Skąd terroryści z Paryża mieli karabiny Kałasznikowa? Europa ma poważny problem
Zarówno w ataku na "Charlie Hebdo", jak i udaremnionym zamachu na pociąg Thalys w sierpniu tego roku oraz w ostatnich paryskich atakach, napastnicy uzbrojeni byli w automaty Kałasznikowa. Skąd w sercu Europy, gdzie obowiązują restrykcyjne przepisy dostępu do broni, potencjalni terroryści z taką łatwością zdobywają wojskowe karabiny o radzieckim rodowodzie?
Być może gdyby zamachowcy nie byli uzbrojeni po zęby w ciężkie automaty z pojemnymi magazynkami, ofiar byłoby o wiele mniej.
W rozmowie z Wirtualną Polską ekspert ds. terroryzmu Tomasz Otłowski wskazuje, że zdobycie tego typu broni to żaden problem nawet w Polsce, to tylko kwestia ceny. - Terroryści z "Charlie Hebdo" pozyskali broń na czarnym rynku, od jednej z grup przestępczych. Na zachodzie Europy, głównie we Francji, wiele z tych gangów tworzonych jest na zasadzie etniczno-wyznaniowej, np. marokańskiej, algierskiej, libańskiej, macedońskiej, albańskiej - wskazuje.
Zamachowcy, którzy zaatakowali redakcję satyrycznego pisma byli z pochodzenia Algierczykami. Marokańczykiem był 25-latek, który próbował dokonać masakry w pociągu Thalys, ale na szczęście został obezwładniony przez pasażerów. On nabył kałasznikowa i granatnik od belgijskich gangów w Brukseli.
Czarny rynek we Francji czy w Belgii jest pełen nielegalnej broni, pochodzącej głównie z Europy Wschodniej, ale też i Libii, gdzie w chaosie po upadku Muammara Kadafiego potężne magazyny z uzbrojeniem zostały dosłownie rozgrabione. Składy libijskiej armii stały się później paliwem podsycającym regionalne konflikty, nie tylko w samej Libii, ale też m.in. w Mali czy Syrii. Niewątpliwie część broni z tego źródła trafiła również przez morze do Europy.
Media rozpisywały się o tym problemie już po atakach na "Charlie Hebdo". Bloomberg donosił wtedy, powołując się na francuskie źródła, że nad Sekwaną jest co najmniej dwa razy więcej sztuk nielegalnej broni palnej niż tej oficjalnie zarejestrowanej. Czarnorynkowa cena Kałasznikowa wynosi średnio 1000-1500 euro, a w niektórych krajach UE jeszcze mniej.
Wątek szemranego uzbrojenia płynącego na zachód Europy z obszaru b. ZSRR rozwija teraz amerykański portal The Daily Beast. Przypomina, że przykładowo w 2009 roku francuska policja przejęła 1500 sztuk nielegalnej broni, rok później już 2700. Według ekspertów w ostatnich latach procentowy wzrost tego procederu był dwucyfrowy.
The Daily Beast podkreśla, że duża część dawnego rosyjskiego uzbrojenia trafia do Europy Zachodniej z Bałkanów. W czasie wojen bałkańskich rosyjskie firmy zbroiły różne strony konfliktu. Gdy walki wygasły, na miejscu pozostało nawet sześć milionów sztuk broni palnej. Szmuglerzy szybko zdali sobie sprawę, że wciąż można na niej jeszcze zarobić, przemycając ją w inne części kontynentu albo na Bliski Wschód.
Problem jest praktycznie nierozwiązywalny, bo tam gdzie jest popyt, zawsze będzie podaż. A zdeterminowani, fanatyczni terroryści są gotowi poświęcić praktycznie wszystko, by zrealizować swoje zbrodnicze zamierzenia.