Sąsiedzi Sebastiana M. zabrali głos. "Za dużo kasy"
Nie milknie dyskusja wokół tragicznego wypadku na autostradzie A1. Znajomi kierowcy bmw mówią o 32-latku, że był "sympatyczny", ale przytłoczył go jego własny stan majątkowy. - Za dużo kasy. Woda sodowa idzie do głowy - mówi anonimowo sąsiad Sebastiana M. Według osób, które zajmowały się wypadkiem, tuż po zdarzeniu mężczyzna bardziej martwił się swoim rozbitym samochodem, niż losem rodziny, która zginęła.
Sebastian M. jest podejrzewany o spowodowanie wypadku samochodowego do którego doszło w sobotę 16 września 2023 roku na autostradzie A1 na wysokości Sierosławia. W tragicznym zderzeniu samochodów bmw i kia zginęła trzyosobowa rodzina, w tym 5-letnie dziecko.
Dziennikarze "Interwencji" dotarli również do sąsiadki tragicznie zmarłej rodziny. - Dobrzy sąsiedzi, bardzo zgodni byli, wspaniali ludzie. Ja ich znałam od urodzenia. Do dzisiaj przeżywam. Po prostu płakać mi się chce. Jak wchodził na parterze, to było słychać do samego czwartego piętra, że Oliwier idzie - wspomina kobieta.
Znajomi Sebastiana M. nie szczędzą pod jego adresem gorzkich słów. - Lubił się wozić. Za dużo kasy. Głupota to, co zrobił. Głupota totalna. Widać po relacjach na Facebooku - mówi jeden z nich.
Z kolei eksperci zwracają uwagę, że bmw 32-latka było znacznie mocniejsze od wersji fabrycznej. - To był samochód, który przeszedł modyfikację, która spowodowała, że jego moc wzrosła, jeśli chodzi o konie, o co najmniej 100. To nie jest samochód taki normalny, którym się jeździ po drodze publicznej, tylko to jest samochód wręcz wyścigowy - mówi Patryk Szulc z kanału Podejrzani.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: skandal w Świdniku. 34-latka ukradła puszkę z datkami
Tragedia na A1. "Co najmniej 800 stopni Celsjusza"
Z ustaleń śledczych wynika, że bmw, które prowadził 32-letni Majtczak, w chwili zderzenia z kią jechało z prędkością ponad 250 km/h. Szulc podkreśla, że bmw zbliżało się do kii z prędkością 70 metrów na sekundę. Kierowca, który podróżował z rodziną, nie miał szans na reakcję. Rozbił auto o bariery, samochód stanął w ogniu.
- Najprawdopodobniej doszło do rozerwania zbiornika z paliwem i zapłonu tego paliwa. Mnie się wydaje, że w środku było co najmniej 800 stopni Celsjusza - przekazał rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi Jędrzej Pawlak.
- Sebastian M. siedział obok tego samochodu, nie zwracał za bardzo uwagi na płonącą kię i na dramat, który rozgrywał się 200 metrów wcześniej. Pojawiają się takie komentarze, cytuję: "Chował się jak szczur. Jego najważniejszym problemem w tym momencie było to, czym będzie jeździł, skoro to bmw rozbił - twierdzi dziennikarz Patryk Szulc.
Źródło: polsatnews.pl