Skazany podpalacz przebywa na wolności. Mieszkańcy żyją w strachu
W Lisowie niedaleko Częstochowy ma grasować seryjny podpalacz. Mieszkańcy twierdzą, że boją się zasnąć, bo nie wiedzą, czy nie obudzą się w płonącym budynku. Mężczyzna, który sieje postrach w mieście, został skazany, jednak wyrok nie jest prawomocny i sąd zdecydował, że do czasu apelacji będzie przebywał na wolności.
Piroman sieje postrach, sądy są bezradne. Wszyscy we wsi wiedzą, kto podpala, ale nikt jeszcze nie udowodnił winy młodemu mężczyźnie, który mieszka tuż obok - wynika z materiału dziennikarzy programu Państwo w Państwie, który emitowany jest na antenie Polsat News.
Pierwszy poważny pożar wybuchł w miejscowej stolarni. Około 4 nad ranem właściciel za oknem usłyszał dziwne dźwięki. Gdy wstał i podszedł do okna, zobaczył, jak ogień trawi cały jego zakład. Na pomoc było za późno, stolarnia była objęta cała pożarem. Straty wyceniono na 700 tysięcy złotych.
Po dwóch tygodniach wybuchł kolejny pożar. W domu naprzeciwko stolarni ktoś podpalił kontenery. Te od razu stanęły w płomieniach. - Po pożarze w stolarni wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, więc już się zabezpieczyliśmy i mieliśmy pięć gaśnic na stanie. Tylko to nas uratowało, gdyby nie to, że szybko zareagowaliśmy i mieliśmy czym gasić, to na pewno przeszłoby na dom - opowiada na antenie Polsat News Damian Kamiński, ofiara podpalacza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzeci pożar wybuchł po kolejnych kilku dniach. W płomieniach stanął budynek gospodarczy. Co dziwne, podpalacz sam zaalarmował mieszkającą w pobliżu emerytkę. On zadzwonił do drzwi i mówi mi: "babcia, ty się palisz, ale nic się nie bój, straż już wezwana". Zapytałam tylko, kto mnie podpalił, ale nic nie powiedział, tylko uciekł - wyjaśniła w telewizyjnym programie pani Gertruda.
Mieszkańcy wiedzieli, że we wsi grasuje seryjny podpalacz
Zatrzymanie Radosława J., to była kwestia czasu. W rozmowie z policjantami z miejscowej jednostki przyznał, że to on stoi za podpaleniami. Wyjaśnił też, że ma na sumieniu także inne, mniejsze. Według informacji przekazanych przez mieszkańców, Radosław J. miał podpalić też szopkę bożonarodzeniową, a później sam ją gasił. Następnego dnia ksiądz dziękował mu z ambony za sprawną akcję. Wtedy nie widział, że to podpalacz.
Mężczyzna usłyszał prokuratorskie zarzuty, trafił też na obserwację psychiatryczną. Okazało się, że jest zdrowy psychicznie. Sąd w Częstochowie nie ukarał go, tylko wypuścił na wolność. Po kilkunastu miesiącach w Lisowie znów spłonęło gospodarstwo. Mężczyzna ponownie trafił przed oblicze sądu i ponownie został wypuszczony.
- Sąd nie może się kierować emocjami, tylko twardym materiałem dowodowym. To, że ci ludzie się obawiają mieszkania obok tego mężczyzny nie ma w tym momencie żadnego znaczenia - tłumaczył na antenie Polsat News Dominik Bogacz z Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Skazany podpalacz przebywa na wolności. Mieszkańcy boją się
W sprawie niedawno nastąpił przełom. Radosław J. podczas jeden z rozpraw został skazany. Uznano go za winnego podpaleń. Za to sąd skazał go na 2 lata i 10 miesięcy więzienia. Ma też zwrócić wszystkim ofiarom poniesione straty. Wyrok nie jest jednak prawomocny i sąd zdecydował, że do czasu apelacji i zakończenia postępowania w drugiej instancji, mężczyzna będzie przebywał na wolności.
Mieszkańcy żyją więc w strachu. Każdy boi się o własny dom, własne gospodarstwo. Wiedzą, że tuż obok nich mieszka człowiek nieobliczalny. Nie wiadomo, kiedy znów zechce podłożyć ogień.
- To jest nie do pomyślenia, spalił jednego sąsiada, drugiego, trzeciego, a chodzi sobie po wsi i się śmieje - opowiada pan Grzegorz. Ja mam dziecko, może niech sędzia weźmie swoje dzieci i zamieszka u mnie, niech zobaczy, jakie to uczucie mieć kogoś takiego zaraz obok? - mówiła Klaudyna Kamiński.
Źródło: Polsat News, Interia.pl