Siłacze dla mas
Niemal w każdy weekend organizowane są w Polsce zawody strong manów, na których dobrze zbudowani mężczyźni ciągną tiry i dokonują innych czynów, godnych Herkulesa. Puchary fundują im burmistrzowie, prywatne firmy, a popisy oglądają tysiące.
14.05.2004 | aktual.: 14.05.2004 08:03
– Kiedyś ludzie pasjonowali się walkami gladiatorów, teraz chcą podziwiać silnych mężczyzn – twierdzą miłośnicy takich zawodów. Przekonują, że to dziś trzecia pod względem popularności dyscyplina sportowa w Polsce, po piłce nożnej i żużlu.
Mariusz Pudzianowski, pochodzący z Białej Rawskiej dwukrotny mistrz świata zawodów Strong Man, uważa, że takie zawody to przede wszystkim widowisko. W tradycyjnym podnoszeniu ciężarów też dźwiga się duże ciężary, ale to tylko kilka krążków. – A na ludziach robi wrażenie, gdy podnosi się auto – dodaje.
Zawody strong manów organizuje się od lat 70. Rafał Biernacik był tym, który rozpoczął organizację zawodów w Polsce. Pierwszy raz zobaczył je w skandynawskiej telewizji. Jeździł po siłowniach i szukał kandydatów na strong manów.
Dzienna norma ton
W 1998 r. Biernacik razem z Cezarym Wołodko założyli Federację Strong Man. Znaleźli się sponsorzy. Zawodami siłaczy zainteresowała się telewizja. Odkryty przez Biernacika Pudzianowski okazał się perłą. Dziś w Polsce prawie tysiąc młodych ludzi startuje w zawodach. Kolejnych 10 tysięcy ćwiczy, by móc wystąpić.
Kamil Bazelak z Łodzi, który przez wiele lat był kulturystą, też postanowił spróbować sił w zawodach strong manów. – Są tu większe pieniądze – mówi. Przyznaje jednak, że trzeba na nie ciężko zapracować. Trenuje dwa razy dziennie, sześć razy w tygodniu, za każdym razem przerzuca po kilkadziesiąt ton.– Nie wystarczy być tylko silnym, trzeba być wytrzymałym i szybkim – twierdzi.
Pudzianowski na siłowni spędza cztery godziny dziennie. – Trenuję już jedenaście lat – mówi.
Pieniądze dla strong mana
Za udział w zawodach, organizowanych np. przez burmistrza, zawodnik, który zajmie piąte, szóste miejsce, dostaje 500 złotych. Organizatorzy zapewniają mu nocleg, wyżywienie i zwrot kosztów dojazdu.
Na poważniejszych zawodach nagrody sięgają czterech tysięcy. Oczywiście mistrz Pudzianowski zarabia więcej. Spore pieniądze dostaje na zawodach organizowanych przez prywatnych sponsorów za granicą. Ma też kontrakty reklamowe z firmami.
– Występ trwa około godziny i kosztuje od 5 tysięcy – informuje człowiek, który w imieniu Pudzianowskiego przyjmuje zamówienia.
Nie jest łatwo wejść na szczyty i walczyć o duże pieniądze. Na przykład w Pucharze Warki startuje dwudziestu siłaczy, sześciu zostaje z poprzedniego sezonu. Czternaście wolnych miejsc zapełniają nowi. Walczy o nie 50 – 60 strong manów.
Na dopingu
Zawody strong manów budzą kontrowersje. Profesor Romuald Lewicki, specjalista w dziedzinie medycyny sportowej, twierdzi, że dźwiganie takich ogromnych ciężarów nie jest czymś normalnym.
– Jednak robi się wszystko, by ten sport był jak najbardziej medialny – mówi. – Przekracza się granice wytrzymałości serca, ciśnienia. Zrywane są mięśnie, ścięgna. Wymusza się na tych ludziach maksymalny wysiłek, a oni się na to zgadzają, bo za tym idą sława i pieniądze.
Jeden ze strong manów, proszący o anonimowość, twierdzi, że większość zawodników bierze środki dopingujące, m.in. hormon wzrostu. Ale miesięczna „kuracja” kosztuje kilka tysięcy złotych, więc stać na nią tylko najlepszych. Inni stosują testosteron, efedrynę i inne sterydy.
Pudzianowski zapewnia, że – startując w mistrzostwach świata – przechodził testy dopingowe. Nic nie stwierdzono.
Anonimowy strong man przekonuje, że samo branie sterydów nie wystarcza. – Nawet hormony wzrostu nie pomogą, jeśli nie ma się predyspozycji – uważa.
Skracają sobie życie
Profesor Lewicki umieszcza strong manów w tym samym worku co kulturystów. – Mam 30-letnią praktykę lekarza sportowego i nie wierzę, że nie ma tam dopingu – twierdzi. – Moi studenci przeprowadzili ankietę w siłowniach. 99,9 procent ćwiczących przyznało, że sięga po doping!
Profesor uważa, że biorąc sterydy skracają sobie życie. Powodują one agresję, przerost mięśnia sercowego, przyśpieszają miażdżycę, powodują zaburzenia seksualne. – Wielu robi sobie zastrzyki z insuliny – przyznaje strong man.
Biernacik broni strong manów: – Ciężko pracują. Nie piją alkoholu, śpią po 10 godzin, odpowiednio się odżywiają. Nikomu nie udowodniono brania sterydów!
Fani takich pokazów twierdzą, że to jest rodzaj show, a nie sportu. Czy bierze się doping, to sprawa zawodnika. – Przecież w boksie zawodowym też nie ma badań antydopingowych i nikt nie robi z tego problemu – przekonują...
Anna Gronczewska