Sikora: "Kampania PO musi być kuloodporna, a kruszy się już po prezentacji jedynek" (Opinia)
Układanie list wyborczych to bodaj największe utrapienie każdego lidera partyjnego - każdy walczy o jak najlepsze miejsce, a ci, którzy nie są zadowoleni głośno kwestionują przywództwo. Tak stało się również w przypadku list KO do Sejmu - ich kształt i okoliczności powstania dają politycznej konkurencji amunicję do ataku.
Kiedy kandydaci Prawa i Sprawiedliwości spędzają kolejny tydzień na pracy w terenie, Koalicja Obywatelska pokazała właśnie listy wyborcze. Grzegorz Schetyna i jego ludzie po czterech latach rządów PiS wiedzą, że wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, idealne, wymuskane, a przy tym kuloodporne. Tylko tak uda się uniknąć ataku przeciwnika, obrócenia wszystkiego w kpinę przez związane z władzą media i zniszczeniem PR-owego efektu.
Na początek trzaśnięcie drzwiami
W przypadku list KO to się nie udało - po ich ogłoszeniu ze sztabu PO odeszła popularna prezydent Łodzi Hanna Zdanowska. Głośno wyraziła niezadowolenie z kształtu list. I patrząc na pierwsze trójki, trudno się dziwić.
W okręgu Zdanowskiej jedynką jest Tomasz Zimoch, człowiek niesłychanie zasłużony dla polskiego dziennikarstwa sportowego, a przy tym niesłychanie sympatyczny. W dodatku zna się nie tylko na sporcie - z wykształcenia jest sędzią. Po drugiej stronie rachunku jest totalny brak doświadczenia politycznego, co z automatu powinno dyskwalifikować każdego kandydata na każdą wyborczą jedynkę.
Być może prezydent Łodzi nie spodobało się też to, że z 41 pierwszych miejsc zaledwie 13 przypadło kobietom. To wciąż lepiej niż PiS (7 jedynek dla kobiet), ale zaskakująco daleko od parytetu. Ciekawe, co na to Zieloni (gdzie funkcjonuje instytucja współprzewodniczących) i Barbara Nowacka.
Trudne pojedynki
Na listy trzeba też spojrzeć porównując je z listami PiS, analizując, z kim będą walczyć o głosy przedstawieni właśnie kandydaci. I tak w Krakowie Paweł Kowal, który przez ostatnie kilka lat był poza polityką, w mediach pojawiający się jako jej komentator, zmierzy się z będącą na pierwszym froncie Małgorzatą Wassermann.
Posłanka PiS nie tylko jest na pierwszym froncie walki z Donaldem Tuskiem, za sprawą swojej komisji ds. Amber Gold, ale też jesienią startowała na prezydenta Krakowa, dzięki czemu utrzymywała kontakt z wyborcami. Paweł Kowal będzie miał sporo do nadrobienia. Na razie jest na zagranicznym urlopie. Jego konkurentka i inni członkowie komisji od tygodni jeżdżą po Polsce.
W Zakopanem pierwsze miejsce na liście zajmuje Jagna Marczułajtis-Walczak, która większość tej kadencji spędziła poza Sejmem. Wróciła do niego dopiero po tym, kiedy mandat poselski zwolnił Rafał Trzaskowski, wybrany jesienią na prezydenta Warszawy.
Gdzie ci samorządowcy?
Na razie mało widoczny jest też element samorządowy, choć przecież po fiasku negocjacji z PSL i lewicą, Grzegorz Schetyna zapewniał, że to właśnie samorządowcy zapełnią tę pustkę. Jedynką z Rzeszowa jest popularny w swoim mieście prezydent Tadeusz Ferenc, pozyskany niedawno z SLD. I w swoim okręgu zapewne zdobędzie dobry wynik, szczególnie, że będzie się mierzył z szefem komitetu wykonawczego PiS Krzysztofem Sobolewskim, który nie należy do twarzy partii i nie jest znany szerokiej publiczności.
Jednak samorządowcy mieli pomagać także w kampanii centralnej, ogólnopolskiej. Tymczasem trudno sobie wyobrazić, że 79-letni Ferenc będzie jeździł przez najbliższe 4 miesiące po wiecach, piknikach i spotkaniach. Co oczywiste spadnie też rola Hanny Zdanowskiej, co osłabi samorządowy element kampanii PO.
Znane nazwiska
Na listach pojawia się nieco osób niezwiązanych dotychczas bezpośrednio z polityką, choć patrząc na nazwiska trudno uniknąć wrażenia, że o ich wysokich lokatach decydowały tylko ich osobiste dokonania. Jedynką w Poznaniu jest Joanna Jaśkowiak, bardzo zaangażowana w życie publiczne (była m.in. ścigana przez organy państwa za wystąpienie na demonstracji), ale czy rzeczywiście zostałaby jedynką, gdyby nie fakt, że jest żoną popularnego prezydent miasta? Albo Piotr Adamowicz, działacz opozycji antykomunistycznej, ceniony dziennikarz. Ale czy to zdecydowało o trzecim miejscu na listach PO?
Już po tym krótkim wyliczeniu wyraźnie widać, że listy Koalicji Obywatelskiej nie są pozytywnym zaskoczeniem. Nie są cudem, którego udało się dokonać Grzegorzowi Schetynie. A patrząc na dzisiejsze sondaże i poziom zorganizowania oraz dyscypliny w PiS, tylko taki cud dałby szanse na pokonanie PiS jesienią. Patrząc na listy PO, trudno sobie taki scenariusz wyobrazić.