Skąd się bierze wolność gospodarcza?

O wolność gospodarczą trzeba walczyć, tak jak swego czasu walczyliśmy o obalenie komunizmu. Jeśli Polska nie zrobi czegoś z rozrastającą się biurokracją, złą jakością prawa, narastającym państwowym interwencjonizmem i korupcją, będzie skazana na wegetację.

Skąd się bierze wolność gospodarcza?

29.09.2006 | aktual.: 29.09.2006 09:15

Słynący ze złośliwości Cyryl Northcote Parkinson, brytyjski matematyk, ekonomista i twórca słynnych praw Parkinsona, obnażających absurdy biurokracji, w swoich „Zasadach dłuższego życia” rozróżnił sześć rzeczy, które najbardziej szkodzą wolności gospodarczej i prawom obywatelskim (dla niego te wartości są tożsame). Pierwsza to nadmierna centralizacja władzy, druga – nieumiarkowany wzrost podatków, trzecia – „rozrost biurokracji, nawet na najwyższych szczeblach władzy”, powodujący, że gigantyczna bezduszna machina uzurpuje sobie prawa do decydowania o coraz większej liczbie spraw i zamiast pomagać (do czego została stworzona), coraz bardziej przeszkadza obywatelom w normalnym funkcjonowaniu. Czwarta to zatrudnianie miernot na wysokich państwowych stanowiskach, piąta – pęd państwa ku nadmiernym wydatkom, a szósta – lewicowy sentymentalizm, który obiecuje, że w ramach sprawiedliwości społecznej da wszystkim po równo, nie uwzględniając, iż to właśnie byłoby niesprawiedliwe (ludzie nie są sobie równi).

Jak zmierzyć wolność ekonomiczną

Parę tygodni temu, jak co roku, grupa niezależnych instytutów gospodarczych z 70 krajów (w tym polskie Centrum im. Adama Smitha) opu- blikowała raport, znany na całym świecie jako Indeks Wolności Gospodarczej. Na 130 krajów sklasyfikowanych w Indeksie Polska zajęła 53. miejsce. Teoretycznie powinniśmy się cieszyć – jeszcze rok temu zajmowaliśmy daleką, 73. pozycję! W praktyce jednak nie ma z czego: nasze miejsce w rankingu odnosi się do danych makroekonomicznych z 2004 r. i w najbliższych latach niemal na pewno będzie gorsze. Poza tym, jak tu się cieszyć, skoro na tle 15 krajów transformacji wypadamy, delikatnie mówiąc, blado. Wyprzedziły nas m.in. Estonia (12. miejsce na świecie), Łotwa (35. miejsce), Litwa (40. miejsce) oraz Słowacja i Czechy (45. miejsce). Fakt, że za nami wloką się Albania, Rumunia i autorytarna Rosja, jest w tej sytuacji niewielkim pocieszeniem.

Twórcy raportu oceniali, w jaki sposób politycy poszczególnych krajów radzą sobie z zagrażającymi wolności gospodarczej patologiami: rozrastającą się biurokracją, złą jakością prawa, narastającym państwowym interwencjonizmem i korupcją. I podobnie jak kiedyś Parkinson uznali, że ci najbardziej nieudolni skazują obywateli swoich krajów na wegetację.

Urzędem w problem

Polska jest coraz mniej wolna gospodarczo: od 1989 r. liczba urzędni- ków w naszym kraju wzrosła ze 160 tys. do 530 tys., liczba aktów prawnych z 375 do ok. 2 tys., a liczba instytucji kontrolujących przedsiębiorców z 16 do ponad 40. Z roku na rok przybywa nam także rządzących (cztery lata temu rząd liczył 15 ministrów, dziś już 19), a każdemu kolejnemu gabinetowi w sprawowaniu władzy, oprócz sejmu i senatu, pomagają 93 urzędy centralne, w których do obsadzenia jest 162 tysiące etatów z przeciętną pensją ponad 3 tys. zł.

Każda kolejna władza od 1989 r. mnoży urzędy – tylko w ciągu ostatniego roku powstały Prokuratoria Generalna i CBA, Narodowy Instytut Monitorowania Mediów i Narodowy Instytut Wychowania są na etapie planów. Nie wspominając o około setce ciał, komisji i zespołów, które pod pozorem prowadzenia zapisanego w konstytucji „dialogu społecznego”, wpływają na kształt ustaw i biorą udział w rządzeniu. Prawo tylko na papierze

Wszędzie tam, gdzie zmniejsza się biurokrację, obywatele zyskują. Przodujący w Indeksie Wolności Gospodarczej Anglicy w ciągu ostatnich 15 lat zmniejszyli o jedną trzecią liczbę rządowych instytucji. Efekty widać: w sondażach opinii społecznej 70 proc. Brytyjczyków deklaruje, że życie jest „prostsze”, a załatwienie sprawy w urzędzie „łatwiejsze” niż kilkanaście lat temu. Także w Kanadzie kilka lat temu zwolniono za jednym zamachem ponad 50 tys. urzędników, na osłodę przyznając im preferencyjne kredyty na rozkręcenie prywatnych interesów, co już po roku wpłynęło na poprawę koniunktury gospodarczej.

