Trwa ładowanie...
d2rqlqk
27-06-2006 12:57

Sergio odnowiciel

Nowy szef Fiata Sergio Marchionne uchodzi za napęd turbo dla koncernu. Dyrektorów przyspawanych do foteli wystawił za drzwi, a kursy akcji wyciągnął z dołka.

d2rqlqk
d2rqlqk

Większość menedżerskiej elity stara się prezentować jako ludzie niezwykle pewni siebie – to należy do zawodu. U wielu jednak pod gładką fasadą można wyczuć cień powątpiewania we własną nieomylność. Sergia Marchionnego to nie dotyczy. Ten 54-letni Włoch, który swą drogę do światowej czołówki zaczynał w Szwajcarii, jest o własnej wartości przekonany w stu procentach.

Cichy gigant

Marchionne od półtora roku kieruje losami włoskiej fabryki samochodów Fiat, konglomeratu przedsiębiorstw, który zatrudnia 160 tys. pracowników. Fabbrica Italiana Automobili Torino wypracowuje pięć procent całego produktu narodowego Włoch. Fiat jest dla Włoch szansą, ale równocześnie i ryzykiem – dlatego jego szef to najuważniej obserwowany menedżer apenińskiego buta.

Porażkę na tym stanowisku poniosło już wielu. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat przed objęciem funkcji przez Marchionnego swoje fotele musiało zwolnić czterech dyrektorów generalnych. Ale dzięki Marchionnemu mogłyby się w końcu powieść podejmowane od lat próby zreformowania tego tkwiącego w kryzysie giganta. Dzięki jego energicznym działaniom koncern znajduje się na drodze do uzdrowienia: w ubiegłym roku obrotowym Fiat pod wodzą Marchionnego zamienił stratę w wysokości 1,6 miliarda euro w zysk rzędu 2,3 miliarda, choć co prawda tylko dzięki szczególnym okolicznościom. Decydującą rolę odgrywa sektor samochodowy, stanowiący prawie połowę koncernu – po raz pierwszy od czterech lat wykazał wynik dodatni. Wprawdzie tylko z 21 milionami euro zysku w ostatnim kwartale 2005 r. – ale jeszcze trzy miesiące wcześniej notowano stratę w wysokości 156 milionów. Wygląda na to, że Marchionnemu, który studiował ekonomię, filozofię i prawo, udało się dokonać przełomu. Jeszcze jednego. Tak jak wcześniej w Alusuisse-Lonza i w
genewskiej firmie SGS zajmującej się certyfikacją towarów. I tak, jak w całej dotychczasowej karierze. Jak tego dokonał, i to w gałęzi przemysłu, którą znał praktycznie tylko ze słyszenia? W jaki sposób w kilka miesięcy diametralnie zmienił kurs firmy, zelektryzował kadrę menedżerską, otworzył przed pracownikami nowe perspektywy i wywołał podskoki radości na giełdzie? – Mało obiecuje, dużo daje – mówi rzecznik Fiata. Na Marchionnem można polegać, ponieważ nigdy nie opowiada za dużo. Dlatego zachwyca inwestorów, dlatego jako odnowiciel firmy cieszy się wiarygodnością, jak niewielu poza nim. I faktycznie: Fiat uchodził już za kandydata do upadłości, a teraz jego akcje osiągają tak wysokie kursy, jakich nie notowano od dawna.

Jest środa, drugi dzień konferencji prasowych w trakcie Salonu Samochodowego w Genewie. Raptem wśród włoskich dziennikarzy poruszenie. Wzrok wszystkich kieruje się w stronę grupy mężczyzn, podchodzących do „Bubble”, jak nazywa się na tegorocznym salonie stoisko Fiata, które swym srebrnym wystrojem przypomina kapsułę z serialu „Star Trek”. Na czele kroczy wysoki mężczyzna z siwiejącą czupryną: to Marchionne, w klasycznym ciemnym garniturze i bordowych skórzanych mokasynach. Jego krzywe nogi i sięgający kolan, nieco wymięty płaszcz kojarzą się z bohaterami westernów, do których muzykę pisał Ennio Morricone. Reporterzy podsuwają mu mikrofony, wysłannik włoskiej agencji informacyjnej bombarduje go pytaniami. Marchionne odpowiada tak cicho, że technicy muszą podkręcać gałki urządzeń nagrywających. Po pięciu minutach pierwszy uśmiech, miłe pożegnanie i już go nie ma, a wraz z nim i grona menedżerów Fiata. Jeden z nich, 38-latek Luca de Meo, pracował w koncernach Renault i Toyota, a przed czterema laty przeszedł do
Włochów. Teraz jest odpowiedzialny za markę Fiat i podlega bezpośrednio szefowi koncernu. De Meo ma dodać marce nowego blasku, a jej modele promować na rynku jako modne i nowoczesne. Jest postawnym typem, na swój pierwszy występ na Salonie wbił się w garnitur w delikatne paski. Co szczególnie ceni u swego szefa? – He is a man with big M (To mężczyzna przez duże M). W ten sposób De Meo przypomina o bohaterze powieści „A Man” Oriany Fallaci o życiu i śmierci pewnego greckiego rewolucjonisty. Książka ta była bestselerem i wywarła duży wpływ na pokolenie młodych Włochów.

