Siedział niewinny; prawdziwy oszust też zatrzymany
Oszusta, który wprowadził w błąd policjantów i spowodował aresztowanie niewinnego mężczyzny, zatrzymano w Toruniu. Sprawca okazał się rodzonym bratem niewinnie wsadzonego za kraty mieszkańca podgrudziądzkiej wsi.
31.03.2010 | aktual.: 01.04.2010 13:02
Andrzej Malinowski został zatrzymany w czerwcu ub.r. na podstawie listu gończego wystawionego przez sąd w Toruniu. Mężczyzna trafił na 15 dni do więzienia, gdyż na taki wyrok skazał go zaocznie sąd za kradzież w sklepie, której miał się rzekomo dopuścić dwa lata wcześniej.
Aresztowany nie zdołał przekonać nikogo, że to pomyłka i odsiedział cały wyrok. Po wyjściu na wolność wynajął prawnika. W sądzie udowodniono, że Andrzej Malinowski nie popełnił zarzucanego mu czynu, a wyrok na niego wydano bezpodstawnie. Na początku marca br. sąd ostatecznie uniewinnił mężczyznę.
Jak poinformowała Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka toruńskiej policji, funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania i tym razem ujęli prawdziwego złodzieja ze sklepu, który był sprawcą całej historii. Okazał się nim starszy brat niewinnie uwięzionego mężczyzny.
Sam Malinowski zapewnia, że z bratem nie miał kontaktu od ponad 12 lat i nawet nie przypuszczał, że ten przebywa w Toruniu. Po wszystkim, co go spotkało, tym bardziej nie zamierza odnawiać kontaktów rodzinnych.
Brata Andrzeja Malinowskiego policjanci odnaleźli w toruńskim schronisku dla bezdomnych. Teraz, oprócz kary za kradzież sklepową, czeka go także oskarżenie o kilkukrotne podrobienie podpisu i wprowadzenie w błąd wymiaru sprawiedliwości.
Mimo że sąd ostatecznie uniewinnił skazanego omyłkowo mężczyznę, wymiar sprawiedliwości nie poczuwa się do winy w tej sprawie. Jak poinformowano w toruńskim sądzie, sprawa została rozpatrzona zaocznie zgodnie z procedurą, na podstawie materiałów dowodowych dostarczonych przez policję.
Na polecenie komendanta wojewódzkiego wszczęto wewnętrzną kontrolę w policji. Ma ona na celu m.in. zbadanie, na jakiej podstawie policjanci potwierdzili tożsamość osoby zatrzymanej na kradzieży.
Złodzieja schwytano na gorącym uczynku w 2007 roku, w toruńskim sklepie sieci "Biedronka". Mężczyzna usiłował wynieść ze sklepu artykuły spożywcze warte około 16 zł. Zatrzymany nie miał żadnych dokumentów, ale podał policjantom imię, nazwisko, imiona rodziców, numer PESEL i swój adres. Informacje zgadzały się z bazą danych i to wystarczyło policji do skierowania sprawy do sądu.
Złodziej został skazany na 15 dni prac społecznych, ale ponieważ nie stawił się do ich odbycia, zamieniono mu to na areszt. Za uchylającym się od kary wystawiono wkrótce list gończy, z którym po dwóch latach trafili do podgrudziądzkiej wsi policjanci, by zatrzymać domniemanego skazańca.
Andrzej Malinowski udowodnił, że w czasie, gdy doszło do kradzieży, przebywał w Gdańsku. - Tego, co spotkało mnie za więziennym murem, nie życzyłbym najgorszemu wrogowi. Traktowany byłem "normalnie", czyli jak zwykły śmieć - wspomina Malinowski.