Nie należy też zapominać, że im więcej biurokracji, tym mniej rządów prawa. Julia Pitera, była szefowa Transparency International Polska, tłumaczy, że mnożenie przepisów i skomplikowanych procedur uniemożliwia egzekwowanie od urzędników odpowiedzialności za własne decyzje. A przecież o wolności można mówić tylko wtedy, gdy idzie ona w parze z odpowiedzialnością. Inaczej pozostaje na papierze. – Co z tego, że konstytucja gwarantuje mi wolność prowadzenia działalności gospodarczej? W praktyce urzędnik może zamknąć moją firmę, bo „podejrzewa”, że dopuściłem się nieprawidłowości, i nawet jeśli okaże się, że popełnił błąd, nie zostanie ukarany – mówi Andrzej Rostkowski, warszawski przedsiębiorca. – W PRL też na papierze mieliśmy różne prawa, na przykład do wolnych wyborów, a w praktyce – państwo totalitarne – dodaje.

Przedsiębiorca ma sporo racji. Każdy, kto pamięta życie w Polsce Ludowej, pamięta też spotykane na każdym kroku absurdalne zarządzenia i przepisy. I pamięta, jak szare i nie do zniesienia bywało wówczas codzienne życie.

Skoro nie można inaczej, trzeba dać łapówkę

„Biurokracja ze wszystkich rzeczy ziemskich jest najbliższa życiu wiecznemu: raz ustanowiona, nigdy się nie kończy” – żartował Ronald Reagan, którego jednym z pierwszych ruchów po zwycięstwie w wyborach prezydenckich było zwolnienie połowy państwowych urzędników. Biurokracja nie dość, że jest zła sama w sobie, to jeszcze pociąga za sobą kolejne patologie, które zagrażają wolności gospodarczej. Na przykład korupcję.

W prestiżowym rankingu zagrożenia korupcją Transparency International tylko w ciągu ostatnich kilku lat Polska spadła z 26. na odległą, 46. pozycję. Zdaniem tej organizacji, w Polsce daje się łapówki nawet częściej niż w uchodzących za przeżarte korupcją krajach afrykańskich – Nigerii czy Bangladeszu. Tylko w ubiegłym roku łapówkę wręczyło ponad dwa miliony Polaków! W badaniach przeprowadzonych z inicjatywy Komisji Europejskiej wśród wszystkich krajów Unii, w ramach tzw. Eurobarometru (maj 2005 r.), 88 proc. Polaków uznało, że to właśnie korupcja najbardziej uniemożliwia im „pracę na własnym”.

Złe skutki braku wolności

Nie ma kraju na świecie, w którym problemy byłyby spowodowane gospodarczą wolnością, jest za to mnóstwo państw mających kłopoty z powodu nadmiernej ingerencji państwa w rozmaite procesy, o których decydować powinni sami obywatele. Korupcja to niejedyna poważna konsekwencja braku gospodarczej wolności. Także wysokie długotrwałe bezrobocie, na przekór socjalistycznym stereotypom, nie jest naturalną przypadłością wolnego rynku. Szeroko zakrojone badania, przeprowadzone m.in. przez OECD, wyraźnie pokazują, że wynika ono ze splotu takich form interwencjonizmu państwa, jak duże i źle skonstruowane zasiłki, wysokie podatki, będące skutkiem dużych wydatków socjalnych, przepisy utrudniające tworzenie i rozwój firm oraz ograniczające możliwości przenoszenia się ludzi w poszukiwaniu pracy (na przykład kontrole czynszów) itp. Badania OECD sygnalizują jednocześnie, że wiele biurokratycznych regulacji ogranicza postęp techniczny i związany z nim wzrost wydajności, bez którego nie ma systematycznego podwyższania poziomu
życia. Wolność, nie tylko gospodarcza

To nie przypadek, że, jak pisał Richard Pipes, wybitny amerykański historyk Rosji, w krajach wolnych gospodarczo respektowane są także inne wolności, takie jak prawo do prywatnej własności, sprawiedliwego i szybkiego procesu sądowego, załatwienie w urzędzie sprawy bez zbędnej zwłoki i komplikacji oraz – prawo do niedawania łapówek. I odwrotnie: w krajach, w których ogranicza się wolność gospodarczą, z czasem zaczyna się też ograniczać obywatelskie wolności.

Dlatego o wolność gospodarczą trzeba walczyć, tak jak swego czasu walczyliśmy o obalenie komunizmu. W zasadzie powinni robić to wyborcy, głosując na mądrych, kompetentnych polityków. Bo, jak napisałam w jednym z poprzednich felietonów (i będę powtarzać, dopóki wszyscy rozsądni wyborcy nie uznają tego za swoje motto): politycy zrozumieją, jak ważna jest wolność gospodarcza zaraz na drugi dzień po tym, jak pojmą to obywatele.

Eliza Michalik, dziennikarka ekonomiczna i polityczna

Źródło artykułu:Gość Niedzielny
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)