicy i politycy, ma inną charakterystykę niż klasyczna komórka neonazistów - powiedziała, cytowana przez Deutsche Welle.
Zobacz również: Oto co warszawiacy sądzą o odszkodowaniu
Antysemityzm, ataki na uchodźców, neonaziści w armii
Ale nie jest to jedyna oznaka wskazująca na rosnące zagrożenie ekstremizmem. Jak szacują niemieckie służby, w samej tylko Meklemburgii-Pomorzu Przednim - jednym z najmniejszych krajów związkowych - aktywnych jest ponad 1,4 tysiąca prawicowych ekstremistów, z czego prawie połowa przejawia skłonność do przemocy.
Podobny, niepokojący obraz pokazują inne statystyki. Jak podał w piątek dziennik "Die Welt", niemal z każdym rokiem rośnie liczba przestępstw na tle antysemickim. W pierwszej połowie 2017 roku było ich 681 i ponad 90 procent z nich było wynikiem działań prawicowych ekstremistów, choć według dziennika proporcja ta może nie odpowiadać prawdzie, bo według innych badań przynajmniej równie często sprawcami są muzułmanie. Ale jak pokazał incydent w Pradze podczas wrześniowego meczu eliminacyjnego do piłkarskiego mundialu, gdzie niemieccy kibice wykrzykiwali hasła takie jak "Sieg Heil", neonaziści wciąż nie boją się prezentować swoich poglądów.
Ale jeszcze gorzej wyglądają statystyki dotyczące przestępstw przeciwko imigrantom. W 2016 roku w Niemczech doszło do 3500 ataków na uchodźców lub na ośrodki dla uchodźców - średnio niemal 10 dziennie. Był to rekord jeśli chodzi o tego typu przestępstwa. A poprzedni rok, 2015, również był rekordowy.
Szczególną uwagę zwraca też problem prawicowego ekstremizmu w niemieckiej armii, który wskazuje, że sprawa Franco A. może nie być odosobnionym przypadkiem. W kwietniu niemiecka wojskowa służba kontrwywiadowcza MAD odnotowała 275 przypadków prawicowego ekstremizmu w szeregach niemieckiej armii i w resorcie obrony. Liczba z roku na rok rośnie, a kary nie zawsze są odpowiednio ostre. W maju niemieckie ministerstwo obrony zdecydowało o przeszukaniu wszystkich koszarów armii po tym, jak u dwóch żołnierzy Bundeswehry znaleziono nazistowskie artefakty.