Skazany za okrzyk: "niech żyje dalajlama"
Tybetańczyk, który podczas tradycyjnego festiwalu na początku sierpnia wzniósł okrzyki na cześć dalajlamy, został uznany przez sąd za winnego "działań wywrotowych" i "podżegania do podziału Chin" - podało Radio Wolna Azja.
02.11.2007 | aktual.: 02.11.2007 16:46
Sąd uznał Rongje Adraka, który głośno nawoływał do powrotu żyjącego na wygnaniu przywódcy duchowego Tybetańczyków, za winnego działań "wywrotowych". Oskarżano go też o doprowadzenie do protestów.
Jak podawały zagraniczne organizacje działające w Chinach, podczas tradycyjnego festiwalu w mieście Lithang, Adrak wszedł na trybunę przygotowaną dla chińskich oficjeli, chwycił mikrofon i zapytał tłum ludzi, czy pragną powrotu XIV Dalajlamy. Rozległy się okrzyki potwierdzenia. Według świadków Adrak powiedział również: Jeśli nie możemy zaprosić do nas dalajlamy, nie mamy ani wolności religijnej, ani szczęścia w Tybecie.
Po jego zatrzymaniu aresztowano kilkuset ludzi, a do Lithangu, gdzie żyje wielu Tybetańczyków, wysłane zostały dodatkowe siły wojskowe i policyjne.
Przedstawiciel sądu potwierdził, że Adrak został uznany za winnego w poniedziałek. Radio Wolna Azja przytoczyło wypowiedź sędziego, który powiedział, że Adrak spotkał się z dalajlamą w Indiach, gdzie studiują jego dwie córki i powrócił do Chin z separatystycznymi planami.
Wspierane finansowo przez rząd USA Radio Wolna Azja podało, że wyrok zapadnie w przyszłym tygodniu. Z nieprecyzyjnie zdefiniowanego paragrafu, z którego oskarżani są krytycy chińskich władz, za działania wywrotowe w Chinach może zapaść wyrok od kilku miesięcy więzienia po karę śmierci w niektórych przypadkach.
Wyrok zapada w czasie, kiedy Pekin oskarża światowych przywódców, którzy w ostatnich miesiącach spotykają się z dalajlamą, o wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Chin. ChRL twierdzi, że XIV Dalajlama, laureat pokojowej nagrody Nobla, żyjący od 1959 roku na wygnaniu w Indiach, usiłuje doprowadzić do podziału kraju.