PolskaSkazani za znęcanie się do śmierci

Skazani za znęcanie się do śmierci

Na karę - kolejno ośmiu i siedmiu lat pozbawienia wolności - skazał łódzki sąd 58-letnią Bożenę W. i jej 34-letniego syna - Pawła W., oskarżonych o znęcanie się nad chorą na Zespół Downa siostrą Bożeny W.
Doprowadzona do skrajnego wyczerpania chora zmarła.

19.12.2006 | aktual.: 19.12.2006 11:07

Ciało kobiety - Henryki P. - znaleziono leżące na podłodze w mieszkaniu, w którym przebywała również Bożena W. Leżało tak przez kilka dni. Pogotowie wezwał sąsiad.

Uzasadniając wyrok sędzia Anna Starczewska powiedziała, iż sąd nie znalazł w tej sprawie jakiejkolwiek okoliczności łagodzącej. Okrucieństwo oskarżonych wobec schorowanej, słabej i bezsilnej kobiety nie ma sobie równych - mówiła sędzia. Dlatego - jej zdaniem - tak wysoka kara będzie sprawiedliwą odpłatą dla oskarżonych.

Według ustaleń śledztwa, Bożena W., na której ciążył obowiązek opieki prawnej nad chorą siostrą Henryką P., wraz z synem bili i popychali kobietę, używali wobec niej wulgarnych słów, grozili śmiercią i głodzili. Oboje nie przyznawali się do winy.

Z wyjaśnień złożonych przez oskarżoną podczas śledztwa wynika, iż winą za całą sytuację obarcza ona swojego syna. To on - według Bożeny W. - będąc często pod wpływem alkoholu, bił ciotkę, popychał ją i wyzywał. Jak przyznała, wielokrotnie słyszała, że Paweł mówił do Henryki P., iż "dawno powinna nie żyć". Dodatkowo zabierał im pieniądze. Zdaniem Bożeny W., opiekowała się ona siostrą bardzo dobrze, dbała o nią "jak o dziecko" i nieprawdą jest, że ją głodziła. Zaprzeczyła, że piła alkohol, czasem tylko "piwo lub winko".

Wyjaśnieniom matki zaprzeczał Paweł W. Według niego, matka często piła i wtedy nie opiekowała się Henryką P., a ona sam - jak twierdzi - wielokrotnie prosił matkę, by zajęła się swoją siostrą. Jak twierdził, ciotki nigdy nie bił, wręcz odwrotnie - on sam był świadkiem, jak to matka biła Henrykę P. oraz często ja wyzywała.

Paweł W. wyjaśnił również w trakcie śledztwa, że widział leżącą na podłodze ciotkę, a na pytanie co jej się stało, usłyszał od matki, że kobieta śpi. "Kiedy podszedłem do leżącej i nie wyczułem tętna powiedziałem matce, aby zadzwoniła po pogotowie. Wyszedłem z domu". Przyznał, iż kiedy wrócił na drugi dzień do domu, chora nadal leżała w tej samej pozycji na podłodze.

Wyrok w sprawie jest nieprawomocny.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)