Serbowie decydują o przyszłości kraju
Serbowie wybierają w niedzielę nowy
parlament. Przedterminowe wybory parlamentarne będą faktycznie referendum w sprawie europejskiej integracji kraju.
10.05.2008 | aktual.: 10.05.2008 23:28
Prawie 16 miesięcy po ostatnich wyborach 6,7 mln uprawnionych do głosowania ma ponownie zdecydować o podziale miejsc w 250-osobowej Narodnej Skupsztinie.
Wyniki wyborów są trudne do przewidzenia, bo ugrupowania proeuropejskie i eurosceptyczni nacjonaliści idą prawie łeb w łeb.
Te wybory są formą referendum, w trakcie którego obywatele dokonają wyboru, czy Serbia stanie się - czy nie - członkiem Unii Europejskiej - powiedział niedawno prezydent Boris Tadić.
Według ostatnich sondaży ultranacjonaliści z Serbskiej Partii Radykalnej (SRS) mogą liczyć na 34% głosów, o jeden punkt procentowy więcej niż proeuropejscy demokraci skupieni wokół Partii Demokratycznej (DS) Tadicia.
Rusofilscy ultranacjonaliści wykorzystali niechęć większej części społeczeństwa serbskiego wobec USA i UE z powodu wsparcia przez Waszyngton i Brukselę niepodległości Kosowa, które Serbowie uważają za kolebkę swojej państwowości.
Szermując populistycznymi hasłami obiecali rozwiązać wszystkie problemy ekonomiczne kraju, gdzie bezrobocie przekracza 18% i średnia pensja wynosi równowartość 350 euro.
Chcąc wesprzeć proeuropejskie siły w Serbii, Unia Europejska podpisała 29 kwietnia z Belgradem warunkowo umowę o stowarzyszeniu i współpracy. To pierwszy krok do członkostwa w UE. W miniony wtorek z kolei 17 krajów strefy Schengen postanowiło, że będzie wydawać Serbom darmowe wizy wjazdowe.
Ustępujący premier Vojislav Kosztunica i skrajni nacjonaliści określili podpisanie umowy z UE jako krok "antykonstytucyjny" i "skierowany przeciwko państwu". Prezydent Tadić dostał nawet z tego powodu list, w którym nazwano go zdrajcą i grożono śmiercią.
Według analityków ewentualne dojście do władzy ultranacjonalistów doprowadziłoby Serbię do oddalenia się od Europy i do ściślejszych związków z Rosją. Oznaczałoby to także wstrzymanie współpracy z haskim trybunałem ds. zbrodni w byłej Jugosławii. Jeśli radykałowie zwyciężą, żaden Serb nie będzie więcej przekazany Hadze - zapowiedział już szef SRS, Tomislav Nikolić.
Siły skupione wokół premiera Kosztunicy zapowiedziały już, że po wyborach parlamentarnych unieważnią podpisaną warunkowo umowę stowarzyszeniową z UE. Jeden z sojuszników Kosztunicy, Velimir Ilić, lider ugrupowania Nowa Serbia, nazwał Tadicia "największym zdrajcą w historii Serbii".
Już obecnie można założyć, że powoływanie rządu potrwa długi czas, gdyż żadna ze stron nie wygra na tyle przeważającą większością głosów, aby rządzić samodzielnie i będzie musiała poszukać sobie koalicjantów. W tej sytuacji nie jest wykluczone, że "języczkiem u wagi" będzie Socjalistyczna Partia Serbii, założona przed laty przez Slobodana Miloszevicia.
Wybory rozpisano w Serbii po rozpadzie koalicji rządzącej, sprowokowanym ogłoszeniem niepodległości przez Kosowo.
Kosowo uznało już ok. 40 państw, w tym USA i większość krajów UE. Belgrad nie przyjmuje do wiadomości oderwania się tej prowincji od macierzy.
Równocześnie z wyborami parlamentarnymi odbywają się wybory komunalne. Szczególne znaczenie ma obsadzenie rad miejskich w głównych ośrodkach kraju: Belgradzie, Niszu i Nowym Sadzie.