d2rqlqk

Ludzie jak pionki

Także Sergio Marchionne staje się bohaterem nowego składu menedżerskiej kadry Fiata. Swych współpracowników zachwyca odważnym i konsekwentnym działaniem. Na tym polu dzisiejszy szef Fiata różni się od swych poprzedników. Oczywiście i oni wiedzieli, co należało zrobić. Trzeba było zredukować nadmiar menedżerów, którzy najlepsze lata dawno już mieli za sobą, i zrobić miejsce dla nowych ludzi ze świeżymi koncepcjami.

Ale odważył się na to dopiero Marchionne. I to tak szybko i bezkompromisowo, że w tradycyjnie zbiurokratyzowanej gospodarce Włoch było to niczym rewolucja. 1 września 2004 r., niespełna dwa miesiące po objęciu funkcji, przedstawił sposób na rozwiązanie problemów. Była to metoda, którą już wcześniej stosował jako drogę wyjścia z kryzysów w wielkich przedsiębiorstwach, którymi kierował. W informacji na użytek pracowników i opinii publicznej Marchionne kazał umieścić fragment, który opisuje sedno tajemnicy jego sukcesów: „Prawdziwe zmiany następują jedynie w wyniku ponadprzeciętnego zaangażowania. Dlatego wybieramy ludzi, którzy ze względu na swoje doświadczenie i charakter mogą doprowadzić do zmiany mentalności: ludzi, którzy są zorientowani na pracę w zespole i potrafili osiągać swoje cele, ludzi, którzy chcą się stale doskonalić”.

Brzmi nieco patetycznie, ale u Marchionnego za słowami poszły czyny. Wymaga i wspiera, świeżo zaangażowanym ludziom przydziela odpowiedzialne zadania, wyznacza im cele i daje mało czasu na ich realizację. Luce de Meo, młodemu szefowi ds. marki, Marchionne wysłał bożonarodzeniową kartkę. Szef koncernu napisał na niej: „Firma IBM stwierdziła kiedyś, że kultura to część gry. Więcej: kultura JEST grą”.

Inne oblicze Marchionnego poznają ci, którzy nic z siebie nie dają lub którzy sprzeciwiają się temu Włocho-Kanadyjczykowi (w wieku 14 lat wyjechał z rodzicami do Toronto). Tak jak Herbert Demel, który jako szef Audi z powodzeniem lansował takie modele jak np. TT i któremu Marchionne zlecił dokonanie kulturowej przemiany w Fiacie. Pół roku później doszło do konfliktu. Szef koncernu Marchionne wysłał Demela do diabła i sam objął kierownictwo działu samochodowego, o którego działalności i jej specyfice niewiele jeszcze wówczas wiedział. „Życzę mu na przyszłość wszystkiego dobrego” – napisał na pożegnanie. Nic więcej. Jego bezlitosne obchodzenie się z menedżerami najwyższego szczebla przeszło do legendy. W genewskiej firmie SGS, gdzie ma niebawem objąć funkcję prezesa rady nadzorczej, wymienił prawie cały zarząd. W Lonzie umieścił na tronie swego kandydata – tylko po to, by go niedługo później z niego strącić przy akompaniamencie medialnej wrzawy.

d2rqlqk

Mimo to szef Fiata cieszy się u swoich ludzi uznaniem. Bo nie tylko wymaga, ale i wiele daje z siebie. Jak 13 lutego 2005 r., gdy rozwiązał partnerstwo z gnuśnym amerykańskim gigantem General Motors. Rozegrane to zostało po mistrzowsku. GM w 2000 r. za miliardy nabył prawo i zobowiązanie do przejęcia Fiata, gdyby firma ta miała kiedyś zostać wystawiona na sprzedaż. Potem jednak Amerykanie nie chcieli zrealizować tej opcji i brać na siebie restrukturyzacji włoskiej firmy. Za swą rejteradę musieli zapłacić Marchionnemu 1,55 miliarda euro odszkodowania. Szefowie GM nieprędko zapomną, jak ten rzekomy nobody w asyście zaledwie dwóch ludzi ze swej firmy pokonał całą armię ich prawników.

Dzięki tej rozgrywce Marchionne z dnia na dzień urósł do rangi jednego z wielkich bossów przemysłu samochodowego. Jeżeli faktycznie uda mu się postawić Fiata na nogi, to stanie się on dla Włochów kimś więcej: narodowym bohaterem.

LUKAS HÄSSIG © Die Weltwoche, 9.03.2006

d2rqlqk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2rqlqk
Więcej tematów