Siedziała na parapecie i krzyczała, że skoczy w dół
Kobieta siedziała na parapecie na trzecim piętrze i krzyczała, że zaraz skoczy. Nie chciała otworzyć drzwi mieszkania i nikogo nie słuchała. Dopiero cierpliwa rozmowa z policjantką sprawiła, że płocczanka zrezygnowała z samobójczego zamiaru, a strażacy mogli z ulgą zwinąć „skokochron”.
Informację o kobiecie, która głośno obwieszcza swój zamiar samobójczy, otrzymał dyżurny płockiej komendy. Pod wskazany blok natychmiast wysłano patrol.
Na miejscu potwierdziło się wszystko to, co opowiedziała osoba telefonująca do komendy. Okno mieszkania na trzecim piętrze było otwarte, na parapecie siedziała kobieta z nogami na zewnątrz i krzyczała, że zaraz rzuci się w dół. Drzwi jej mieszkania były zamknięte na klucz, desperatka nie reagowała na jakiekolwiek próby nawiązania z nią kontaktu.
Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Patrol wezwał inne służby, na rozwój wydarzeń czekała w gotowości karetka pogotowia, straż pożarna rozwinęła tzw. skokochron, który uratowałby kobietę, gdyby ta spełniła swój zamiar.
Patrol policji nie czekał biernie na zakończenie tej historii. Zwłaszcza policjantka nie ustawała w staraniach, by być cały czas w kontakcie werbalnym z desperatką. Rozmawiała z nią „jak kobieta z kobietą”, zachowując - mimo silnego stresu - wielki spokój. Płocczanka w końcu wróciła do mieszkania i otworzyła policjantom drzwi.
Kobieta od lat boryka się z chorobą w rodzinie. Pogotowie zabrało ją do szpitala. Jest już pod opieką lekarzy.