Shlomo Ben‑Ami: W obronie Bractwa Muzułmańskiego
Prezydent USA Donald Trump odłożył do zamrażarki projekt dekretu, który sklasyfikowałby Bractwo Muzułmańskie jako organizację terrorystyczną. Powinien go tam zostawić na zawsze.
09.04.2017 12:38
Oczywiście, Bractwo Muzułmańskie nie zawsze jest ucieleśnieniem wartości demokratycznych. W Egipcie, rząd prezydenta Mohameda Morsiego traktował demokrację jako propozycję, w której zwycięzca bierze wszystko. Skończyło się to dla niego tym, że został obalony niewiele po ponad roku rządów.
Rozwiązanie takich problemów, poprzez ostracyzację autentycznych religijno-politycznych opcji tylko wzmacnia argumenty dżihadystów, które mówią, że przemoc jest jedyną drogą do osiągnięcia reform. Tak właśnie stało się, kiedy Abdel Fattah el-Sisi, następca Morsiego po zamachu stanu z 2013 roku, zastosował opcję zerową wobec Bractwa.
Tam, gdzie partie islamistyczne dostają pole do działania politycznego, wykazują umiejętność do korzystania z takiej możliwości. Często opowiadają się za uczestnictwem w życiu politycznym jako lepszym wyjściem niż przemoc. Partie te, w tym Bractwo Muzułmańskie, są zaangażowane w legalne działania polityczne w kilku krajach, które często sprawiają, że łagodzą swoje poglądy.
Fenomen w świecie arabskim
Polityka, w odróżnieniu od religii, nie jest światem wiecznych prawd, lecz racjonalnych kalkulacji. Żeby rządzić skutecznie, trzeba umieć budować sojusze i koalicje, także z laickimi i liberalnymi partiami. Mając to na uwadze, zaangażowanie w politykę naturalnie popycha w kierunku większego umiarkowania. To fenomen, który widzieliśmy wielokrotnie w świecie arabskim.
Kiedy partia Sprawiedliwości i Rozwoju (PJD) wchodziła w Maroku do polityki, w 1997 roku, "islamizacja" była jej głównym hasłem. Podobnie, początkowo tunezyjska partia Ennahda (Odrodzenie) opierała się na spuściźnie islamskiej rewolucji w Iranie oraz ideach radykalnych islamistycznych krytyków zachodnich wartości, takich jak Sajjid Kutb, główny teoretyk Bractwa, w latach 50.
Ale zarówno PJD jak i Ennahda, które doszły do władzy w swoich krajach w 2011 roku, przez lata, stopniowo dryfowały w kierunku umiarkowania, a nawet sekularyzacji. Po cichu odeszły od niektórych radykalnych zasad, aby przystosować się do kluczowych reguł świeckiej demokracji, takich jak pluralizm kulturowy i wolność wyznania.
Manewry taktyczne
W 2003 roku, w odpowiedzi na zamach terrorystyczny w Casablance, PJD stanowczo odcięła się od ruchu religijnego, który ją stworzył, bezwarunkowo odrzucając przemoc. W odróżnieniu od grup dżihadystycznych, które chętnie przyznałyby się do odpowiedzialności za taki zamach, PJD chciała wyraźnie zaznaczyć, że nie inspirowała się, ani nie popierała takich działań. W 2015 roku Ennahda również rozdzieliła ruch promujący wartości religijne, od partii, która postępuje według świeckiej logiki gry politycznej.
Krytycy, którzy zarzucają, że działania tych partii były jedynie taktycznymi manewrami mają trochę racji. Trzeba jednak pamiętać, że takie taktyczne ruchy mogą prowadzić do strategicznych, a nawet ideologicznych przesunięć. W rzeczy samej, odkąd odseparowały się one od ograniczeń religijnych dogmatów, polityczne gałęzie obu partii zdystansowały się od swoich fundamentalistycznych islamistycznych korzeni.
Zaangażowanie się w politykę miało także łagodzący wpływ na egipskie Bractwo Muzułmańskie. Kiedy Morsi był prezydentem, respektował porozumienie pokojowe z Izraelem, a nawet odegrał kluczową rolę w doprowadzeniu do zawieszenia broni podczas konfliktu Izraela z Hamasem w 2012 roku. Te działania pokazały jego determinację, żeby podtrzymać rolę Egiptu jako siły na rzecz regionalnej stabilności. Oznaczało to powstrzymanie się od tego, aby ideologia, którą wyznawał, popchnęła go do przyjęcia radykalnej polityki zagranicznej.
Algierscy islamiści podążyli trochę inną drogą, łagodząc swoje poglądy po klęsce w katastrofalnej wojnie domowej w latach 90. Choć pamięć o wojnie obecnie zanika, przykłady konfliktów w Syrii i Libii, wraz z politycznym zaangażowaniem partii islamistycznych, takich jak Ruch Społeczeństwa na rzecz Pokoju, wystarcza by zniechęcić większość młodych Algierczyków do dżihadyzmu.
Wzmocnienie radykalizmu
Tak jak polityczna partycypacja może zachęcać do umiarkowania, polityczna izolacja może wzmacniać radykalizm. Weźmy pod uwagę sprawę Hamasu, który nie jest globalnym ruchem dżihadystycznym, a raczej nacjonalistyczną, islamistyczną organizacją, której rządy żelaznej ręki w Gazie nie tolerują sprzeciwu.
Można zaryzykować tezę, że nieuznanie przez społeczność międzynarodową zwycięstwa Hamasu, kiedy zdobył władzę w wyborach 2006 roku, zablokowało potencjał ruchu do złagodzenia kursu. W końcu Hamas, w przeciwieństwie do grup takich jak al-Kaida czy Państwo Islamskie, często flirtował, jakkolwiek nieśmiało, z bardziej koncyliacyjnym podejściem do Izraela.
Według doniesień, nawet bez uznania politycznego, Hamas zdecydował się opublikować nowy program, bez wybujałego antysemityzmu widocznego w obecnym manifeście. Istnieją też podstawy by twierdzić, że Hamas zaakceptowałby rozwiązanie konfliktu w oparciu o dwa państwa i zadeklarował niezależność od Bractwa Muzułmańskiego, po to by ułatwić przywrócenie stosunków z Egiptem i innymi państwami arabskimi.
Jeśli Hamas rzeczywiście udowodni, że idzie w kierunku większego pragmatyzmu politycznego, powinien być zachęcany do kontynuowania tego trendu. W szczególności Izrael powinien traktować Gazę jakby była niepodległym państwem i promować jej stabilność. Oznacza to zakończenie izraelskiej blokady strefy Gazy, która była jedynie paliwem dla ekstremizmu i wojny i przyznanie jej mieszkańcom kontroli nad ich własnym portem morskim, otwierając go tym samym na handel i turystykę.
Tworzenie przestrzeni dla łagodnej ekspresji islamu w sferze publicznej jest kluczem do pokonania globalnego dżihadyzmu. Tylko wtedy, kiedy wojna przeciwko dżihadyzmowi przeniesie się z pola bitwy na arenę polityczną, arabskie społeczeństwa będą mogły zacząć iść w kierunku bezpieczniejszej i jaśniejszej przyszłości.
Shlomo Ben-Ami, Project Syndicate
Shlomo Ben-Ami - były minister spraw zagranicznych Izraela. Wiceprezes fundacji Toledo International Center for Peace. Autor książki "Blizny wojny, rany pokoju: Tragedia izraelsko-arabska”.