Siostra ofiary linczu we Włodowie: mój brat był agresywny
Siostra Józefa C., ofiary linczu we Włodowie
(Warmińsko-Mazurskie), powiedziała przed sądem, że brat
bywał agresywny, nerwowy i ją samą także krzywdził.
15.05.2007 | aktual.: 15.05.2007 15:22
Przed Sądem Okręgowym w Olsztynie, w kolejnym dniu procesu dotyczącym linczu 60-letniego recydywisty Józefa C., ps. Ciechanek, przesłuchany został także inny świadek, Piotr K. Mężczyzna ten początkowo był jednym z podejrzanych o lincz; zanim prokuratura oczyściła go z zarzutu, przesiedział kilkadziesiąt dni w areszcie.
Na ławie oskarżonych w procesie dotyczącym linczu we Włodowie zasiada sześciu mężczyzn: trzej bracia W. odpowiadają za zabójstwo, kolejna osoba jest oskarżona o pobicie, a dwie następne o znieważenie zwłok.
Siostra "Ciechanka" Irena R. powiedziała przed sądem że rzadko widywała się z bratem, ponieważ wiele lat spędził on w zakładach karnych. Jak był na wolności i miał pieniądze, to przyjeżdżał najczęściej na święta - powiedziała kobieta.
Przed sądem przyznała, że brat, gdy wypił alkohol, był nerwowy i agresywny wobec ludzi. Przesiedział tyle czasu w więzieniu, to zostało coś w nim- dodała.
Sąd przesłuchał także Piotra K., który tuż po zabójstwie został aresztowany jako jeden z podejrzanych o udział w linczu. Mężczyzna składał zeznania w sądzie w obecności psychologa.
Piotr K. przed sądem wielokrotnie mówił, że nie brał udziału w zdarzeniu. Mężczyzna został zatrzymany tuż po linczu we Włodowie jako jeden z siedmiu mężczyzn. Nie przyznawał się do winy. Twierdził, że przed tragicznym zdarzeniem uderzył jedynie sztachetą "Ciechanka", wybijając mu z ręki nóż, ponieważ ten biegał po wsi i wygrażał mieszkańcom. Potem powrócił do swoich zajęć.
Do linczu doszło 1 lipca 2005 roku, gdy 60-letni Józef C. terroryzował wieś, biegając z maczetą, wygrażając sąsiadom, a także grożąc zabiciem swojej konkubiny. Mieszkańcy Włodowa zadzwonili na policję, jednak funkcjonariusze komisariatu w Dobrym Mieście nie wysłali tam radiowozu. Mieszkańcy postanowili sami się bronić. Pobili Józefa C., który w wyniku odniesionych ran zmarł. Policja przyjechała dopiero po kolejnym telefonie, gdy mężczyzna już nie żył. Do całego zdarzenia mogłoby nie dojść, gdyby - jak utrzymują oskarżeni - na miejsce przyjechali w porę policjanci, którzy zostali poinformowani o agresywnym zachowaniu Józefa C.
Mężczyzna ten był doskonale znany policji. Był wcześniej 23 razy skazywany za różnego rodzaju przestępstwa, w tym pobicia, groźby karalne, uszkodzenia mienia. W więzieniach spędził ponad 24 lata, a po raz ostatni na wolność wyszedł dziesięć miesięcy przed tragicznymi wydarzeniami we Włodowie.