"Skandalista pił wódkę, ukatrupił 'sprawne państwo'''
Unia Prezydentów Miast, którą wymyślił i której nieformalnym liderem był Rafał Dutkiewicz, uzyskała jedno miejsce w senacie - na 46 kandydatów. Znane osobistości życia publicznego, wywodzące się z bardzo różnych środowisk, mające poparcie najpopularniejszych prezydentów miast w Polsce, nie zdołały przebić się przez tamę wielkich partii. Kolejna inicjatywa chcąca się wbić klinem między PO i PiS zginęła tragiczną śmiercią polityczną. Okazuje się po raz kolejny, że nie ma w Polsce miejsce na umiarkowaną, merytoryczną centroprawicę. Jest za to miejsce dla skandalisty, który manifestacyjnie pił wódkę na ulicy, by insynuować, że nieżyjący już prezydent RP był alkoholikiem.
Wydawałoby się, że ciało mające wsparcie włodarzy miast o rekordowym poparciu, bardzo popularnych lokalnych przywódców znanych już w całym kraju, ma duże szanse powodzenia. Można było podejrzewać, że Polacy zmęczeni tłuczeniem się po gębach miedzy liderami PiS i PO poszukają kogoś, kto nie będzie myślał tylko a naparzaniu się i kto jednocześnie będzie chciał cokolwiek zreformować w naszym kraju. Bo wszyscy w końcu narzekamy na to, jakich mamy fatalnych polityków, jak fatalne jest życie publiczne, jak kiepska debata i marne partie. Ale nie. Lepsze jednak PO i PiS.
Podobnie klęskę poniosła Polska Jest Najważniejsza z ambitnym, bardzo zdolnym i uważanym za nadzieję polskiej polityki Pawłem Kowalem. 2% wyborców zechciało oddać na nich swoje głosy. Kowal mógłby spokojnie z Dutkiewiczem stworzyć jedno ugrupowanie. Łączy ich podobny sposób działania i myślenia o Polsce. Spokojny, rozważny a jednocześnie odważny i merytoryczny.
Ale nikt tego dziś w Polsce nie chce. Wcześniej próbowała Polska XXI – podobna inicjatywa, która rozpadła się dość szybko. To dwie kolejne próby pokazania, że prawa strona polskiej sceny politycznej może wyglądać inaczej. Ale nikt tego nie chce. Wyborcy wolą miłego, uśmiechniętego, niezawracającego nam głów reformami Donalda Tuska albo bojowego, zmieniającego działaczy i wizerunek co kilka miesięcy Jarosława Kaczyńskiego.
Prawie nikt w Polsce nie szuka ugrupowania, które na poważnie zajęłoby się najważniejszymi polskimi problemami, bez czarowania i PR-owskich gier z jednej strony i bez walenia w bęben i straszenia wszystkich wokół z drugiej strony.
Bo nawet jeśli polscy wyborcy mają już dość obecnych graczy, to w końcu znaleźli sobie alternatywę. Jest nim facet, który do studia telewizyjnego przynosił świński ryj, wymachiwał pistoletem i sztucznym penisem na jednej z konferencji prasowej, manifestacyjnie pił wódkę na ulicy, by insynuować, że nieżyjący już prezydent RP był alkoholikiem, czy że miał rozmaite kłopoty zdrowotne. Jeśli już znajdujemy alternatywę wybieramy skandalistę i awanturnika, który jako szef komisji "sprawne Państwo” doprowadził do jej kompromitacji i agonii.
Tak wybieramy. Nie mamy więc do nikogo pretensji, że nie ma w Polsce autostrad, żłobków, a są słabe uniwersytety, powolne sądy i rozsypująca się służba zdrowia. Skoro sami wybieramy bojowników czujących się świetnie tylko na wojnach albo czarusiów, którzy robią wszystko, by nic nie robić, to się nie dziwmy. Wierzymy, że tym razem Donald Tusk nie będzie zwalał na niedobrą opozycję, niechętnego prezydenta, kryzys, słabego koalicjanta czy złą pogodę. Wierzymy, że Jarosław Kaczyński tym razem naprawdę się zmienił i PiS będzie już zupełnie inną partią.
Skoro wierzymy – to za swoja naiwną wiarę płacimy. Tak się będziemy wysypiać, jakżeśmy sobie pościelili.
Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski