Sikorski odszedł, bo chciał awansować Dukaczewskiego
Prawdziwym powodem odejścia Radka Sikorskiego z MON był jego konflikt z Lechem Kaczyńskim – dowiedział się tygodnik „Wprost”. Prezydent nie chciał się zgodzić na planowany przez Sikorskiego awans dla gen. Marka Dukaczewskiego.
18.03.2007 20:39
Jak ustalił "Wprost", kilkanaście dni przed ogłoszeniem dymisji Sikorskiego Lech Kaczyński poinformował premiera, że jako zwierzchnik sił zbrojnych nie wyobraża sobie dalszej współpracy z szefem resortu obrony. Spór między politykami narastał od dawna, ale czarę goryczy przelały propozycje awansów dla związanego z lewicą gen. Marka Dukaczewskiego.
Według informacji tygodnika, ten szkolony przez sowieckie służby specjalne generał, a później szef WSI w czasach rządów SLD, początkowo - według planu Sikorskiego - miał być szefem największego w kraju Śląskiego Okręgu Wojskowego. Później były minister zaproponował prezydentowi, by Dukaczewski został przedstawicielem Polski w NATO. Właściwie to nawet nie zaproponował, lecz próbował postawić Lecha Kaczyńskiego przed faktem dokonanym. Po prostu oświadczył, że chce wręczenia Dukaczewskiemu takiej nominacji - mówi jeden z najbliższych współpracowników prezydenta.
Sikorski nie zaprzecza, że miał plany personalne wobec Dukaczewskiego. Uważam, że państwo polskie nie powinno tracić z pola zainteresowania osób, które sprawowały ważne funkcje państwowe i które posiadły duży zakres wiedzy poufnej - tłumaczy „Wprost” powody swoich propozycji. W krajach NATO szefowie służb specjalnych, którzy popadają w niełaskę, trafiają na prestiżowe, acz mało wpływowe stanowiska, najlepiej poza granicami kraju. W tym duchu głośno myślałem o oferowaniu gen. Dukaczewskiemu dowództwa jednego ze szczątkowych dzisiaj okręgów wojskowych. Poważnie rozważałem wysłanie go w tradycyjne miejsce odpoczynku byłych szefów WSI, to znaczy do attachatu RP w Chinach - mówi były szef MON. __Biorąc pod uwagę dzisiejszą aktywność medialną gen. Dukaczewskiego, nadal sądzę, że byłoby to rozwiązanie optymalne z punktu widzenia obozu rządzącego - dodaje Sikorski.
Dorota Kania